niedziela, 12 kwietnia 2020

315. Biała Turnia a kukurydza

           – Kurce dziod – wyrzekała po swojemu Wywrzeszcza Wtedyrdowa do męża. Było to jej ulubione powiedzonko, którym kwitowała każde zachowanie swego ślubnego, które było jej nie w smak. A tych „w nie smaków” ze strony Hryćki, jej męża, było całe mnóstwo. Gdyby sądzić po ilości „kurce dziodów” wypowiadanych dziennie przez Wywrzeszczę, niechybnie musiałoby się dojść do wniosku, że Hryćko wszystko robi źle.

           Inna sprawa, że dobrze nie robił. Ponad wszystko przedkładał bowiem raczenie się Białą Turnią, czyli winem marki Wino. Telewidzowie znają też ten trunek jako J-23; taki kryptonim nosił bowiem Hans Kloss w słynnym serialu, a w tamtym czasie, czyli w czasie emisji serialu, kosztowało właśnie 23 złote. Jednak tej nazwy Hryćko znać nie mógł, bo już dużo wcześniej przepił telewizor.

           Sąsiedzi Wtedyrdów pamiętają też sytuację, gdy bodaj wszyscy bździochowscy rolnicy jechali wozami konnymi w pole, a Wtedyrdowie już wracali. Sąsiedzi byli jednak w błędzie, sądząc, że Wtedyrdowie tego dnia tak szybko skończyli pracę w polu. Po wrzaskach Wywrzeszczy zorientowali się, że Hryćko wprawdzie nie zapomniał zapakować na swój wóz kilku butelek Białej Turni, ale zupełnie zapomniał o koleśnicy do pługa i musieli po nią wrócić.

           Któregoś letniego dnia Wywrzeszcza zagaiła do męża, który siedział w przestrzeni w innych okolicznościach nazywanej salonem i wpatrywał się w puste miejsce na bieliźniarce, służącej niegdyś jako podstawka do telewizora. Obecnie na bieliźniarce znajdowała się ryba z kolorowego szkła spoczywająca na nicianej wykrochmalonej serwecie, wcześniej pomiędzy rybą na serwecie a bieliźniarką znajdował się właśnie telewizor.

           – Kurce dziod, byłam w polu i widziałam, że wszystkim kukurydza wybujała aż miło.

           – Noo – odrzekł Hryćko nie odrywając wzroku od miejsca po telewizorze. Może właśnie wyobrażał sobie mecz, bo był bardzo skupiony.

           – A wiesz, że na naszym polu nic nie rośnie? – drążyła temat Wywrzeszcza.

Ta wiadomość została zbyta całkowitym milczeniem.

           – Odpowiadaj, kurce dziod, kiedy mówię do ciebie.

           – Ano wiem – odpowiedział w końcu Hryćko, nawet nie spojrzawszy na żonę.

           – No i? – Wywrzeszcza stała nad Hryćką z założonymi na piersiach rękami.

           – Co no i?

           – No i dlaczego u nas nic nie urosło, kurce dziod?

           – Dlatego, że nie urosło.

           Wywrzeszcza straciła cierpliwość, której i tak nie miała za wiele.

           – Gadaj, kurce dziod, dlaczego u nas nic nawet nie wzeszło, a u innych to się już w kukurydzy można schować.

          – To się schowaj – odrzekł Hryćko nieświadom niebezpieczeństwa.
          Gdy się zorientował, było za późno. Wywrzeszcza chwyciła go za poły roboczej marynarki i uniosła tak wysoko, że jego twarz znalazła się naprzeciw jej twarzy.
           – Miałeś zasiać kukurydzę na naszym polu – wywrzeszczała wprost w jego oblicze.

           – Ano, miałem. – Głosik Hryćki stał się cieniutki.

           – Zasiałeś?

           – Ano nie zasiałem. Wtedy by urosła.

           – Gdzie ziarno na siew?! – ryknęła.

           Hryćko wpatrywał się w nią błędnym wzrokiem. Trwało to i trwało. Zdawałoby się, że mogłoby tak trwać bez końca. Wywrzeszcza nie wytrzymała. Postawiła, czy raczej rzuciła Hryćkę na ziemię i ze szlochem wybiegła z domu. Więcej nie musiała pytać znała odpowiedź. Ziarno zamieniło się w Białą Turnię.
           Ha, gdybyż Hryćko zdobył się na trochę cierpliwości, mógłby kukurydziane plony przedestylować na alkohol i miałby go znacznie więcej niż za pieniądze ze sprzedaży ziarna. A gdyby jeszcze wiedział, że amerykanie robią z tego whisky, siedziałby sobie teraz dumnie w salonie, wprawdzie bez telewizora, ale za to ze szklaneczką światowego trunku w dłoni.



           cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz