sobota, 24 sierpnia 2019

282. Podróżnicza rozterka Wenecjusza Skryby

 
Na początku był chaos – tak w księgach stoi,
                                      Od plątaniny myśli aż się w głowie roi.
                                      Uporządkować je by się wreszcie zdało,
                                      Podpowiada mi umysł oraz całe ciało.


          Taka to rymowanka powstała w głowie Wencjusza Skryby i na tej podstawie można by bez omyłki stwierdzić, że Skryba – jako poeta – nie odpuszczał. Co więcej, nie bacząc na fakt, że ciągle miał pod górkę, niczym mityczny Syzyf parł pod tę górkę z zacięciem nie mniejszym od owego Syzyfa. Upadek w postaci pamiętnego niefortunnego debiutu na łamach New Bździoch Timesa wierszem „Odwieczny dylemat” czy późniejszy sukces na tych samych łamach „Kulinarną poradą” (także wierszem) niechybnie utwierdzały go w przekonaniu, że choć idzie drogą śliską i wyboistą, to jest to droga słuszna i jedyna, którą stąpać powinien. Stąpał nią tedy i już.
          Przyszedł jednakże moment, że – jak to mówią – doszedł do ściany i dalej ani rusz. Wtedy to właśnie wpadł na pomysł, aby uderzyć do źródeł natchnienia, do tej krynicy weny twórczej, jaką niewątpliwie zawsze był Paryż. Przecież – myślał – nawet bracia Szprychowie postanowili kiedyś ruszyć tyłki i wybrali się do Ameryki na rowerach. A Gutkowi to się nawet udało i sławiły go, oraz poiły, potem całe Bździochy. Był to jakiś argument. Jak więc postanowił, tak uczynił.
          Na szrocie nabył stary model peugeota, który poprzez pewną kombinację i grę słów nazwał Bełkotem. Bełkot, mimo że ze złomowiska, był na chodzie i któregoś słonecznego popołudnia Wenecjusz Skryba zaopatrzony we wszelkie przybory, które mogą czy też mogłyby mu być pomocne w drodze i na miejscu, wyruszył w podróż swego życia. Czyli bycia albo nie bycia.
          Po drodze kłębiły mu się pod czaszką rymowane myśli, wprawdzie jeszcze bez większego ładu i składu na przykład:



Sunę przez Francję autostradą szybką
                                      I podziwiam widoki, które mam za szybką.


          Ale co tam, uznał to za dobry omen. Parł więc do przodu, deklamując, a nawet podśpiewując, bo melodia też mu się jakoś pod te rymy podkładała:



Już chyba ze sto wierszy w dorobku swym mam,
                                      Lecz jeszcze do Paryża gnam, by tam
                                      Natchnienie znaleźć u wieszcza grobu,
                                      By świat czcić mógł nas teraz obu.


          Gnał tak autostradą, i gnał, ale gdy już dotarł do Paryża, a przynajmniej tak mu się zdawało po widoku z dala wieży Eiffla, zaczęły się schody. Jechał tak coraz bardziej zaniepokojony, krążył wokół Paryża i krążył, aż wreszcie dostał oczopląsu i zdruzgotany zatrzymał się na jakiś parkingu. Powód tego niepokoju można przedstawić w formie rymowanki, bo taka mu się zrodziła gdzieś pomiędzy mózgiem a końcem podniebienia, prawdopodobnie jako wynik zderzenia się neuronów z obrazem powstałym na siatkówce oka.
          Tu mała dygresja, Drogi Czytelniku. To jest diagnoza piszącego ten tekst i niekoniecznie musi się pokrywać z diagnozą psychiatryczną obu, tj. Wenecjusza Skryby i moją, czyli piszącego ten tekst. Ale to była tylko drobna uwaga, którą nie należy się przejmować.
          Przelejmy zatem na papier ostatnią rymowaną myśl Wenecjusza. Może coś rozjaśni.



Lecz gdzie tu zjechać, zastanawia mnie,
                                      Gdy tyle miejscowości ma nazwę Sortie.


           
          cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz