sobota, 7 kwietnia 2018

210. Zalewanie Szczeżuja

           Tytułowe zalewanie wbrew pozorom nie ma nic wspólnego z upodobanym przez bździochowian niewylewaniem za kołnierz, przez niektórych zwanym też zalewaniem robaka. To zalewanie miało zupełnie inny charakter. A było to tak.

           Ciaptułowie, Szczeżuj i jego żonna, Beladonna, panowali w swym mieszkaniu na jedenastym piętrze bloku jednego z bździochowskich osiedli niepodzielnie. To znaczy Beladonna panowała, a Szczeżuj pełnił rolę wykonawcy jej zachcianek. Jakie były tego efekty, można wnioskować chociażby po w cudowny sposób zdematerializowanej piwnicy Ciaptułów. Toteż nikogo specjalne nie dziwiły różne nietypowe sytuacje, w których Beladonna była pomysłodawczynią, a Szczeżuj realizatorem owych pomysłów.

           Chodziły słuchy, że również w sferze intymnej Beladonna miewała szczególne wymagania tudzież upodobania. Z przecieków nie wiadomo w jaki sposób wypływających spoza drzwi ich twierdzy wynikało, że najlepsze szczytowania królowa jedenastego piętra miewała podczas aktu dokonywanego na zlewozmywaku. Z przecieków natomiast nie wynikało, jak technicznie bywało to rozwiązywane; w każdym razie tak jak zwykle głos rozsierdzonej Beladonny rozchodził się po strunobetonie ścian do samego parteru, w podobny sposób parter dowiadywał się o dokonującym się właśnie akcie na zlewozmywaku. Z tą różnicą, że prócz drżenia strunobetonu, w rezonans wpadały dodatkowo rury wodne i kanalizacyjne. Ta różnica właśnie pozwalała rozpoznać, co się aktualnie u Ciaptułów odbywało.

           Użycie w tym przypadku słowa przeciek nie jest całkiem przypadkowe, gdyż w jakiś sposób przybliża pewne niepokojące sąsiadów fakty. Otóż pewnego dnia sąsiadom zajmującym lokal pod Ciaptułami zaczęła ni stąd ni zowąd kapać na głowy woda. Oczywiście pierwsza myśl kojarzyła kapiącą wodę z aktem na zlewozmywaku, jednakże po namyśle stawało się jasne, że nie dzieje się tak jak zwykle w takiej sytuacji, bo ani nie drży strunobeton, ani rury nie wpadają w rezonans. Należało szybko interweniować, i to nawet nie z powodu braku tych dodatkowych efektów, z których wynikałby brak zadowolenia Beladonny z intymnego aktu, lecz najzwyczajniej kapiąca z sufitu woda powodowała dyskomfort mieszkalniczy. Jednakże długotrwałe pukanie do drzwi Ciaptułów, pukanie, które w ostatniej fazie przerodziło się w walenie, nic nie dawało. Drzwi Ciaptułowej twierdzy były zamknięte na amen, a spoza nich nie dochodził żaden dźwięk wskazujący na obecność za nimi kogokolwiek. Tymczasem więc jako załatwienie sprawy musiały wystarczyć podstawione miski, garnki i wiadra.

           Sprawa rozwiązała się późnym popołudniem, po powrocie Szczeżuja z pracy. Oczom sąsiadów, którzy zdybali go idącego po schodach (Szczeżuj nie korzystał z windy; wlokąc się po schodach na jedenaste piętro, był tak zasapany, że Beladonna bez cienia wątpienia przyjmowała uwagę o natyraniu się męża na stanowisku koordynatora w Zjednoczonych Zakładach Naciągania Lateksu, gdzie był zatrudniony), ukazał się niepowszedni widok. Woda z cieknącego kranu padała wprost na łyżkę leżącą w zlewozmywaku, a z niej rozbryzgiwała się po całej kuchni, zalewając ją doszczętnie. Powiązanie tego widoku z kapiącą wodą z sufitu było zwykłą formalnością.

           Głosy w kuchni sprawiły, że z sąsiedniego pokoju wyszła zaspana Beladonna ze słuchawkami na uszach. Najpierw ogarnęła wzrokiem wodne pobojowisko, potem spojrzała wymownie na męża, a spojrzenie to sprawiło, że Szczeżuj bez ociągania się zakasał rękawy, chwycił za ścierkę i zupełnie ignorując swoje zasapanie, wziął się za uprzątanie wody.

           Powyższe hydrauliczne czy też hydrologiczne zdarzenie nie było jedynym, jakie zafundowali Ciaptułostwo sąsiadom, ale o tym napiszę przy innej sposobności.



           cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz