Kiedy
Milan Zasuwacz, nowy dyrektor BKS-u (Bździochowskiej Komunikacji
Samochodowej), objął to odpowiedzialne stanowisko, postanowił
uczynić kulejącą jak dotąd firmę co najmniej tak solidną jak
Kolej Bździochowsko-Wiedeńska. Zapragnął, aby zarówno dworzec,
jak i przystanki lśniły czystością, autobusy kursowały tak
punktualnie, aby i według nich, a nie tylko według pociągów można
było regulować zegarki, no i żeby obsługa była co najmniej tak
mila i sympatyczna jak kolejarze. Tym sposobem między nim i Głównym
Inżynierem Kolei Bździochowsko-Wiedeńskiej, Stowiorstem Patatajką,
zawiązała się cicha rywalizacja.
Zasuwacz
miał o tyle trudniej, że o ile na kolei wszystko już działało od
pewnego czasu, i to działało perfekcyjnie, o tyle on do takiego
stanu kierowaną przez siebie firmę musiał dopiero doprowadzić.
Dodatkową trudność sprawiał niezrozumiały fakt, że pociągi
spóźniające się w całym kraju, do Bździochów przybywały
punktualnie i z Bździochów też wyjeżdżały punktualnie, wpadając
w swoje poprzednie opóźnienie dopiero po opuszczeniu Bździochowej
Doliny. Było to więc wyzwanie.
Ale
Milan Zasuwacz był człowiekiem twardym i zdeterminowanym. Nie na
darmo, mawiał, noszę takie nazwisko. A imię też kojarzy się z
milami, a więc z drogą przebytą lub do przebycia. Zakasał rękawy
i rzeczywiście w krótkim czasie udało mu się osiągnąć
zamierzony cel. Pasażerowie byli wprost zachwyceni takimi zmianami,
bo któż by nie chciał, wchodząc do autobusu, dostać ciasteczek na
drogę wraz z kubkiem niekapkiem kawy lub herbaty. Toalety dworcowe,
które dotychczas odstraszały z daleka chociażby tylko zapachem, a
raczej „zapachem”,
teraz wręcz zachęcały do odwiedzin, niezależnie czy była taka
potrzeba, czy też nie. Kierowcy stawali na głowie, aby idealnie o
wyznaczonej godzinie przyjechać do Bździochów i z nich wyjechać.
Jednym słowem – trzymali się rozkładu jazdy jak Pawlak Kargula.
I
choć czasem było trudno, naprawdę dawali z siebie wszystko.
Oto
jeden z takich przypadków. Kierowca pospiesznego autobusu rejsowego,
który miał dotrzeć do celu, czyli do Bździochów punktualnie o
15:00, już się cieszył, że pędząc planowo, otrzyma od samego
dyrektora osobiste podziękowanie za to osiągnięcie, a jeśli uda
mu się taki stan utrzymać przez cały miesiąc, na swoim koncie
ujrzy stosowną sumkę tytułem premii. Marzenia marzeniami, a
rzeczywistość skrzeczy, jak mówi stara prawda. Niedaleko przed
wjazdem do Bździochowej Doliny spotkała go niemiła niespodzianka.
Będący w remoncie przejazd kolejowy miał być ponownie uruchomiony
dopiero za około godzinę. A to mogło oznaczać tylko jedno.
Spóźnienie! Nie, do tego nie można było dopuścić.
Kierowca,
choć powinowaty Błękitka Strzały (na szczęście piąta woda po
kisielu), taki gamoniowaty jak on nie był. Błyskawicznie podjął
decyzję i wycofał się z rosnącego szybko korka. Niebawem z
głównej drogi, asfaltowej, skręcił w jakąś podrzędną, w dużo
gorszym stanie, później w następną, jeszcze gorszą, jeszcze
później w drogę wybrukowaną kocimi łbami, która przechodziła w
zwykłą drogę polną. Wtedy pasażerowie zaczęli się dziwić. –
Jak to jest – pytali jeden drugiego – żeby taki luksusowy
autobus jechał po takich wertepach? Czy ten kierowca zwariował? –
Zwłaszcza że pojazd huśtał się jak okręt w czasie sztormu. Ale
to jeszcze nie był koniec atrakcji. Autobus wjechał do lasu i dalej
poruszał się leśnym duktem. Miało się wrażenie, że to
wycieczka na grzybobranie.
Potem
był jeszcze dziki przejazd kolejowy, jakieś skałki, strumień,
niezbyt grząskie bagna, przejazd przez stodołę czyjegoś
gospodarstwa i pole kukurydzy. Potem znowu las porośnięty
jagodzinami i krzaczkami borówek, jeszcze polana żurawin i większy
bród niż poprzednio, jeszcze przejazd przez zwalone kłody, trochę
szutru i dalej – potężna kałuża. I wreszcie wjazd z powrotem na
szosę. A potem to już tylko myk, myk i o 15:00 autobus zajechał na
stanowisko dworca BKS w Bździochach.
Milan
Zasuwacz był tak dumny z wyczynu swojego kierowcy, że natychmiast
zadzwonił do Patatajki z tą wieścią. Rozmowa wyglądała mniej
więcej tak:
–
Wiesz, jakich mam genialnych kierowców? – rzucił, pełen dumy,
pytanie w słuchawkę.
–
Wiem, już wszystkie wróble na dachu o tym ćwierkają – odparł
Stowiorstek. – Nie przesadzaj z tym geniuszem. Miał taką
możliwość i znał teren.
–
Ha! A spróbuj coś takiego zrobić pociągiem – odparował
Zasuwacz.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz