sobota, 13 października 2018

237. Czasem lasem

           Kiedy Milan Zasuwacz, nowy dyrektor BKS-u (Bździochowskiej Komunikacji Samochodowej), objął to odpowiedzialne stanowisko, postanowił uczynić kulejącą jak dotąd firmę co najmniej tak solidną jak Kolej Bździochowsko-Wiedeńska. Zapragnął, aby zarówno dworzec, jak i przystanki lśniły czystością, autobusy kursowały tak punktualnie, aby i według nich, a nie tylko według pociągów można było regulować zegarki, no i żeby obsługa była co najmniej tak mila i sympatyczna jak kolejarze. Tym sposobem między nim i Głównym Inżynierem Kolei Bździochowsko-Wiedeńskiej, Stowiorstem Patatajką, zawiązała się cicha rywalizacja.
           Zasuwacz miał o tyle trudniej, że o ile na kolei wszystko już działało od pewnego czasu, i to działało perfekcyjnie, o tyle on do takiego stanu kierowaną przez siebie firmę musiał dopiero doprowadzić. Dodatkową trudność sprawiał niezrozumiały fakt, że pociągi spóźniające się w całym kraju, do Bździochów przybywały punktualnie i z Bździochów też wyjeżdżały punktualnie, wpadając w swoje poprzednie opóźnienie dopiero po opuszczeniu Bździochowej Doliny. Było to więc wyzwanie.
           Ale Milan Zasuwacz był człowiekiem twardym i zdeterminowanym. Nie na darmo, mawiał, noszę takie nazwisko. A imię też kojarzy się z milami, a więc z drogą przebytą lub do przebycia. Zakasał rękawy i rzeczywiście w krótkim czasie udało mu się osiągnąć zamierzony cel. Pasażerowie byli wprost zachwyceni takimi zmianami, bo któż by nie chciał, wchodząc do autobusu, dostać ciasteczek na drogę wraz z kubkiem niekapkiem kawy lub herbaty. Toalety dworcowe, które dotychczas odstraszały z daleka chociażby tylko zapachem, a raczej zapachem, teraz wręcz zachęcały do odwiedzin, niezależnie czy była taka potrzeba, czy też nie. Kierowcy stawali na głowie, aby idealnie o wyznaczonej godzinie przyjechać do Bździochów i z nich wyjechać. Jednym słowem – trzymali się rozkładu jazdy jak Pawlak Kargula.
          I choć czasem było trudno, naprawdę dawali z siebie wszystko.
Oto jeden z takich przypadków. Kierowca pospiesznego autobusu rejsowego, który miał dotrzeć do celu, czyli do Bździochów punktualnie o 15:00, już się cieszył, że pędząc planowo, otrzyma od samego dyrektora osobiste podziękowanie za to osiągnięcie, a jeśli uda mu się taki stan utrzymać przez cały miesiąc, na swoim koncie ujrzy stosowną sumkę tytułem premii. Marzenia marzeniami, a rzeczywistość skrzeczy, jak mówi stara prawda. Niedaleko przed wjazdem do Bździochowej Doliny spotkała go niemiła niespodzianka. Będący w remoncie przejazd kolejowy miał być ponownie uruchomiony dopiero za około godzinę. A to mogło oznaczać tylko jedno. Spóźnienie! Nie, do tego nie można było dopuścić.
           Kierowca, choć powinowaty Błękitka Strzały (na szczęście piąta woda po kisielu), taki gamoniowaty jak on nie był. Błyskawicznie podjął decyzję i wycofał się z rosnącego szybko korka. Niebawem z głównej drogi, asfaltowej, skręcił w jakąś podrzędną, w dużo gorszym stanie, później w następną, jeszcze gorszą, jeszcze później w drogę wybrukowaną kocimi łbami, która przechodziła w zwykłą drogę polną. Wtedy pasażerowie zaczęli się dziwić. – Jak to jest – pytali jeden drugiego – żeby taki luksusowy autobus jechał po takich wertepach? Czy ten kierowca zwariował? – Zwłaszcza że pojazd huśtał się jak okręt w czasie sztormu. Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji. Autobus wjechał do lasu i dalej poruszał się leśnym duktem. Miało się wrażenie, że to wycieczka na grzybobranie.
           Potem był jeszcze dziki przejazd kolejowy, jakieś skałki, strumień, niezbyt grząskie bagna, przejazd przez stodołę czyjegoś gospodarstwa i pole kukurydzy. Potem znowu las porośnięty jagodzinami i krzaczkami borówek, jeszcze polana żurawin i większy bród niż poprzednio, jeszcze przejazd przez zwalone kłody, trochę szutru i dalej – potężna kałuża. I wreszcie wjazd z powrotem na szosę. A potem to już tylko myk, myk i o 15:00 autobus zajechał na stanowisko dworca BKS w Bździochach.
           Milan Zasuwacz był tak dumny z wyczynu swojego kierowcy, że natychmiast zadzwonił do Patatajki z tą wieścią. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
           – Wiesz, jakich mam genialnych kierowców? – rzucił, pełen dumy, pytanie w słuchawkę.
         – Wiem, już wszystkie wróble na dachu o tym ćwierkają – odparł Stowiorstek. – Nie przesadzaj z tym geniuszem. Miał taką możliwość i znał teren.
            – Ha! A spróbuj coś takiego zrobić pociągiem – odparował Zasuwacz.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz