Kolejna
historia, jaką Trycjan Paszkwilko uraczył podochocone towarzystwo
niewylewające za kołnierz w restauracji Pod Upadłym Aniołem,
zgodnie z zapowiedzią dotyczyła skoku goryla. Rzecz cała miała
miejsce po pamiętnym zjeździe absolwentów Szkoły Podstawowej Nr 1
w Bździochach. Towarzystwo wchłonęło już w siebie tyle trunków,
że samym tylko wydechem z oparami alkoholu mogłoby napędzać
turbinę prądotwórczą w elektrowni. I to niemałą.
–
Atomowej bym nie ryzykował. – Taką wątpliwość wyraził Trycjan
Paszkwilko, humorysta poczytnego New Bździoch Timesa, zanim
przeszedł do właściwej opowieści.
A właściwa
opowieść dotyczyła problemu palenia papierosów w szkole. Problem
leżał po obu stronach bariery osobowej, czyli uczniów i
nauczycieli. Nauczyciele zgodnie z odwiecznym zwyczajem starali się
łapać i karać uczniowskich palaczy, ci zaś dokonywali cudów
pomysłowości, jak takich łapanek unikać. Niechybnie wzorcem dla
obu stron była książka Wiktora Gomulickiego „Wspomnienia
niebieskiego mundurka”, która, nawiasem mówiąc, była szkolną
lekturą. Umoralniająca treść powieści była dla nauczycieli
wyznacznikiem dbania o poprawność tej właśnie moralności
uczniowskiej. Przedziwnym trafem była jednocześnie jakby
poradnikiem dla uczniów, instruującym o sposobach unikania
nauczycielskiej kontroli i wykrętów w tłumaczeniu się w razie
wpadki.
Z jakichś
powodów uczniowie upodobali sobie do uprawiania papierosowego hobby
toaletę na pierwszym piętrze szkoły. Jeden z uczniów stał zawsze
w uchylonych drzwiach i patrzył w głąb korytarza, czy nie zbliża
się niebezpieczeństwo kontroli, reszta spokojnie oddawała się
nałogowi.
Toaleta
składała się z dwóch pomieszczeń – jednego, tego z drzwiami na
korytarz, w którym znajdowały się umywalki, i z drugiego, z trzema
osobnymi kajutkami z muszlami sedesowymi. To w tej części
gromadziło się największe grono palaczy.
W zasadzie
palacze mogli czuć się bezpiecznie, gdy w drzwiach była wystawiona
czujka, alarmująca w razie zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Ale zdarzało się, że belfer potrafił przechytrzyć nawet
najsprytniejszego wartownika. Wtedy towarzystwo zaliczało wpadkę.
Szkolnym zwyczajem winowajcy musieli wykonać jakieś prace na rzecz
szkoły. Koszty oczywiście były po ich stronie. W przypadku toalet
najczęściej karą było pomalowanie drzwi od kajutek. Tych wpadek
musiało być wiele, bo farby na drzwiach było już tyle, że ledwo
się domykały.
Historia,
którą zaczął snuć Paszkwilko, miała miejsce właśnie w
toalecie na pierwszym piętrze w czasie długiej przerwy. Był wtedy
czas na spokojne wypalenie całego papierosa i dysputy na różne
tematy. Było też zwyczajem, że uczeń, który akurat nie
dysponował papierosem, zwracał się do któregoś z palących
zwrotem „daj się sztachnąć”. W dobrym tonie było, aby nie
odmawiać potrzebującemu, i zawsze sztach był.
No i
wreszcie właściwa historia. Któregoś razu zdarzyło się, że o
sztacha poprosił Zaskurniak. Oczywiście dostałby go bez wahania,
ale Zaskurniak z jakichś powodów nie chciał być niewdzięcznikiem
i sztachać się za friko. Zaproponował więc:
– Dajcie
mi sztacha, a pokażę wam skok goryla.
Propozycja
zaciekawiła, a nawet zaintrygowała palące towarzystwo. Ktoś
jednak powiedział:
– To
pokaż najpierw skok, a potem dostaniesz sztacha.
No i
Zaskurniak pokazał. Otworzył drzwi do jednej z kajutek, podskoczył,
złapał się górnej poprzeczki framugi i wylądował na desce
sedesowej. Zanim jednak nastąpiły oklaski, dał się słyszeć
trzask. Deska sedesowa pękła, a Zaskurniak znalazł się w muszli
klozetowej. Wyskoczył w samych skarpetkach, mokrych, lecz na
szczęście czystych, bo muszla była spłukana. O kapcie nie dbał.
Zostały w muszli. Oczywiście za takie atrakcje dostał niejednego
sztacha, a historia znalazła się w annałach szkoły. Ale, rzecz
jasna, tylko w tych zapamiętanych i ewentualnie spisanych przez
uczniów. Strona nauczycielska, co zrozumiałe, miała nieco inny
zapis.
Ta
historia, choć wtedy, na tej przerwie, miała takie zakończenie,
zupełnie inne zakończenie miała w całości. Bo był jeszcze ciąg
dalszy. Ale w tym miejscu Paszkwilko zrobił pauzę na długi łyk
piwa, a ciąg dalszy miał nastąpić później. Towarzystwo musiało
uzbroić się w cierpliwość, która wcale nie nadwerężona została
przez wszystkich wykorzystana w taki sam sposób, w jaki wykorzystał
ją opowiadający.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz