Maryśka
Kozodojówna, bździochowska bizneswoman w dziedzinie – nazwijmy to
eufemistycznie – męskiego odprężania, inaczej mówiąc –
właścicielka agencji towarzyskiej, całkiem nieźle radziła sobie
w sprawach zawodowych. Interes kwitł, tak jak kwitły pracujące w
nim panie.
Jak
pamiętamy, aby nabrać ogłady, poduczyć się zagranicznego języka
tudzież łyknąć nieco ze światowego dziedzictwa kulturowego,
Maryśka Kozodojówna wybrała się onegdaj do Londynu. W istocie
liznęła nieco wielkiego świata i podszlifowała swój angielski do
poziomu A0+, chociaż przez długi czas trawiła słowa policjanta o
laleczce i dworcu kolejowym. Właśnie ten epizod z londyńskiej
eskapady najbardziej utkwił w Maryśkowej pamięci i chociaż nie
były to słowa zbyt uprzejme, jednak to one, po przetrawieniu,
natchnęły niezdecydowaną jeszcze wtedy Maryśkę i pomogły podjąć
decyzję co do zawodowej przyszłości.
Maryśka
okazała się być bardzo obrotną kobietą i założony w jej willi
przybytek męskich uciech przynosił niezłe profity. Odwiedzający
to miejsce panowie chwalili sobie niezwykle uprzejmą, wręcz czułą
obsługę i wspaniały profesjonalizm w obsłudze. Maryśka zaś
dbała, aby świadczone przez jej żeński personel usługi były jak
najwyższej klasy, co pozwalało jej pęcznieć z dumy i obserwować
chwytające za serce puchnięcie konta.
Jednak
po latach tłustych nadeszły lata chude. Czy to zmalało
zapotrzebowanie na tego typu usługi, czy też rozpanoszyła się
konkurencja, można by gdybać, dość że bankowe konto Maryśki
Kozodojówny przybrało trend odwrotny i poczęło chudnąć. Szefowa
tego interesu (w zasadzie powinno się użyć adekwatnego określenia
„bajzelmama”,
ale jest ono tak dalece nieeleganckie, że wzdragam się przed jego
zastosowaniem) nie popadła w panikę, jakby to zapewne uczyniło
wielu właścicieli firm, lecz zareagowała natychmiast. Zarządziła
przeprowadzenie audytu i wdrożenie środków zaradczych. Sama
również dokonała dogłębnej analizy swego biznesu, w efekcie
czego powstał list do sołtysa Miętosia. Ponieważ było to pismo
oficjalne, zamiast Miętosia Maryśka użyła jego rzeczywistych
personaliów: Jan Poboćko.
Aby
nie zanudzać czytelnika treścią owego listu, obfitującego w
niepodważalne i słuszne argumenty, wyliczenia, diagramy, tabele i
wykresy, podam jedynie kwintesencję tegoż, skutkującą rzeczowym
wnioskiem. Brzmiał on mniej więcej tak:
„Reasumując,
mając na względzie fakt, iż regularnie płacę duże podatki
przyczyniające się do rozkwitu Bździochów i całej Bździochowej
Doliny, oraz fakt, iż upadek mojej firmy przyczyniłby się
bezwzględnie do wzrostu bezrobocia na tutejszym terenie, wnoszę o
przyznanie mi świadczenia 500+ na każdą pracownicę.”
Wniosek
został przyjęty i jest obecnie w fazie analizy finansowej.
Powiadomię czytelnika, jeśli
zostanie przyjęty do realizacji.
cdn…