sobota, 25 maja 2019

269. Laleczka+

          Maryśka Kozodojówna, bździochowska bizneswoman w dziedzinie – nazwijmy to eufemistycznie – męskiego odprężania, inaczej mówiąc – właścicielka agencji towarzyskiej, całkiem nieźle radziła sobie w sprawach zawodowych. Interes kwitł, tak jak kwitły pracujące w nim panie.
          Jak pamiętamy, aby nabrać ogłady, poduczyć się zagranicznego języka tudzież łyknąć nieco ze światowego dziedzictwa kulturowego, Maryśka Kozodojówna wybrała się onegdaj do Londynu. W istocie liznęła nieco wielkiego świata i podszlifowała swój angielski do poziomu A0+, chociaż przez długi czas trawiła słowa policjanta o laleczce i dworcu kolejowym. Właśnie ten epizod z londyńskiej eskapady najbardziej utkwił w Maryśkowej pamięci i chociaż nie były to słowa zbyt uprzejme, jednak to one, po przetrawieniu, natchnęły niezdecydowaną jeszcze wtedy Maryśkę i pomogły podjąć decyzję co do zawodowej przyszłości.
          Maryśka okazała się być bardzo obrotną kobietą i założony w jej willi przybytek męskich uciech przynosił niezłe profity. Odwiedzający to miejsce panowie chwalili sobie niezwykle uprzejmą, wręcz czułą obsługę i wspaniały profesjonalizm w obsłudze. Maryśka zaś dbała, aby świadczone przez jej żeński personel usługi były jak najwyższej klasy, co pozwalało jej pęcznieć z dumy i obserwować chwytające za serce puchnięcie konta.
          Jednak po latach tłustych nadeszły lata chude. Czy to zmalało zapotrzebowanie na tego typu usługi, czy też rozpanoszyła się konkurencja, można by gdybać, dość że bankowe konto Maryśki Kozodojówny przybrało trend odwrotny i poczęło chudnąć. Szefowa tego interesu (w zasadzie powinno się użyć adekwatnego określenia bajzelmama, ale jest ono tak dalece nieeleganckie, że wzdragam się przed jego zastosowaniem) nie popadła w panikę, jakby to zapewne uczyniło wielu właścicieli firm, lecz zareagowała natychmiast. Zarządziła przeprowadzenie audytu i wdrożenie środków zaradczych. Sama również dokonała dogłębnej analizy swego biznesu, w efekcie czego powstał list do sołtysa Miętosia. Ponieważ było to pismo oficjalne, zamiast Miętosia Maryśka użyła jego rzeczywistych personaliów: Jan Poboćko.
          Aby nie zanudzać czytelnika treścią owego listu, obfitującego w niepodważalne i słuszne argumenty, wyliczenia, diagramy, tabele i wykresy, podam jedynie kwintesencję tegoż, skutkującą rzeczowym wnioskiem. Brzmiał on mniej więcej tak:
          „Reasumując, mając na względzie fakt, iż regularnie płacę duże podatki przyczyniające się do rozkwitu Bździochów i całej Bździochowej Doliny, oraz fakt, iż upadek mojej firmy przyczyniłby się bezwzględnie do wzrostu bezrobocia na tutejszym terenie, wnoszę o przyznanie mi świadczenia 500+ na każdą pracownicę.
          Wniosek został przyjęty i jest obecnie w fazie analizy finansowej. Powiadomię czytelnika, jeśli zostanie przyjęty do realizacji.

          cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz