–
Kurce dziod – wyrzekała po swojemu Wywrzeszcza Wtedyrdowa do męża.
Było to jej ulubione powiedzonko, którym kwitowała każde
zachowanie swego ślubnego, które było jej nie w smak. A tych „w
nie smaków” ze strony Hryćki, jej męża, było całe mnóstwo.
Gdyby sądzić po ilości „kurce dziodów” wypowiadanych dziennie
przez Wywrzeszczę, niechybnie musiałoby się dojść do wniosku, że
Hryćko wszystko robi źle.
Inna
sprawa, że dobrze nie robił. Ponad wszystko przedkładał bowiem
raczenie się Białą Turnią, czyli winem marki Wino.
Telewidzowie znają też ten trunek jako J-23; taki kryptonim nosił
bowiem Hans Kloss w słynnym serialu, a w tamtym czasie, czyli w
czasie emisji serialu, kosztowało właśnie 23 złote. Jednak tej
nazwy Hryćko znać nie mógł, bo już dużo wcześniej przepił
telewizor.
Sąsiedzi
Wtedyrdów pamiętają też sytuację, gdy bodaj wszyscy
bździochowscy rolnicy jechali wozami konnymi w pole, a Wtedyrdowie
już wracali. Sąsiedzi byli jednak w błędzie, sądząc, że
Wtedyrdowie tego dnia tak szybko skończyli pracę w polu. Po
wrzaskach Wywrzeszczy zorientowali się, że Hryćko wprawdzie nie
zapomniał zapakować na swój wóz kilku butelek Białej Turni,
ale zupełnie zapomniał o koleśnicy do pługa i musieli po nią
wrócić.
Któregoś
letniego dnia Wywrzeszcza zagaiła do męża, który siedział w
przestrzeni w innych okolicznościach nazywanej salonem i wpatrywał
się w puste miejsce na bieliźniarce, służącej niegdyś jako
podstawka do telewizora. Obecnie na bieliźniarce znajdowała się
ryba z kolorowego szkła spoczywająca na nicianej wykrochmalonej
serwecie, wcześniej pomiędzy rybą na serwecie a bieliźniarką
znajdował się właśnie telewizor.
–
Kurce dziod, byłam w polu i widziałam, że wszystkim kukurydza
wybujała aż miło.
–
Noo – odrzekł Hryćko nie odrywając wzroku od miejsca po
telewizorze. Może właśnie wyobrażał sobie mecz, bo był bardzo
skupiony.
–
A wiesz, że na naszym polu nic nie rośnie? – drążyła temat
Wywrzeszcza.
Ta
wiadomość została zbyta całkowitym milczeniem.
–
Odpowiadaj, kurce dziod, kiedy mówię do ciebie.
–
Ano wiem – odpowiedział w końcu Hryćko, nawet nie spojrzawszy na
żonę.
–
No i? – Wywrzeszcza stała nad Hryćką z założonymi na piersiach
rękami.
–
Co no i?
–
No i dlaczego u nas nic nie urosło, kurce dziod?
–
Dlatego, że nie urosło.
Wywrzeszcza
straciła cierpliwość, której i tak nie miała za wiele.
–
Gadaj, kurce dziod, dlaczego u nas nic nawet nie wzeszło, a u innych
to się już w kukurydzy można schować.
–
To się schowaj – odrzekł Hryćko nieświadom niebezpieczeństwa.
Gdy się zorientował, było za późno. Wywrzeszcza
chwyciła go za poły roboczej marynarki i uniosła tak wysoko, że
jego twarz znalazła się naprzeciw jej twarzy.
–
Miałeś zasiać kukurydzę na naszym polu – wywrzeszczała wprost
w jego oblicze.
–
Ano, miałem. – Głosik Hryćki stał się cieniutki.
–
Zasiałeś?
–
Ano nie zasiałem. Wtedy by urosła.
–
Gdzie ziarno na siew?! – ryknęła.
Hryćko
wpatrywał się w nią błędnym wzrokiem. Trwało to i trwało.
Zdawałoby się, że mogłoby tak trwać bez końca. Wywrzeszcza
nie wytrzymała. Postawiła, czy raczej rzuciła Hryćkę na ziemię
i ze szlochem wybiegła z domu. Więcej nie musiała pytać znała
odpowiedź. Ziarno zamieniło się w Białą Turnię.
Ha,
gdybyż Hryćko zdobył się na trochę cierpliwości, mógłby
kukurydziane plony przedestylować na alkohol i miałby go znacznie
więcej niż za pieniądze ze sprzedaży ziarna. A gdyby jeszcze
wiedział, że amerykanie robią z tego whisky, siedziałby sobie
teraz dumnie w salonie, wprawdzie bez telewizora, ale za to ze
szklaneczką światowego trunku w dłoni.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz