sobota, 18 kwietnia 2020

316. Goryl skoczył i…

           Kolejna historia, jaką Trycjan Paszkwilko uraczył podochocone towarzystwo niewylewające za kołnierz w restauracji Pod Upadłym Aniołem, zgodnie z zapowiedzią dotyczyła skoku goryla. Rzecz cała miała miejsce po pamiętnym zjeździe absolwentów Szkoły Podstawowej Nr 1 w Bździochach. Towarzystwo wchłonęło już w siebie tyle trunków, że samym tylko wydechem z oparami alkoholu mogłoby napędzać turbinę prądotwórczą w elektrowni. I to niemałą.
           – Atomowej bym nie ryzykował. – Taką wątpliwość wyraził Trycjan Paszkwilko, humorysta poczytnego New Bździoch Timesa, zanim przeszedł do właściwej opowieści.
           A właściwa opowieść dotyczyła problemu palenia papierosów w szkole. Problem leżał po obu stronach bariery osobowej, czyli uczniów i nauczycieli. Nauczyciele zgodnie z odwiecznym zwyczajem starali się łapać i karać uczniowskich palaczy, ci zaś dokonywali cudów pomysłowości, jak takich łapanek unikać. Niechybnie wzorcem dla obu stron była książka Wiktora Gomulickiego „Wspomnienia niebieskiego mundurka”, która, nawiasem mówiąc, była szkolną lekturą. Umoralniająca treść powieści była dla nauczycieli wyznacznikiem dbania o poprawność tej właśnie moralności uczniowskiej. Przedziwnym trafem była jednocześnie jakby poradnikiem dla uczniów, instruującym o sposobach unikania nauczycielskiej kontroli i wykrętów w tłumaczeniu się w razie wpadki.
           Z jakichś powodów uczniowie upodobali sobie do uprawiania papierosowego hobby toaletę na pierwszym piętrze szkoły. Jeden z uczniów stał zawsze w uchylonych drzwiach i patrzył w głąb korytarza, czy nie zbliża się niebezpieczeństwo kontroli, reszta spokojnie oddawała się nałogowi.
           Toaleta składała się z dwóch pomieszczeń – jednego, tego z drzwiami na korytarz, w którym znajdowały się umywalki, i z drugiego, z trzema osobnymi kajutkami z muszlami sedesowymi. To w tej części gromadziło się największe grono palaczy.
           W zasadzie palacze mogli czuć się bezpiecznie, gdy w drzwiach była wystawiona czujka, alarmująca w razie zbliżającego się niebezpieczeństwa. Ale zdarzało się, że belfer potrafił przechytrzyć nawet najsprytniejszego wartownika. Wtedy towarzystwo zaliczało wpadkę. Szkolnym zwyczajem winowajcy musieli wykonać jakieś prace na rzecz szkoły. Koszty oczywiście były po ich stronie. W przypadku toalet najczęściej karą było pomalowanie drzwi od kajutek. Tych wpadek musiało być wiele, bo farby na drzwiach było już tyle, że ledwo się domykały.
           Historia, którą zaczął snuć Paszkwilko, miała miejsce właśnie w toalecie na pierwszym piętrze w czasie długiej przerwy. Był wtedy czas na spokojne wypalenie całego papierosa i dysputy na różne tematy. Było też zwyczajem, że uczeń, który akurat nie dysponował papierosem, zwracał się do któregoś z palących zwrotem „daj się sztachnąć”. W dobrym tonie było, aby nie odmawiać potrzebującemu, i zawsze sztach był.
No i wreszcie właściwa historia. Któregoś razu zdarzyło się, że o sztacha poprosił Zaskurniak. Oczywiście dostałby go bez wahania, ale Zaskurniak z jakichś powodów nie chciał być niewdzięcznikiem i sztachać się za friko. Zaproponował więc:
           – Dajcie mi sztacha, a pokażę wam skok goryla.
           Propozycja zaciekawiła, a nawet zaintrygowała palące towarzystwo. Ktoś jednak powiedział:
           – To pokaż najpierw skok, a potem dostaniesz sztacha.
           No i Zaskurniak pokazał. Otworzył drzwi do jednej z kajutek, podskoczył, złapał się górnej poprzeczki framugi i wylądował na desce sedesowej. Zanim jednak nastąpiły oklaski, dał się słyszeć trzask. Deska sedesowa pękła, a Zaskurniak znalazł się w muszli klozetowej. Wyskoczył w samych skarpetkach, mokrych, lecz na szczęście czystych, bo muszla była spłukana. O kapcie nie dbał. Zostały w muszli. Oczywiście za takie atrakcje dostał niejednego sztacha, a historia znalazła się w annałach szkoły. Ale, rzecz jasna, tylko w tych zapamiętanych i ewentualnie spisanych przez uczniów. Strona nauczycielska, co zrozumiałe, miała nieco inny zapis.
           Ta historia, choć wtedy, na tej przerwie, miała takie zakończenie, zupełnie inne zakończenie miała w całości. Bo był jeszcze ciąg dalszy. Ale w tym miejscu Paszkwilko zrobił pauzę na długi łyk piwa, a ciąg dalszy miał nastąpić później. Towarzystwo musiało uzbroić się w cierpliwość, która wcale nie nadwerężona została przez wszystkich wykorzystana w taki sam sposób, w jaki wykorzystał ją opowiadający.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz