Pyrtek
Niefartek, kierowca dostawczaka, nie miał szczęścia do
pracodawców, mimo że w Bździochach było wiele firm
transportowych. Pyrtek wiecznie był w drodze. Nie tylko jako
kierowca, ale też jako człowiek. I chociaż wiele razy zmieniał
pracę, prędzej czy później okazywało się, że znowu źle
trafił. Najczęściej bywało, że musiał pracować o wiele dłużej
niżby wynikało z umowy, a pretekstem zawsze była konieczność
rozwoju firmy, która ciągle była na dorobku, i fakt, że podobno w
danej firmie zarobki są najlepsze w branży, więc nie ma co
narzekać. Ilekroć Niefartek decydował się na zmianę pracy, w końcu
okazywało się, że musi się godzić (podobno dla własnego dobra)
na bezwzględne warunki pracodawcy, jego oczekiwania zaś są
nieistotne. Więc Pyrtek szukał dalej i przenosił się do kolejnej
firmy.
Takiego
jednak niefartu jakiego zaznał w firmie „Speed Warzywo – Burak i
Syn” nie doświadczył nigdy wcześniej. Pan nomen omen
Burak, który tę firmę założył i rozkręcił, był wyjątkowym
prostakiem. Filozofię jego życia można by ująć jednym zdaniem:
„Świat według Buraka” i w tym zdaniu mieściło się wszystko.
Największa mądrość i wszechwiedza na każdy temat. Gdybyż na tym
można by było poprzestać. Ale nie. W tym miejscu wkraczała na
scenę osobowość Buraka. Nieokrzesany, bezczelny cham, ładujący
akumulatory za pomocą poniżania innych. A zwłaszcza pracowników,
bo tych miał pod ręką, a ci dla chęci zachowania pracy godzili
się na takie traktowanie.
Kiedy więc
Pyrtek Niefartek dostał się w jego łapy, zaczęły się takie
jazdy, jakich nie zaznał w całym swoim dotychczasowym życiu.
Wszystko, co się działo w firmie, zależało od humoru Buraka. A to
była czysta loteria. Nikt nigdy nie wiedział, w jakim nastroju szef
się pojawi w firmie. Nigdy też nie było wiadomo, co go może
wyprowadzić z równowagi. Ulubionym jego zwrotem było: „Czy ty,
kurwa, rozumiesz, co ja do ciebie mówię?”. Zdanie to wypowiadał
tak głośno, że pewnie było słychać w połowie wsi. Mówiąc
bardziej precyzyjnie, ryczał na pół Bździochów. Pyrtek znosił
to i wiele innych obelg, a w duchu już planował odejście z firmy.
Czarę goryczy przelał fakt, że Burak zabrał mu świąteczną
premię. Zabrał mu ją pod pretekstem nieszanowania przez Pyrtka
swojego przełożonego, czego, jak uważał, nie musi uzasadniać, a
czego w żaden sposób nie dałoby się udowodnić. Pracownicy i tak
wiedzieli, że wszystko zawsze zależy od tego, którą nogą Burak
wstanie z łóżka. Tak więc za przedświąteczną harówę (Pyrtek
rozwoził po sklepach warzywa) musiała Pyrtkowi wystarczyć
satysfakcja z pracy dla Buraka.
Ale skoro
czara goryczy się przelała, po raz pierwszy Pyrtek postanowił
nieco się na szefie odegrać. W dniu, w którym postanowił rozstać
się z firmą, zapakował furgonetkę po dach i ruszył do odbiorców.
Zatrzymał auto w okolicy sklepu najdalej położonego od firmy i ze
służbowej komórki wysłał do szefa sms-a. Napisał, dlaczego
zdecydował się zakończyć pracę dla niego. Przypomniał mu o tych
wszystkich aktach poniżania, jakie mu zafundował Burak, a zakończył
tę wyliczankę ukradzioną przez szefa premią. Tę ostatnią kwestę
ujął tak: „Gdyby mi pan powiedział, że brakuje panu pieniędzy,
i poprosił o nie, podarowałbym je panu. Ale pan mi je po prostu
ukradł.” Oczami wyobraźni ujrzał wściekłość na twarzy Buraka
po przeczytaniu czegoś takiego. Kropką nad „i” była wiadomość,
że szef musi się domyślić, gdzie jest auto (a auto nie było
wyposażone w nawigację satelitarną). Następnie przywrócił
komórce ustawienia fabryczne, włożył komórkę do schowka, tam
też umieścił kluczyki i pilota, po czym zatrzasnął drzwi auta. Z
satysfakcją przypomniał sobie, że jest tylko jeden komplet
kluczyków, bo szef zgubił pozostałe.
Doświadczenie
nauczyło Niefartka, że nie ma co liczyć na sprawiedliwość boską.
Należy ją wymierzać tu, na tym świecie. Z satysfakcją wsiadł w
autobus i pojechał do domu.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz