sobota, 23 marca 2019

260. Głos Lenina

          Statystycznie rzecz biorąc, w Ośrodku Zdrowia Psychicznego w Bździochach kierowanym sprawnie przez doktora Stefana Mondrallę rezydowali różni wielcy i to wcale nie jako odosobnione przypadki. Najwięcej było Napoleonów. Zdarzało się, że co najmniej pięciu Bonapartych, bo tylko Bonapartowie odpoczywali po trudach walki pod Waterloo w tym odosobnionym, spokojnym miejscu, przechadzali się po parku z ręką wsuniętą za połę munduru i pozdrawiali się z pełnym szacunku ukłonem.
          W ustronnych ostępach parku spacerował zadumany Mickiewicz i obmyślał czternastą księgę Pana Tadeusza”. O każdej nowej myśli powiadamiał pisemnie Grażynę. Całe stosy jego listów zalegały szuflady Mondrallowego biurka. Pewnie korespondencja nie byłaby tak obszerna, gdyby doktor nie odpisywał mu kurtuazyjnie w imieniu Grażyny, a raczej jako Grażyna.
          Doktor Mondralla i inni lekarze byli wręcz zasypywani wynalazkami Leonarda da Vinci. Po demonstracji lotu helikoptera ledwo udało się odratować geniusza. Cały w gipsie, tylko z jedną ręką nieuszkodzoną wziął się za malowanie obrazów. Namalowany przez niego portret Giocondy ozdobił centralny punkt holu, aby mógł być podziwiany przez wszystkich pensjonariuszy, personel i odwiedzających.
          W zasadzie, co pacjent to jakiś szczególny przypadek. Dlatego wcale nie zdziwiło doktora Mondralli, gdy podszedł do niego kiedyś jeden z nich, niejaki Pierepałko, i konspiracyjnym półszeptem poinformował:
          – Panie doktorze, od pewnego czasu słyszę głos Lenina.
          – Interesujące – odparł doktor. – I co mówi?
          – Pyta, czy już pora zacząć rewolucję. Chciałem się spytać pana doktora, co mam mu odpowiedzieć.
          – A jak pan uważa?
          – Myślę, że już pora zacząć. Nie można dłużej zwlekać, bo sam pan doktor widzi, co się dzieje.
          – A co się dzieje?
          – Car wydał rozkaz, że wszystkich trzeba na Sybir. Rozumie pan? Wszystkich. Więc nie ma na co czekać. Lenin radzi, żeby już zaczynać.
          – No dobrze – Mondralla udawał, że się zastanawia. – Ale wie pan, że będzie dużo trupów. Za dużo. Nie poradzimy sobie z nimi. Niech pan to jeszcze przemyśli.
          Na takim etapie przygotowań się rozstali. Doktor poszedł do swoich obowiązków, a pacjent (później się wydało, że to krewny Dzierżyńskiego, a konkretnie szwagier, trzeci mąż Aldony) do swojej sali, aby przemyśleć całą sytuację.
          Następnego dnia jeszcze przed śniadaniem Pierepałko zagadnął doktora Mondrallę:
          – Wie pan co? Przemyślałem całą sprawę. Rzeczywiście, będzie za dużo trupów. Już powiedziałem Leninowi, żeby się wstrzymał. Przynajmniej do lata.
          – A co z carem? – dociekał doktor.
          – Car też się zgodził. Nawet ogłosił dekret, żeby nie było rewolucji.
          – No, to mi ulżyło. Teraz możemy spokojnie iść na śniadanie.

          cdn…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz