sobota, 16 marca 2019

259. Prześwietlenie

          Ferdynand Furiatko, ten sam, który po bezskutecznych próbach przechytrzenia swego kota Rudolfa, w końcu się z nim zaprzyjaźnił, bardzo zmarkotniał po jego stracie. Bo – jak pamiętamy – któregoś wiosennego dnia Rudolf zniknął nieodwołalnie bez pożegnania z domku na przedwsiu Bździochów, gdzie zamieszkiwał wraz ze swym właścicielem.
          – Nie zostawił żadnego listu pożegnalnego – biadolił Ferdynand. – Ani be, ani me, ani pocałuj mnie w de. Że o kukuryku nie wspomnę.
          Taki był Rudolf. Po jakimś czasie doszły Ferdynanda słuchy o jakiejś bandzie Rudego, ale czy to mogło mieć związek z Rudolfem, wątpił. Długo chodził osowiały i nie mógł sobie znaleźć miejsca.
          Dodatkowo od tej pory Ferdynand podupadł na zdrowiu. Czy to z tęsknoty, czy też z braku ruchu, który wymuszał na nim Rudolf w czasie gonitw, nie wiadomo. W każdym razie Ferdynandowi zaszwankowały stawy kolanowe, których ból mu już tak doskwierał, że w końcu postanowił je leczyć.
          I tu się zaczęła droga przez mękę, jeszcze większa niż przeboje z Rudolfem w czasie najintensywniejszych zmagań. Należało zacząć od prześwietlenia, którego zażądał stawolog, czyli specjalista od stawów. Innymi słowy – ortopeda. Zdjęcia należało wykonać na stojąco z dwóch stron, opis był zbędny. Ferdynand stawił się w gabinecie rentgenowskim, ale zapomniał skierowania. Gdy wrócił ze skierowaniem, okazało się, że zapomniał okularów, aby złożyć swój podpis. Wreszcie za trzecim powrotem miał już wszystko, co niezbędne. Potem, przy odbiorze okazało się, że zdjęcia są jednak z opisem i tak jakoś wyszło, że odebrał same opisy, bez zdjęć. Zrobił więc jeszcze jedną rundę przychodnia – dom.
          Zdjęcia udały się nad wyraz. Prócz stawów kolanowych Ferdynand prześwietlił sobie jeszcze kręgosłup, kilka żeber, płuca i ząb trzonowy. Dla formalności dodam – górną prawą siódemkę. Wszystko w pozycji stojącej, leżącej i dodatkowo w siedzącej.
          Ortopeda, którego ubawiły te perypetie, wszystko dokładnie obejrzał, nie dopatrzył się jakichś poważniejszych schorzeń czy też zwyrodnień, odprowadzając Ferdynanda do drzwi, poklepał go po plecach i na odchodnym opowiedział mu dowcip z serii przychodzi baba do lekarza. Dowcip à propos.
          – Panie doktorze – mówi baba – mam wodę w kolanach.
          – A ja – odparł lekarz – mam cukier w kostkach.
          Grunt to świadomość. Bóle stawów ustały.

          cdn…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz