sobota, 21 kwietnia 2018

212. Och, ta Jolka

           Niepytek Boleść, powszechnie znany jako Kijaj, syn najznamienitszego bodaj bździochowskiego chirurga, doktora Kostka Boleścia, wyszalawszy się za młodu, nieco się ustatkował. Ale tylko nieco. Poza pamiętnym wjazdem na koniu w czasie dancingu w restauracji Pod Natchnionym Kalongiem miał jeszcze wiele – nazwijmy to – nietypowych zachowań. Być może właśnie z tego powodu nie poszedł w ślady ojca i nie został chirurgiem. I być może, a nawet na pewno odbyło się to z korzyścią dla bździochowskiej chirurgii.
           Kijaj podjął pracę w jednym z bździochowskich urzędów, z początku na stanowisku referenta. I jak to u niego, swoją pracę wykonywał w nieco nietypowy sposób. Lubił mianowicie sadzać sobie petentki na kolanach. No i trafiła kosa na kamień. Bo o ile część kobiet oburzała się na taką propozycję obsługi, zdarzały się i takie, które nie miały nic przeciwko temu. Ba, były i takie, które wręcz ochoczo korzystały z tak uprzejmej obsługi urzędniczej.
           Wśród tych ochoczych znalazła się niejaka panna Jola. Jola Filutko. Panna Jola Filutko z takim entuzjazmem dała się urzędniczo obsłużyć, że sprawa znalazła swój finał przed ołtarzem. Nie żeby tam zaraz jakaś przedmałżeńska wpadka albo chwilowe przyćmienie umysłu. Nie. Panna Jola całkowicie świadomie uwiodła Kijaja, bo odkryła w nim pokrewną duszę. Kijaj zaś chwilowo tego pokrewieństwa dusz nie wyczuł. A kiedy już wyczuł, to też nie miał nic przeciwko takiej kompozycji dusz i ze zwykłym u siebie temperamentem włączył się w konsumpcję małżeństwa. Oboje płatali sobie figle nieziemskie.
           Na konto Joli trzeba zapisać pewną sytuację z czasu, kiedy jeszcze była panienką, o wesołym usposobieniu i skorą do żartów. O tym miał się przekonać Bronsiu Wyżłop, bawiący swego czasu z małżonką nad morzem, na zakładowych wczasach w Cwajtym Gablu, czyli w ośrodku wczasowym Fabryki Sztućców Dwukrotnego Użytku, w którym był zatrudniony jako dobieracz barwników w dziale projektowo-konstrukcyjnym. Jak pamiętamy, Bronsiu wybrał się tam wprawdzie w jednym garniturze, ale za to z walizką zapełnioną butelkami wódki. Kiedy pewnego popołudnia szedł plażą, oczywiście w garniturze, z małżonką pod rękę…
           Tu mała dygresja. Bronsiu wyszedł na spacer z myślą o przewietrzeniu głowy przed przyswojeniem kolejnej dawki wódeczki z przywiezionego ze sobą zbioru różnych gatunków owej wódeczki, małżonka zaś towarzyszyła mu w przechadzce po plaży z czystej potrzeby utrzymywania męża w pozycji pionowej. Wróćmy więc na tę plażę.
           W pewnej chwili Bronsiu – nie wiadomo, czy z chęci zaplanowanej nagle kąpieli, czy też może z jakiegoś innego powodu, którego już nie poznamy – rzucił w morze pytanie. Pytanie było konkretne, a rzucone zostało do dziewczyny siedzącej w wodzie, niedaleko brzegu. Woda sięgała jej do brody, nieco wyżej uśmiech rozświetlał jej twarz. Bronsiu nie wiedział, że była to Jola – dziewczę wesołe, figlarne, zawsze skore do żartów. Jego pytanie wyzwoliło króciutki dialog:
           – Przepraszam, czy ciepła woda? – to Bronsiu.
           A na to dziewczę:
           – Jestem Jola, nie termometr.

           Nic zatem dziwnego, że wraz z poślubionym Kijajem stroili sobie żarty nawzajem. Przy czym trzeba przyznać zdecydowana przewaga pod względem ilości żartów była po stronie Kijaja. Kiedy już szala z dowcipami przechyliła się bardzo mocno na stronę męża, Jola postanowiła działać bardziej zdecydowanie.
Pewnego więc wieczoru zadzwonił telefon. Kijaj podniósł słuchawkę.
           – Czy mogę z Jolą? – padło w słuchawce pytanie zadane niewątpliwie męskim głosem.
           – Ale żony nie ma w domu – odpowiedział Kijaj z ulgą, bo gdzieś koło serca poczuł ukłucie zazdrości.
           Na to głos:
           – Wiem, Jest u mnie. Ja się pytam, czy mogę.
           Nie wiadomo, jak by się potoczyły dalsze losy małżeństwa młodych Boleściów, gdyby Joli nie udało się przekonać męża, że był to tylko żart.
           Od tej pory oboje stali się bardziej powściągliwi w czynionych sobie dowcipach, ale że natury mieli niezmiernie i niezmiennie figlarne, odbiło się to na innych mieszkańcach Bździochowej Doliny. Ale to już historia z całkiem innej beczki.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz