sobota, 8 września 2018

232. Dwie prośby Ziąba Siarczystego

           Na ostry dyżur do WSO (Wiejskiego Szpitala Ogólnodostępnego) w Bździochach zgłosił się niejaki Ziąb Siarczysty. Już od wejścia, zanim jeszcze się przedstawił, kazał przywołać doktora, stawiając na nogi cały personel izby przyjęć. Wyglądało na to, że przybyły jest w szoku i pewnie pełen wzmożonych powypadkowym przypływem adrenaliny sił, nie czekając na przyjazd karetki pogotowia, sam pognał do szpitala. Zaraz więc wokół jego osoby zakrzątnął się kto żyw, lecz człowiek ten, wielkości wiekowego dębu, choć sam na wiekowego nie wyglądał, opędził się od próbujących mu nieść pomoc pracownic niczym od natrętnych os i ponownie kazał wołać doktora. Nie mogąc dopatrzeć się jakichkolwiek ran czy innego rodzaju uszkodzeń ciała, jakie się miewa po wypadku, postanowiono zastosować normalne procedury przyjęciowe.
           Sprawa, bo trudno byłoby to, z czym się zgłosił ów obywatel, nazwać wypadkiem, chorobą czy choćby przypadłością, w pierwszej chwili zdumiała rejestratorkę i pozostałe dyżurujące pielęgniarki. Chociaż trzeba przyznać, że była to sprawa niewątpliwie pilna, a przyszła przyszłemu czy też niedoszłemu (to się jeszcze okaże) pacjentowi do głowy dość nagle, po historii, jaka się mu przydarzyła pewnego dnia. Posłano więc po lekarza.
           Gdy Ziąb Siarczysty znalazł się w gabinecie lekarskim i usiadł na przychodnianym zydelku, wywiązała się między nim i dyżurującym doktorem mniej więcej taka rozmowa:
           – Panie doktorze – zaczął Ziąb Siarczysty – czy macie w szpitalu jakieś urządzenie, grzałkę czy coś innego, takiego, którym można by podgrzać krew? A najlepiej przenośne żeby toto było.
           Gdy u doktora, a był to poznany już wcześniej doktor Boleść, bo jemu tego dnia przyszło pędzić dyżur, minął szok związany z całkowitym zaskoczeniem pytaniem, wydukał (bo jeszcze całkowicie szok nie minął) odpowiedź:
           – Nie, mamy tylko kriokomory do obniżania temperatury. Ale czemu pan chce podgrzewać krew? Bo jeśli urządza pan świniobicie, to masarz na pewno wie, jak się robi kaszankę.
           – Doktorze! Jakie świniobicie? Jaką kaszankę? – oburzył się Siarczysty. – Tu chodzi o mnie.
           – Co??? – znów dał się zaskoczyć doktor. – Chce pan ze swojej krwi robić kaszankę?!
           – Pan chyba oszalał, doktorze! Przecież ja nie jestem świnią!
           – To się jeszcze okaże – mruknął doktor pod nosem tak cicho, żeby pacjent nie usłyszał. A na głos dodał – No to o co właściwie panu chodzi?
           – No bo widzi pan, doktorze, przydarzyła mi się taka historia, która zmroziła mi krew w żyłach, i przez to nie zachowałem się tak jak potrzeba. A jakbym mógł sobie natychmiast podgrzać taką zmrożoną krew, to by było inaczej.
           Doktor Boleść zaczął przyglądać się podejrzliwie pacjentowi i na wszelki wypadek nieco się cofnął.
           – Nie, nie mamy czegoś takiego – powiedział – i żaden szpital na świecie nie ma takiego urządzenia. W medycynie krwi się nie podgrzewa. Raczej się ją chłodzi.
           – O, to dobrze – ucieszył się Ziąb Siarczysty. – Bo takie coś mi się też przyda.
           Po kolejnym szoku doktor zapytał:
           – A to niby do czego miałoby służyć?
           – No, wie pan, doktorze, czasem trzeba zachować zimną krew.
           Doktorowi Boleściowi udało się dyskretnie wezwać doktora Świrniaka z oddziału psychiatrycznego i przekazać mu pacjenta pod szczególną opiekę. Następnie usiadł w fotelu i zagadał do siebie całkiem na głos, co mu się jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło:
           – Coś w tym jest. Całe szczęście, że udało mi się zachować zimną krew, bo już miałem chęć wymierzyć mu siarczysty policzek.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz