Karbonaliusz
Kilof i Gulgul Gwint byli kolegami z podwórka. Ich rodzice mieli
gospodarstwa po sąsiedzku, dlatego chłopcy spędzali wspólnie czas
na zabawach i na pracy z rodzicami w polu, razem też chodzili do
szkoły, do kościoła, a gdy podrośli, wspólnie podrywali
dziewczęta na zabawach w remizie i robili figle przynależne ich
wiekowi (na przykład jednego roku na prima aprilis rozebrali
jednemu z gospodarzy wóz, po czym wnieśli go na dach jego stodoły i
tam go złożyli). Nie inaczej było z pierwszymi próbami palenia
papierosów, kosztowania piwa, wina i wódki.
Kiedy wreszcie na dobre
ukształtowały się ich charaktery, okazało się, że tylko jeden z
nich, Gulgul, wpasował się solidnie w bździochowską społeczność
i w niczym nie odstawał od przeciętnych bździochowian płci
męskiej. Inaczej, a raczej prościej mówiąc, tak jak przeciętni
bździochowianie płci męskiej po prostu nie wylewał za kołnierz.
No, może kołnierz miał trochę większy niż inni. Kilof
postanowił się wyłamać i w odróżnieniu od reszty, co może
zabrzmi nieco dziwnie, za kołnierz wylewał. Dla całkowitej
jasności, postanowił zostać – co dla męskiej części
bździochowskiej społeczności wyglądało na niezwykłe dziwactwo
czy wręcz chorobę – abstynentem.
Była
więc między Karbonaliuszem i Gulgulem różnica. Bo o ile
Karbonaliusz nie szukał okazji ani towarzystwa do wypicia i nie
pijał nawet piwa, nawet sporadycznie, o tyle Gulgul poświęcił się
niewylewaniu za kołnierz całkowicie i dogłębnie. Jego życiorys
można było przedstawić jednym słowem: pił. Każdy więc poszedł
w swoją stronę.
Czasem
drogi kolegów się przecinały i dochodziło do spotkań, a ich
rozmowy były zdawkowe i wyglądały mniej więcej tak:
–
Cześć – zagadywał Karbonaliusz.
–
Szzześć – odpowiadał Gulgul. – So u ciebie?
–
Dostałem dobrą pracę w kopalni i jakoś leci. A u ciebie?
–
Nic. Piję.
Następne
spotkanie:
–
Cześć.
–
Szzześć. Sooo u ciebie?
–
Wiesz, odkładam na samochód. A u ciebie?
–
Piiiję.
Kolejne
spotkanie:
–
Cześć.
–
Szzześć. Sooo u cieeebie?
–
Dalej zbieram na samochód. A u ciebie?
–
Piiiiiję.
I
tak się to odbywało. Tych spotkań w ciągu ich dorosłego życia
było sporo i za każdym razem Karbonaliusz informował swego kolegę
o postępach finansowych w jego budżecie domowym. Gulgul z kolei
miał zawsze tę samą odpowiedź: „Piję”.
Może tylko z czasem coraz bardziej wydłużały mu się sylaby.
Aż
pewnego razu, gdy się spotkali, Karbonaliusz w wytartym paltociku,
ale szczęśliwy, natychmiast poinformował Gulgula, że wreszcie
udało mu się nazbierać tyle pieniędzy, że kupił sobie samochód
– syrenkę.
–
A ty co? Dalej pijesz? – zapytał tym razem trzeźwego i elegancko
odzianego dawnego kolegę z podwórka.
–
Nie – odpowiedział Gulgul. – Sprzedałem butelki i kupiłem
sobie jaguara.
Ot,
taka to była historia dwóch podwórkowych kolegów. Morału raczej
nie należy się tu doszukiwać, bo może być zwodniczy, więc na
tym zakończmy.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz