Wejście
Cyprka Szczypieżonka na dyrekcyjną naradę i zademonstrowanie
zebranemu tam gronu ni z gruszki, ni z pietruszki wzoru Einsteina,
które wszystkich wprawiło w osłupienie (oczywiście nie sam wzór,
powszechnie znany, a występ, czyli wtargnięcie Cyprka), miało
swoje uzasadnienie. Ale zanim się ono znalazło i dotarło do
wszystkich zainteresowanych, upłynęło trochę czasu. Tymczasem
pozostali laboranci w dziale projektowo-konstrukcyjnym zaczęli
patrzeć na swojego kolegę po fachu z lekkim zdziwieniem. O ile
ogólnie było wiadomo, czego można się spodziewać po Bronsiu
Wyżłopie, o tyle Cyprek okazał się nieprzewidywalny. Dlatego
niektórzy za plecami Szczypieżonka kręcili nieznacznie kółko na
czole z wymownym wzrokiem wskazującym obiekt godny tego kółka.
W ciągu
tygodnia, z sytuacji tej miał ubaw nie tylko dział, zatrudniający
Cyprka, lecz śmiała się z tego bodaj cała Fabryka Sztućców
Dwukrotnego Użytku. W ciągu miesiąca wiedziały o tym Bździochy,
a po dwóch miesiącach historię tę podawali sobie z ust do ust
wszyscy mieszkańcy Bździochowej Doliny.
Znalazł
się jednak mądry, który rozszyfrował rzecz całą. Według jego
teorii, rozwiązania należało szukać w fanatycznej religijności
delikwenta i związanym z nią specyficznym spojrzeniem na otaczający
świat. Szczypieżonek uważał na przykład, że pieśniami można
określać wyłącznie utwory o religijnej treści. Wszystkie
pozostałe dzieła to po prostu piosenki. Tym mądrym, który znalazł
wyjaśnienie dziwnego występu Cyprka na naradzie, okazał się jego
laboratoryjny kolega, Szkiełek Oczko. Znalazł on w internecie
wyjaśnienie wzoru Einsteina, gdzie po prostu napisano, że ten
najsłynniejszy wzór fizyczny świata jest dla wielu symbolem
nowoczesnej fizyki lub nawet prawie obiektem religijnego
zafascynowania. I tak w istocie musiało być.
Dyrektor
fabryki zastanawiał się nawet, czy taki oryginał nie powinien
poszukać sobie pracy w bardziej oryginalnym miejscu, choćby w
przykościelnej salce katechetycznej. Jakimś cudem takie
dyrektorskie przemyślenie wymknęło się z jego gabinetu i dotarło
do Cyprka. A ten doszedł do wniosku, że trzeba zacząć działać,
bo tak dobrze jak tutaj nie będzie mu nigdzie. Toteż zebrał się
na odwagę (teraz potrzebował odwagi, bo wtedy, wpadając ze swoją
einsteinowską rewelacją na naradę, nie wiedział, że jest na niej
dyrektor, a jak już wpadł, głupio było się wycofać), której mu
teraz nieco zabrakło i zapukał w drzwi dyrektorskiego gabinetu.
Wszedł pełen skruchy, a ponieważ dyrektor był akurat w dobrym
humorze, rozmowa była krótka.
– Dzień
dobry. Panie dyrektorze, przychodzę do pana jak do ojca.
To były
słowa powitalne Cyprka. Dyrektor zaś, znany z dowcipu i refleksu,
odrzekł:
– Pójdź,
dziecię, ja cię uczyć każę.
Po czym
Cyprka odprawił, a na odchodnym rzucił jeszcze:
– Idź i
nie grzesz więcej.
Może to
się wydać śmieszne, lecz po tych słowach Szczypieżonek uznał
dyrektora za wysoce religijnego i zaczął go traktować niemal z
bogobojnym namaszczeniem.
Na
coniedzielnych mszach zaś robił to co zwykle, czyli taksował niby
obojętnym, jednak analitycznym wzrokiem urodę, a ściślej budowę
zgromadzonych tam ciał kobiecych, prawdopodobnie faworyzując w tej
analizie cudze żony.
Tu Bronsiu
Wyżłop, gdyby chadzał do kościoła, mógłby odpłacić się
Cyprkowi złośliwością, i to jego obmacywanie wzrokiem pań nazwać
tak jak Cyprek nazwał niegdyś jego pracę, czyli po prostu
babrolizą.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz