Na
początku był chaos – tak w księgach stoi,
Od plątaniny myśli aż się w głowie roi.
Uporządkować je by się wreszcie zdało,
Podpowiada mi umysł oraz całe ciało.
Od plątaniny myśli aż się w głowie roi.
Uporządkować je by się wreszcie zdało,
Podpowiada mi umysł oraz całe ciało.
Taka to
rymowanka powstała w głowie Wencjusza Skryby i na tej podstawie
można by bez omyłki stwierdzić, że Skryba – jako poeta – nie
odpuszczał. Co więcej, nie bacząc na fakt, że ciągle miał pod
górkę, niczym mityczny Syzyf parł pod tę górkę z zacięciem nie
mniejszym od owego Syzyfa. Upadek w postaci pamiętnego niefortunnego
debiutu na łamach New Bździoch Timesa wierszem „Odwieczny
dylemat” czy późniejszy sukces na tych samych łamach „Kulinarną
poradą” (także wierszem) niechybnie utwierdzały go w
przekonaniu, że choć idzie drogą śliską i wyboistą, to jest to
droga słuszna i jedyna, którą stąpać powinien. Stąpał nią
tedy i już.
Przyszedł
jednakże moment, że – jak to mówią – doszedł do ściany i
dalej ani rusz. Wtedy to właśnie wpadł na pomysł, aby uderzyć do
źródeł natchnienia, do tej krynicy weny twórczej, jaką
niewątpliwie zawsze był Paryż. Przecież – myślał – nawet
bracia Szprychowie postanowili kiedyś ruszyć tyłki i wybrali się
do Ameryki na rowerach. A Gutkowi to się nawet udało i sławiły
go, oraz poiły, potem całe Bździochy. Był to jakiś argument. Jak
więc postanowił, tak uczynił.
Na szrocie
nabył stary model peugeota, który poprzez pewną kombinację i grę
słów nazwał Bełkotem. Bełkot, mimo że ze złomowiska, był na
chodzie i któregoś słonecznego popołudnia Wenecjusz Skryba
zaopatrzony we wszelkie przybory, które mogą czy też mogłyby mu
być pomocne w drodze i na miejscu, wyruszył w podróż swego życia.
Czyli bycia albo nie bycia.
Po drodze
kłębiły mu się pod czaszką rymowane myśli, wprawdzie jeszcze
bez większego ładu i składu na przykład:
Sunę przez Francję autostradą szybką
I podziwiam widoki, które mam za szybką.
I podziwiam widoki, które mam za szybką.
Ale co tam, uznał to za dobry omen. Parł więc do przodu, deklamując, a nawet podśpiewując, bo melodia też mu się jakoś pod te rymy podkładała:
Już chyba ze sto wierszy w dorobku swym mam,
Lecz jeszcze do Paryża gnam, by tam
Natchnienie znaleźć u wieszcza grobu,
By świat czcić mógł nas teraz obu.
Lecz jeszcze do Paryża gnam, by tam
Natchnienie znaleźć u wieszcza grobu,
By świat czcić mógł nas teraz obu.
Gnał tak
autostradą, i gnał, ale gdy już dotarł do Paryża, a przynajmniej
tak mu się zdawało po widoku z dala wieży Eiffla, zaczęły się
schody. Jechał tak coraz bardziej zaniepokojony, krążył wokół
Paryża i krążył, aż wreszcie dostał oczopląsu i zdruzgotany
zatrzymał się na jakiś parkingu. Powód tego niepokoju można
przedstawić w formie rymowanki, bo taka mu się zrodziła gdzieś
pomiędzy mózgiem a końcem podniebienia, prawdopodobnie jako wynik
zderzenia się neuronów z obrazem powstałym na siatkówce oka.
Tu
mała dygresja, Drogi Czytelniku. To jest diagnoza piszącego ten
tekst i niekoniecznie musi się pokrywać z diagnozą psychiatryczną
obu, tj. Wenecjusza Skryby i moją, czyli piszącego ten tekst. Ale
to była tylko drobna uwaga, którą nie należy się przejmować.
Przelejmy zatem na papier ostatnią rymowaną myśl Wenecjusza. Może
coś rozjaśni.
Lecz gdzie tu zjechać, zastanawia mnie,
Gdy tyle miejscowości ma nazwę Sortie.
Gdy tyle miejscowości ma nazwę Sortie.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz