sobota, 1 grudnia 2018

244. Dworcowe życie trampów

           Zanim trzej koledzy z Dziadowej Modliszki, wsi leżącej nieopodal Bździochowej Doliny, po przybyciu do kresowej metropolii zatrudnili się w Bździochowskim Zakładzie Konstrukcji Podeszw do Gumofilców, szwendali się po wsi, zaglądając tu i ówdzie, aby poznać, nasiąknąć, pozwolić się wchłonąć i zadomowić w wielkim świecie. Parcie ku wielkiemu światu rozpoczęli, bo jakżeby mogło być inaczej, od globtroteringu po bździochowskich knajpach, których rój przyprawiał ich o zawrót głowy, a ściślej – trzech głów. Słowo globtrotering, które wyczytali na spojlerze wielkiej ciężarówki, bardzo im się spodobało, było niezwykle światowe, a na jak najszybszym i dogłębnym zetknięciu się ze światowością bardzo im zależało. Knajpy tę dogłębność zapewniały w zakresie od trzech do czterdziestu pięciu procent. Każdy dorosły, niewylewający za kołnierz mieszkaniec Bździochów dokładnie wiedział, co się w tym procentowym spektrum mieści.
           Winolub Zabredziajko, Obsypek Pierdutmączka i Totuskręcik Opsik, bo tak się nazywali przybysze, którzy w swojej rodzinnej wsi mieli do dyspozycji, bo przecież nie do wyboru, jedynie klubokawiarnię, gdzie przy kuflu czy kieliszku mogli przyprawiać się o zawroty głów, tułając się po Bździochach, doznawali – można powiedzieć – zawrotu głów niejako podwójnie. Nie tylko od przyswajanych procentów, ale też i od wspomnianej mnogości procentodajnych, a raczej procentowlewnych przybytków. Takie dogłębne poznawanie nowego otoczenia uważali za priorytetowe, ważniejsze od poszukania sobie noclegu i pracy, a że przywiezione ze sobą zasoby pożniwnej gotówki na to pozwalały, rzetelnie przykładali się do zwiedzania Bździochów. Pierwszy wieczór zakończyli Pod Upadłym Aniołem, chociaż w stanie, w jakim opuścili knajpę, nazwa, a już na pewno jej zapamiętanie nie były w stanie zaprzątnąć głów naszych bohaterów. Należało poszukać miejsca na chwilę odsapki przed kolejnym dniem zapowiadającym niewątpliwie pełnię nowych procentowych wyzwań.
           Nadszedł więc czas na nocleg, a że nie pomyśleli o nim wcześniej (a może i pomyśleli, lecz woleli posiadane zasoby gotówki przeznaczyć na dalszy proalkoholowy eksodus), jedynym, co im przyszło do wypełnionych procentami głów, było przespanie się na ławkach w dworcowej poczekalni. Tam też się udali i znalzłwszy trzy stojące blisko siebie wolne ławki, zalegli na nich i błyskawicznie posnęli.
          Ale nie na długo, bo z objęć Morfeusza wydobyło ich szturchanie przez patrol porządkowy. Pierwszym, którego indagowali patrolowcy, był Winolub Zabredziajko. Zanim się uniósł i potoczył przekrwionym, nieprzytomnym wzrokiem po okolicy, usłyszał pytanie:
           – Czy zna pan tych dwóch, który śpią na sąsiednich ławkach?
           – Tak – wysapał i kiwnął głową.
           – Czy to są pańscy koledzy? – padło następne pytanie.
           – Tak – ponownie kiwnął głową.
           – Aha – podsumował przesłuchanie patrolowiec i podszedł do drugiej ławki.
Teraz identyczne pytania padły do Obsypka Pierdutmączki. Odpowiedzi też były identyczne. To samo powtórzyło się po raz trzeci przy Totuskręciku Opsiku. I tym razem odpowiedzi pokrywały się z poprzednimi.
        – Aha – stwierdził służbiście patrolowiec, notując coś w notesie. Następnie zwrócił się do wszystkich trzech naraz:
           – Pamiętajcie, że należy tak leżeć, aby buty znajdowały się poza ławką.
          Koledzy przytaknęli, a Obsypek z dumą wskazał swoje buty zdjęte z nóg i postawione pod ławką. I tu nastąpiła bardzo dziwna rzecz. Patrolowiec wystawił Obsypkowi mandat za niemanie butów na nogach. Tak skończyła się nocna przygoda z patrolem ochrony kolei.
           Rano wszyscy trzej, nieco skacowani, siedzieli na ławkach, każdy na swojej, patrzyli się na siebie, wracając do rzeczywistości. Przypomnieli sobie nocne zajście, lecz jego groteskowość powodowała, że nie byli pewni, czy im się to przypadkiem nie przyśniło. Patrzyli więc po sobie ze zdziwionymi minami i wzruszali ramionami. Ostatecznie zdecydowali, że był to jednak sen, dlatego należało robić swoje. Pozbierali się i poszli w wieś. Tylko w miejscu, gdzie stały buty Obsypka, pozostał niezauważony przez nich arkusik papieru – wystawiony przez nocny patrol mandat.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz