O
tym, że Błękitek Strzała jest amatorem we wszystkim, czegokolwiek
się tknął, a zwłaszcza w dziedzinie drajwowania, czyli kierowania
samochodem, wiedziały od dawna niemal całe Bździochy. Do rangi
anegdot urosły jego historie z radarem czy ugryzieniem przez konia,
nie wspominając już o ściganiu się z policjantem. Tych przygód,
że tak powiem – motoryzacyjnych, było więcej. Ta, którą pragnę
tutaj przytoczyć, miała miejsce w czasie, kiedy Błękitek był
jedynym kierowcą w rodzinie, a więc gdy pani Longigina, jego
małżonka, nie miała jeszcze prawa jazdy i była zdana wyłącznie
na umiejętności, a ściślej ich brak, swego męża. A może nie
tylko o umiejętności tutaj chodziło?
Onegdaj
państwo Strzałostwo wybrało się powczasować sobie nad morzem.
Oczywiście samochodem i oczywiście wóz prowadził Błękitek.
Zapowiedziano wprawdzie burzę, ale po niej już długotrwałą
piękną pogodę. Przewidywana burza przeszła bokiem, nawet nie
musnąwszy szosy, więc Błękitek prowadził wóz bezstresowo. Po
drodze, wybiegając myślami w przyszłość, rozradowany zapewniał
małżonkę, że urządzą sobie wyborną kąpiel w morzu.
–
Nie będziemy oszczędzać wody – żartował. – A nawet włączymy
sobie fale, jak na basenie.
Jadąc
w upale, z otwartymi na oścież oknami, by wiatr rozwiewał włosy –
długie, rozpuszczone pani Longiginy i krótko przystrzyżonego
jeżyka Błękitka – w porywach do 40 kilometrów na godzinę (była
to oczywiście prędkość samochodu, a nie wiatru), Błękitek
roztaczał przed małżonką uroki przyszłego nadmorskiego
wypoczynku – jaki to czeka ich szał kąpieli słonecznych i
morskich i jakie urocze spędzą wieczory, pełne muzyki, wina,
czułości i tak dalej.
Tak
sobie rozprawiając dojechał do wiaduktu, pod którym zebrała się
ogromna kałuża wody. Był to efekt tej burzy, która przeszła
bokiem. Jak widać, nie całkiem bokiem. Błękitek wyobraził sobie
siebie w kapitańskiej czapce, za sterem motorówki, która mknie po
tafli wodnej i efektownie rozbryzguje wodę na boki. W obrazie tym
jego małżonka z rozwianym włosem stoi w stroju bikini,
przytrzymuje się jedną ręką ramy szyby, drugą zaś macha do
wymijanych żeglarzy. On zaś pełen dumy, zarówno z pięknej żony,
jak i swego kapitańskiego kunsztu, przesuwa manetkę prędkości na
„max”
i przygląda się, jak mijane żaglówki falują na pozostawianym
przez jego ślizgacz kilwaterze.
Z
takim wyobrażeniem Błękitek nonszalancko wjechał w rozlewisko pod
wiaduktem. Mniej więcej pośrodku kałuży zalany wodą silnik
samochodu zakaszlał i zgasł. Teraz Błękitek mógł już tylko
wyobrazić sobie siebie wraz z małżonką na bezludnej wyspie.
Wychylił głowę przez okno i ocenił sytuację. A ta nie była
dobra. Woda jak okiem sięgnąć i znikąd żadnej pomocy, zaś wzrok
pani Longiginy jednoznacznie wskazywał, że prawdziwa burza, i to
taka z piorunami, dopiero nadchodzi. Błękitek z bezradną miną
wpatrywał się w wodną toń, sięgającą powyżej dolnej krawędzi
drzwi, i żaden pomysł, jak wybrnąć z tej sytuacji, nie
przychodził mu do głowy.
I
nagle nadzieja wypełniła serce pechowca. W dali dał się słyszeć
warkot silnika samochodu. Błękitek jeszcze nie wiedział jak, ale
już czuł, że zostaną uratowani. Zwłaszcza, że nadjeżdżający
pojazd okazał się wielką ciężarówką. Wystawił przez okno rękę
i pomachał kierowcy ciężarówki, który z uśmiechem odpowiedział
na jego pozdrowienie, też machając ręką. Po czym z całym impetem
wjechał w kałużę. Mniej więcej ziścił się obraz z motorówką.
Spod ogromnych kół chusnęła woda i niewyobrażalną ilością
wlała się przez otwarte okna auta Strzałów.
To
co się działo dalej nie nadaje się do opisania. A na pewno nie
można zacytować wypowiedzi pani Longiginy. Wszystko, co do jednego
wyrazu trzeba by było wykropkować.
Jednego
wszak odmówić w tej sytuacji się nie da. Była kąpiel i wody nie
oszczędzano. A że nie odbyło się to w morzu… W każdym razie
wieczory nie były aż tak romantyczne, jak to sobie Błękitek
wyobrażał. Praktycznie cały urlop spędził na doprowadzaniu auta
do porządku. Oczywiście pod czujnym okiem małżonki, błyskającym
groźnie spod zmarszczonych brwi.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz