sobota, 5 stycznia 2019

249. Cenne szkło

          Karbonaliusz Kilof i Gulgul Gwint byli kolegami z podwórka. Ich rodzice mieli gospodarstwa po sąsiedzku, dlatego chłopcy spędzali wspólnie czas na zabawach i na pracy z rodzicami w polu, razem też chodzili do szkoły, do kościoła, a gdy podrośli, wspólnie podrywali dziewczęta na zabawach w remizie i robili figle przynależne ich wiekowi (na przykład jednego roku na prima aprilis rozebrali jednemu z gospodarzy wóz, po czym wnieśli go na dach jego stodoły i tam go złożyli). Nie inaczej było z pierwszymi próbami palenia papierosów, kosztowania piwa, wina i wódki.
          Kiedy wreszcie na dobre ukształtowały się ich charaktery, okazało się, że tylko jeden z nich, Gulgul, wpasował się solidnie w bździochowską społeczność i w niczym nie odstawał od przeciętnych bździochowian płci męskiej. Inaczej, a raczej prościej mówiąc, tak jak przeciętni bździochowianie płci męskiej po prostu nie wylewał za kołnierz. No, może kołnierz miał trochę większy niż inni. Kilof postanowił się wyłamać i w odróżnieniu od reszty, co może zabrzmi nieco dziwnie, za kołnierz wylewał. Dla całkowitej jasności, postanowił zostać – co dla męskiej części bździochowskiej społeczności wyglądało na niezwykłe dziwactwo czy wręcz chorobę – abstynentem.
          Była więc między Karbonaliuszem i Gulgulem różnica. Bo o ile Karbonaliusz nie szukał okazji ani towarzystwa do wypicia i nie pijał nawet piwa, nawet sporadycznie, o tyle Gulgul poświęcił się niewylewaniu za kołnierz całkowicie i dogłębnie. Jego życiorys można było przedstawić jednym słowem: pił. Każdy więc poszedł w swoją stronę.
          Czasem drogi kolegów się przecinały i dochodziło do spotkań, a ich rozmowy były zdawkowe i wyglądały mniej więcej tak:
          – Cześć – zagadywał Karbonaliusz.
          – Szzześć – odpowiadał Gulgul. – So u ciebie?
          – Dostałem dobrą pracę w kopalni i jakoś leci. A u ciebie?
          – Nic. Piję.
          Następne spotkanie:
          – Cześć.
          – Szzześć. Sooo u ciebie?
          – Wiesz, odkładam na samochód. A u ciebie?
          – Piiiję.
          Kolejne spotkanie:
          – Cześć.
          – Szzześć. Sooo u cieeebie?
          – Dalej zbieram na samochód. A u ciebie?
          – Piiiiiję.
          I tak się to odbywało. Tych spotkań w ciągu ich dorosłego życia było sporo i za każdym razem Karbonaliusz informował swego kolegę o postępach finansowych w jego budżecie domowym. Gulgul z kolei miał zawsze tę samą odpowiedź: Piję. Może tylko z czasem coraz bardziej wydłużały mu się sylaby.
          Aż pewnego razu, gdy się spotkali, Karbonaliusz w wytartym paltociku, ale szczęśliwy, natychmiast poinformował Gulgula, że wreszcie udało mu się nazbierać tyle pieniędzy, że kupił sobie samochód – syrenkę.
          – A ty co? Dalej pijesz? – zapytał tym razem trzeźwego i elegancko odzianego dawnego kolegę z podwórka.
          – Nie – odpowiedział Gulgul. – Sprzedałem butelki i kupiłem sobie jaguara.

          Ot, taka to była historia dwóch podwórkowych kolegów. Morału raczej nie należy się tu doszukiwać, bo może być zwodniczy, więc na tym zakończmy.

          cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz