Świętopełko
Dreszczyk był tak dalece zaślepiony miłością do swojej żony,
Mamrotki (de domo Rypskiej), że z trudem dostrzegał, a najczęściej
nie dostrzegał tego, że Mamrotka jest z krwi i kości człowiekiem
i ma swoje upodobania i pasje. Ciągłe noszenie jej na rękach i
przychylanie nieba nie tylko było dla niej męczące; z czasem stało
się uciążliwe czy wręcz katorżnicze. Krótko mówiąc, ciągła
nadmierna troska kochającego męża była dla niej przykra tak
dalece, że w końcu stała się przytłaczającym ciężarem.
To
właśnie to zagłaskiwanie kota na śmierć, jak często powtarzała,
zawiodło ją onegdaj do baru Gin Ekologicznego, gdzie w swobodnej
atmosferze mogła poplotkować z koleżankami i wypić drinka bez
obawy, że małżonek będzie ją od tego odwodził, bo to niezdrowe.
I mogłoby jej zaszkodzić.
Po
tym, jak Świętopełko ją wyśledził i dał się namówić
barmanowi (a jednocześnie właścicielowi tego przybytku) na wypicie
bodaj pierwszego w życiu drinka, a zwłaszcza gdy ów drink
zaszemrał mu w głowie, a następne, które przyjmował z coraz
mniejszymi oporami wewnętrznymi, wprawiły go w stan sympatycznego
rauszu, nieco innym okiem spojrzał na małżonkę i zaczął
dostrzegać to, na co dotychczas był ślepy.
Na
marginesie można dodać, że tym swoim pierwszym drinkiem dołączył
do zdecydowanej większości męskiej społeczności Bździochów,
czyli do tej, która nie wylewała za kołnierz. Ale to na
marginesie. Wróćmy tedy do zasadniczego wątku.
Poznawanie
swojej żony tak zaabsorbowało Świętopełkę, że czynił to z
coraz większą ochotą i zaangażowaniem, a nawet z zacięciem, co
poskutkowało nagłą ciążą. Ale nie w tym rzecz, bo ciąże w
małżeństwie są rzeczą normalną. Ciąże pozamałżeńskie
ostatnio też. Ale również i nie w tym rzecz.
W
ręce Świętopełki wpadł stary pamiętnik Mamrotki. Jego lektura
zjeżyła mu włos na głowie. Oraz wzbudziła podejrzenia co do
morderczych zapędów małżonki, a tym samym obawę o własny los.
„Postanowiłam
go zabić.” Już
pierwsze zdanie wcisnęło Świętopełce żołądek do gardła.
Uświadomił sobie jasno, że pojął za żonę wdowę, której mąż
nie zmarł śmiercią naturalną. Jako przyczynę zgonu podano
nieszczęśliwy wypadek. Hektor, pierwszy mąż Mamrotki, w czasie
jakiejś naprawy domowej spadł z drabiny. Z podestu drabiny zsunął
się młotek i spadł na głowę Hektora, powodując jego śmierć.
Świętopełko przeraził się. To takie buty, pomyślał. Ciekawość
dalszego ciągu kazała mu jednak kontynuować lekturę. Choćby z
obawy o własną przyszłość. Brzmiało to po trosze jak testament
i przepowiednia. Podświadomie zaczął myśleć, jak się
zabezpieczyć przed ewentualną fatalną perspektywą.
„Wzięłam
tłuczek do mięsa, ukryłam za plecami i ruszyłam po pokojach za
moją przyszłą ofiarą.”
Brr, otrząsnął się Świętopełko, a krople zimnego potu
wystąpiły mu na czoło. Ale skoro już zaczął, czytał dalej.
„Miałam go dość. Po
dziurki w nosie. Wredny podstępny tym. Wysysał ze mnie to, co mam
najcenniejsze, krwiopijca. Ileż to można znosić?! Już dłużej
nie wytrzymam. On musi zginąć! Gdzież on jest? Teraz się przede
mną chowa, cwaniak. Wie, że przeholował. Ale już za późno.
Zdecydowałam się. Kara go nie minie. Okrutna kara.”
Teraz już zimny pot spływał Świętopełce po plecach. W jednej
chwili koszula stała się mokra od potu. Jakie to potworne, myślał.
Od tej strony zupełnie jej nie znałem. Mimo tak bestialskiej
treści, nie odłożył pamiętnika. Opisywane tam barbarzyństwo
zaczęło go wciągać, a nawet fascynować.
„Dopadłam
go na kanapie. Zamachnęłam się, a on jakby wyczuł moje intencje i
zrobił unik. Umknął w stronę kuchni. Ale ja byłam szybsza.
Dopadłam go w drzwiach. Bez namysłu przygniotłam do framugi. Już
był mój, już nie miał szans się wymknąć. Uderzyłam tłuczkiem
jeden raz, drugi, trzeci. Bryznęła krew. Z satysfakcją patrzyłam
jak zmiażdżone ciosami ciało osuwa się na podłogę.”
Świętopełko
ze zgrozą zatrzasnął pamiętnik. Nie mógł się otrząsnąć po
tym opisie. Lodowato zimna wiwisekcja morderstwa. Siedział przez
chwilę wstrząśnięty, a w głowie kłębiły się myśli. Biedny
Hektor. Zamordowany bezkarnie. Co czeka mnie? Co tkwi w głowie tej
krwiożerczej Mamrotki? Bezwiednie otworzył pamiętnik i odszukał
miejsce, w którym przerwał czytanie. Ciekawiło go, jak Mamrotka
zachowała się po wszystkim. Czy odtańczyła taniec wojenny? Czy po
takich emocjach opadła z sił i dysząc, usiadła na
kanapie? Czy też dumnie przyglądała się swemu dziełu? A może
przeraziła się, lecz już było za późno, aby wszystko odwrócić?
Utkwił wzrok w końcówce opisu.
„Wreszcie
się go pozbyłam. Pozbyłam się tego wstrętnego komara, który
przez kilka nocy nie dawał mi spać.”
Pod
spodem znajdował się dopisek. „Za
to opowiadanie dostałam piątkę. Pani polonistka pokreśliła, że
ta ocena należy mi się głównie za sugestywność opisu.”
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz