sobota, 29 grudnia 2018

248. Fabia na wabia

          Tomiał Wiecheć, właściciel skromnej kwiaciarni położonej z dala od centrum Bździochów z racji tej skromności był łasy na wszelkiego rodzaju promocje i konkursy ogłaszane gdzie tylko dało się ogłosić. Miały mu one pomóc podbudować finanse, a co za tym idzie – reputację. Gdy ogłoszono wyniki konkursu sms-owego, a po nim wywiad z jego zwycięzcą, w którym ów zawiedziony zwycięzca żalił się, że liczył na wygranie dziesięciu mercedesów, a wygrał tylko dziewięć, Wiecheciowi, jak to się mówi, skoczyła gula i drgnęła w nim hazardowa żyłka. Drgnęła, ba, wpadła nieomal w rezonans, tak że Wiecheć rzucił się w wir konkursów i promocji. Przedświąteczny i przednoworoczny okres temu sprzyjał. Wysyp możliwości i atrakcyjnych wygranych był wielki.
          Nagroda główna – skoda fabia, głosiła zapowiedź konkursu na nowatorską konstrukcję drabiny z blachy aluminiowej hartowanej, ryflowanej. Co tam, pomyślał Wiecheć, wprawdzie to nie mercedes, ale zawszeć to jakaś wartość. Wchodzę w to.
          I wszedł. W wyszperanej w gazetce hipermarketu promocji znowu skoda fabia. Trzeba tylko wymyślić hasło reklamowe firmie produkującej sznurówki. Będzie druga fabia, zaśnił na jawie. Wprawdzie to nie to co dziewięć mercedesów, ale też niezgorsza furka. No i już druga. Wchodzę w to, zdecydował. Wymyślił i wysłał.
          W radiowym konkursie na wyczerpującą opinię o wyrobach z podrobów kaczych też fabia. Tu trzeba wymyślić motyw przewodni kampanii reklamowej firmy wprowadzającej na rynek nowość – podroby z kaczki rasy merd faszerowane masą dorszowo jabłkową tylko z polskich jabłek. Narodowość dorsza dowolna. Wchodzę. Wysłał stosownego sms-a.
         Konkurs telewizyjny na najlepszą wełnę na patriotyczny szalik także oferował skodę fabię. Super, to już trzecia. Wchodzę.
          Gdzieś wynalazł konkurs literacki – wiersz, tematyka dowolna. Jeszcze raz fabia. To coś dla mnie. Wchodzę.
          Na fotografii cała taczka kabaczków. Kup dwa i wymyśl hasło, a trzeciego i skodę fabię otrzymasz gratis – głosiła zapowiedź.
          I tak dalej. Ogłoszenia promocyjne i konkursowe mnożyły się jak króliki, choć na nie przyjdzie czas dopiero na Wielkanoc. Wiecheć wprost szalał w swoim przeszklonym kwiaciarskim pawiloniku. Rozwiązywał krzyżówki, rebusy i zagadki, wymyślał hasła, bon moty, slogany oraz wiersze, słał sms-y, klepiąc w przyciski komórki jak rasowa sekretarka w klawisze maszyny do pisania, wysyłał maile i tak dalej, i tak dalej.
          Gdy wreszcie wyczerpała się zawartość konkursowego rogu obfitości i wyczerpany niezwykłą aktywnością twórczo-wytwórczo-przetwórczą Wiecheć oklapł i zaczął znowu dostrzegać otoczenie, przyszła pora na oczekiwanie rezultatów. Z całego tego promocyjnego zamieszania niewiele pamiętał. Przez zwoje pamięciowe przetaczały mu się jedynie jakieś urywki zdań, co do których nie miał żadnych skojarzeń, a które na pewno poszły w eter wraz z sms-ami. Jakieś odległe kabaczki z taczki na drabinie przy kominie mieszały się z rybnymi szalikami w omaście jabłkowej, a nad wszystkim fruwały kieliszki za dyszki obwiązane sznurówkami i temu podobne wygibasy myślowe snuły się i wiły po głowie Wiechecia. Jednego wszakże był pewien – że wszystkie zadania wykonał jak najlepiej i co najmniej dziewięć skód fabia, a może i dziesięć stanie niebawem przed jego domem. Oraz kwiaciarnią. Które gdzie, zadecyduje póżniej, jak już będą.
          No i wreszcie dokonało się i wraz z zakończeniem terminów promocji i konkursów zaczęły spływać nagrody. Takich rezultatów Tomiał Wiecheć się nie spodziewał. Na razie skód fabii było dwanaście, a to dopiero była połowa akcji. Tylko patrzeć, ja spłyną kolejne. Tymczasem było ich dwanaście i każda w innym kolorze. Ciekawe, czy któreś kolory się powtórzą, myślał Wiecheć, spoglądając na dwanaście miniaturek samochodów skoda fabia ustawionych w szyku na stole, cały czas jeszcze nakrytym świątecznym obrusem.

          cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz