Na
ostry dyżur do WSO (Wiejskiego Szpitala Ogólnodostępnego) w
Bździochach zgłosił się niejaki Ziąb Siarczysty. Już od
wejścia, zanim jeszcze się przedstawił, kazał przywołać
doktora, stawiając na nogi cały personel izby przyjęć. Wyglądało
na to, że przybyły jest w szoku i pewnie pełen wzmożonych
powypadkowym przypływem adrenaliny sił, nie czekając na przyjazd
karetki pogotowia, sam pognał do szpitala. Zaraz więc wokół jego
osoby zakrzątnął się kto żyw, lecz człowiek ten, wielkości
wiekowego dębu, choć sam na wiekowego nie wyglądał, opędził się
od próbujących mu nieść pomoc pracownic niczym od natrętnych os
i ponownie kazał wołać doktora. Nie mogąc dopatrzeć się
jakichkolwiek ran czy innego rodzaju uszkodzeń ciała, jakie się
miewa po wypadku, postanowiono zastosować normalne procedury
przyjęciowe.
Sprawa,
bo trudno byłoby to, z czym się zgłosił ów obywatel, nazwać
wypadkiem, chorobą czy choćby przypadłością, w pierwszej chwili
zdumiała rejestratorkę i pozostałe dyżurujące pielęgniarki.
Chociaż trzeba przyznać, że była to sprawa niewątpliwie pilna, a
przyszła przyszłemu czy też niedoszłemu (to się jeszcze okaże)
pacjentowi do głowy dość nagle, po historii, jaka się mu
przydarzyła pewnego dnia. Posłano więc po lekarza.
Gdy
Ziąb Siarczysty znalazł się w gabinecie lekarskim i usiadł na
przychodnianym zydelku, wywiązała się między nim i dyżurującym
doktorem mniej więcej taka rozmowa:
–
Panie doktorze – zaczął Ziąb Siarczysty – czy macie w szpitalu
jakieś urządzenie, grzałkę czy coś innego, takiego, którym
można by podgrzać krew? A najlepiej przenośne żeby toto było.
Gdy
u doktora, a był to poznany już wcześniej doktor Boleść, bo jemu
tego dnia przyszło pędzić dyżur, minął szok związany z
całkowitym zaskoczeniem pytaniem, wydukał (bo jeszcze całkowicie
szok nie minął) odpowiedź:
–
Nie, mamy tylko kriokomory do obniżania temperatury. Ale czemu pan
chce podgrzewać krew? Bo jeśli urządza pan świniobicie, to masarz
na pewno wie, jak się robi kaszankę.
–
Doktorze! Jakie świniobicie? Jaką kaszankę? – oburzył się
Siarczysty. – Tu chodzi o mnie.
–
Co??? – znów dał się zaskoczyć doktor. – Chce pan ze swojej
krwi robić kaszankę?!
–
Pan chyba oszalał, doktorze! Przecież ja nie jestem świnią!
–
To się jeszcze okaże – mruknął doktor pod nosem tak cicho, żeby
pacjent nie usłyszał. A na głos dodał – No to o co właściwie
panu chodzi?
–
No bo widzi pan, doktorze, przydarzyła mi się taka historia, która
zmroziła mi krew w żyłach, i przez to nie zachowałem się tak jak
potrzeba. A jakbym mógł sobie natychmiast podgrzać taką zmrożoną
krew, to by było inaczej.
Doktor
Boleść zaczął przyglądać się podejrzliwie pacjentowi i na
wszelki wypadek nieco się cofnął.
–
Nie, nie mamy czegoś takiego – powiedział – i żaden szpital na
świecie nie ma takiego urządzenia. W medycynie krwi się nie
podgrzewa. Raczej się ją chłodzi.
–
O, to dobrze – ucieszył się Ziąb Siarczysty. – Bo takie coś
mi się też przyda.
Po
kolejnym szoku doktor zapytał:
–
A to niby do czego miałoby służyć?
–
No, wie pan, doktorze, czasem trzeba zachować zimną krew.
Doktorowi
Boleściowi udało się dyskretnie wezwać doktora Świrniaka z
oddziału psychiatrycznego i przekazać mu pacjenta pod szczególną
opiekę. Następnie usiadł w fotelu i zagadał do siebie całkiem na
głos, co mu się jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło:
–
Coś w tym jest. Całe szczęście, że udało mi się zachować
zimną krew, bo już miałem chęć wymierzyć mu siarczysty
policzek.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz