Studia
Trycjana Paszkwilki, niepoprawnego żartownisia, późniejszego humorysty New Bździoch Timesa, przypadły w czasie,
gdy jeszcze cały kraj, a ściślej wszystkich jego obywateli, miała rozpierać
duma z potęgi gospodarki, jednej z najbardziej prężnych na świecie. Tak
przynajmniej deklarowały władze; prawda zaś była nieco inna. Duże nieco. Aby
obywatele mogli lepiej zrozumieć prawa ówczesnej gospodarki, wprowadzono na
studiach przedmiot Ekonomia polityczna
socjalizmu. Miała to być zapewne przeciwwaga dla Kapitału Marksa, choć z niego pewnie można by wysnuć więcej rzeczowych
wniosków na temat kondycji właśnie gospodarki socjalistycznej.
Paszkwilko
trafił całkiem nieźle, bo asystentka prowadząca ćwiczenia z tego przedmiotu
miała dość luźne podejście do sprawy. Możliwe, że cichcem studiowała Kapitał i wyciągnęła zeń stosowne
wnioski. W każdym razie ćwiczenia wyglądały tak: każdy student po kolei
podsuwał jakiś dowolny, według własnych kryteriów dobrany temat, i jeśli
chwycił, rozkręcała się dyskusja, trwająca przez cały czas przewidziany na
ćwiczenia. Z reguły rozkręcała się za każdym razem. Tematy były różne – od „Telewizja
jest substytutem życia” poprzez „Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka”
do „Problemy hodowli psów bojowych w środowisku miejskim”. Trycjan Paszkwilko
postanowił posłużyć się dowcipem wyczytanym onegdaj w – o paradoksie! – Trybunie Ludu, organie jedynie słusznej,
bo jedynej, partii, której płachty były codziennie wywieszane w witrynie partyjnego
komitetu. Brzmiał on tak:
„W
Polsce istnieją trzy stopnie luksusu. Pierwszy rodzaj to posiadanie własnego
samochodu. Drugi – posiadanie własnego domu, przy czym ten drugi stopień nie
wyklucza pierwszego. Trzecim stopniem jest luksus posiadania własnego zdania, ale
ten automatycznie wyklucza dwa pozostałe.”
Ten
temat chwycił, tak jak i pozostałe. Dyskusja była długa i żarliwa.
Tak
minął cały semestr. Im bliżej było jego końca, tym bardziej wszystkich ogarniała
ciekawość, niektórych nawet niepokój, jak będzie wyglądało zaliczenie
przedmiotu. Zaniepokojeni byli zwłaszcza ci, którzy walczyli o nagrodę
rektorską i którym w związku z tym zależało na średniej z ocen. Dodajmy więc,
że zaliczenia miały być na ocenę, a po drodze nie było ani jednego kolokwium. Z
wielkimi znakami zapytania w oczach cała grupa w komplecie stawiła się na
ostatnich ćwiczeniach. Nikt nie wiedział, jak asystentka rozwiąże tę sprawę. Spekulowano,
czy przypadkiem na ocenę nie będzie miał wpływu zaproponowany przez danego
studenta temat. Nikt nie przypuszczał, bo niby dlaczego miałby przypuszczać, że
asystentka, nawiasem mówiąc bardzo atrakcyjna młoda kobieta, której uroda
musiała nieźle namieszać w głowie niejednego studenta, zainspiruje się historią
opowiedzianą przez Paszkwilkę i przyjmie jako kryterium oceny paralelny do niej
system.
–
Proszę państwa – zagaiła. – Proponuję następujące rozwiązanie. Wszyscy, którzy
regularnie uczęszczali na zajęcia, otrzymają ocenę dobrą. Ci, którzy nie
chodzili, otrzymają dostateczną. A jeśli ktoś chciałby mieć ocenę bardzo dobrą,
to zapraszam do mojego gabinetu, gdzie będzie musiał odpowiedzieć na parę
pytań.
Tak
to Trycjan Paszkwilko historią o trzech stopniach luksusu wpłynął na system
oceniania studentów na bździochowskiej uczelni.
cdn…