Tytułowe
zalewanie wbrew pozorom nie ma nic wspólnego z upodobanym przez
bździochowian niewylewaniem za kołnierz, przez niektórych zwanym
też zalewaniem robaka. To zalewanie miało zupełnie inny charakter.
A było to tak.
Ciaptułowie,
Szczeżuj i jego żonna, Beladonna, panowali w swym mieszkaniu na
jedenastym piętrze bloku jednego z bździochowskich osiedli
niepodzielnie. To znaczy Beladonna panowała, a Szczeżuj pełnił
rolę wykonawcy jej zachcianek. Jakie były tego efekty, można
wnioskować chociażby po w cudowny sposób zdematerializowanej
piwnicy Ciaptułów. Toteż nikogo specjalne nie dziwiły różne
nietypowe sytuacje, w których Beladonna była pomysłodawczynią, a
Szczeżuj realizatorem owych pomysłów.
Chodziły
słuchy, że również w sferze intymnej Beladonna miewała
szczególne wymagania tudzież upodobania. Z przecieków nie wiadomo
w jaki sposób wypływających spoza drzwi ich twierdzy wynikało, że
najlepsze szczytowania królowa jedenastego piętra miewała podczas
aktu dokonywanego na zlewozmywaku. Z przecieków natomiast nie
wynikało, jak technicznie bywało to rozwiązywane; w każdym razie
tak jak zwykle głos rozsierdzonej Beladonny rozchodził się po
strunobetonie ścian do samego parteru, w podobny sposób parter
dowiadywał się o dokonującym się właśnie akcie na zlewozmywaku.
Z tą różnicą, że prócz drżenia strunobetonu, w rezonans
wpadały dodatkowo rury wodne i kanalizacyjne. Ta różnica właśnie
pozwalała rozpoznać, co się aktualnie u Ciaptułów odbywało.
Użycie
w tym przypadku słowa „przeciek”
nie jest całkiem przypadkowe, gdyż w jakiś sposób przybliża
pewne niepokojące sąsiadów fakty. Otóż pewnego dnia sąsiadom
zajmującym lokal pod Ciaptułami zaczęła ni stąd ni zowąd kapać
na głowy woda. Oczywiście pierwsza myśl kojarzyła kapiącą wodę
z aktem na zlewozmywaku, jednakże po namyśle stawało się jasne, że nie
dzieje się tak jak zwykle w takiej sytuacji, bo ani nie drży
strunobeton, ani rury nie wpadają w rezonans. Należało szybko
interweniować, i to nawet nie z powodu braku tych dodatkowych
efektów, z których wynikałby brak zadowolenia Beladonny z
intymnego aktu, lecz najzwyczajniej kapiąca z sufitu woda powodowała
dyskomfort mieszkalniczy. Jednakże długotrwałe pukanie do drzwi
Ciaptułów, pukanie, które w ostatniej fazie przerodziło się w
walenie, nic nie dawało. Drzwi Ciaptułowej twierdzy były zamknięte
na amen, a spoza nich nie dochodził żaden dźwięk wskazujący na
obecność za nimi kogokolwiek. Tymczasem więc jako załatwienie
sprawy musiały wystarczyć podstawione miski, garnki i wiadra.
Sprawa
rozwiązała się późnym popołudniem, po powrocie Szczeżuja z
pracy. Oczom sąsiadów, którzy zdybali go idącego po schodach
(Szczeżuj nie korzystał z windy; wlokąc się po schodach na
jedenaste piętro, był tak zasapany, że Beladonna bez cienia
wątpienia przyjmowała uwagę o natyraniu się męża na stanowisku
koordynatora w Zjednoczonych Zakładach Naciągania Lateksu, gdzie
był zatrudniony), ukazał się niepowszedni widok. Woda z cieknącego
kranu padała wprost na łyżkę leżącą w zlewozmywaku, a z niej
rozbryzgiwała się po całej kuchni, zalewając ją doszczętnie.
Powiązanie tego widoku z kapiącą wodą z sufitu było zwykłą
formalnością.
Głosy
w kuchni sprawiły, że z sąsiedniego pokoju wyszła zaspana
Beladonna ze słuchawkami na uszach. Najpierw ogarnęła wzrokiem
wodne pobojowisko, potem spojrzała wymownie na męża, a spojrzenie
to sprawiło, że Szczeżuj bez ociągania się zakasał rękawy,
chwycił za ścierkę i zupełnie ignorując swoje zasapanie, wziął
się za uprzątanie wody.
Powyższe
hydrauliczne czy też hydrologiczne zdarzenie nie było jedynym,
jakie zafundowali Ciaptułostwo sąsiadom, ale o tym napiszę przy
innej sposobności.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz