sobota, 2 maja 2020

318. Pięknym za nadobne

           Pyrtek Niefartek, kierowca dostawczaka, nie miał szczęścia do pracodawców, mimo że w Bździochach było wiele firm transportowych. Pyrtek wiecznie był w drodze. Nie tylko jako kierowca, ale też jako człowiek. I chociaż wiele razy zmieniał pracę, prędzej czy później okazywało się, że znowu źle trafił. Najczęściej bywało, że musiał pracować o wiele dłużej niżby wynikało z umowy, a pretekstem zawsze była konieczność rozwoju firmy, która ciągle była na dorobku, i fakt, że podobno w danej firmie zarobki są najlepsze w branży, więc nie ma co narzekać. Ilekroć Niefartek decydował się na zmianę pracy, w końcu okazywało się, że musi się godzić (podobno dla własnego dobra) na bezwzględne warunki pracodawcy, jego oczekiwania zaś są nieistotne. Więc Pyrtek szukał dalej i przenosił się do kolejnej firmy.
           Takiego jednak niefartu jakiego zaznał w firmie „Speed Warzywo – Burak i Syn” nie doświadczył nigdy wcześniej. Pan nomen omen Burak, który tę firmę założył i rozkręcił, był wyjątkowym prostakiem. Filozofię jego życia można by ująć jednym zdaniem: „Świat według Buraka” i w tym zdaniu mieściło się wszystko. Największa mądrość i wszechwiedza na każdy temat. Gdybyż na tym można by było poprzestać. Ale nie. W tym miejscu wkraczała na scenę osobowość Buraka. Nieokrzesany, bezczelny cham, ładujący akumulatory za pomocą poniżania innych. A zwłaszcza pracowników, bo tych miał pod ręką, a ci dla chęci zachowania pracy godzili się na takie traktowanie.
           Kiedy więc Pyrtek Niefartek dostał się w jego łapy, zaczęły się takie jazdy, jakich nie zaznał w całym swoim dotychczasowym życiu. Wszystko, co się działo w firmie, zależało od humoru Buraka. A to była czysta loteria. Nikt nigdy nie wiedział, w jakim nastroju szef się pojawi w firmie. Nigdy też nie było wiadomo, co go może wyprowadzić z równowagi. Ulubionym jego zwrotem było: „Czy ty, kurwa, rozumiesz, co ja do ciebie mówię?”. Zdanie to wypowiadał tak głośno, że pewnie było słychać w połowie wsi. Mówiąc bardziej precyzyjnie, ryczał na pół Bździochów. Pyrtek znosił to i wiele innych obelg, a w duchu już planował odejście z firmy. Czarę goryczy przelał fakt, że Burak zabrał mu świąteczną premię. Zabrał mu ją pod pretekstem nieszanowania przez Pyrtka swojego przełożonego, czego, jak uważał, nie musi uzasadniać, a czego w żaden sposób nie dałoby się udowodnić. Pracownicy i tak wiedzieli, że wszystko zawsze zależy od tego, którą nogą Burak wstanie z łóżka. Tak więc za przedświąteczną harówę (Pyrtek rozwoził po sklepach warzywa) musiała Pyrtkowi wystarczyć satysfakcja z pracy dla Buraka.
           Ale skoro czara goryczy się przelała, po raz pierwszy Pyrtek postanowił nieco się na szefie odegrać. W dniu, w którym postanowił rozstać się z firmą, zapakował furgonetkę po dach i ruszył do odbiorców. Zatrzymał auto w okolicy sklepu najdalej położonego od firmy i ze służbowej komórki wysłał do szefa sms-a. Napisał, dlaczego zdecydował się zakończyć pracę dla niego. Przypomniał mu o tych wszystkich aktach poniżania, jakie mu zafundował Burak, a zakończył tę wyliczankę ukradzioną przez szefa premią. Tę ostatnią kwestę ujął tak: „Gdyby mi pan powiedział, że brakuje panu pieniędzy, i poprosił o nie, podarowałbym je panu. Ale pan mi je po prostu ukradł.” Oczami wyobraźni ujrzał wściekłość na twarzy Buraka po przeczytaniu czegoś takiego. Kropką nad „i” była wiadomość, że szef musi się domyślić, gdzie jest auto (a auto nie było wyposażone w nawigację satelitarną). Następnie przywrócił komórce ustawienia fabryczne, włożył komórkę do schowka, tam też umieścił kluczyki i pilota, po czym zatrzasnął drzwi auta. Z satysfakcją przypomniał sobie, że jest tylko jeden komplet kluczyków, bo szef zgubił pozostałe.
           Doświadczenie nauczyło Niefartka, że nie ma co liczyć na sprawiedliwość boską. Należy ją wymierzać tu, na tym świecie. Z satysfakcją wsiadł w autobus i pojechał do domu.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz