sobota, 25 lipca 2020

330. Trzy stopnie luksusu


         Studia Trycjana Paszkwilki, niepoprawnego żartownisia, późniejszego humorysty New Bździoch Timesa, przypadły w czasie, gdy jeszcze cały kraj, a ściślej wszystkich jego obywateli, miała rozpierać duma z potęgi gospodarki, jednej z najbardziej prężnych na świecie. Tak przynajmniej deklarowały władze; prawda zaś była nieco inna. Duże nieco. Aby obywatele mogli lepiej zrozumieć prawa ówczesnej gospodarki, wprowadzono na studiach przedmiot Ekonomia polityczna socjalizmu. Miała to być zapewne przeciwwaga dla Kapitału Marksa, choć z niego pewnie można by wysnuć więcej rzeczowych wniosków na temat kondycji właśnie gospodarki socjalistycznej.

         Paszkwilko trafił całkiem nieźle, bo asystentka prowadząca ćwiczenia z tego przedmiotu miała dość luźne podejście do sprawy. Możliwe, że cichcem studiowała Kapitał i wyciągnęła zeń stosowne wnioski. W każdym razie ćwiczenia wyglądały tak: każdy student po kolei podsuwał jakiś dowolny, według własnych kryteriów dobrany temat, i jeśli chwycił, rozkręcała się dyskusja, trwająca przez cały czas przewidziany na ćwiczenia. Z reguły rozkręcała się za każdym razem. Tematy były różne – od „Telewizja jest substytutem życia” poprzez „Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka” do „Problemy hodowli psów bojowych w środowisku miejskim”. Trycjan Paszkwilko postanowił posłużyć się dowcipem wyczytanym onegdaj w – o paradoksie! – Trybunie Ludu, organie jedynie słusznej, bo jedynej, partii, której płachty były codziennie wywieszane w witrynie partyjnego komitetu. Brzmiał on tak:

         „W Polsce istnieją trzy stopnie luksusu. Pierwszy rodzaj to posiadanie własnego samochodu. Drugi – posiadanie własnego domu, przy czym ten drugi stopień nie wyklucza pierwszego. Trzecim stopniem jest luksus posiadania własnego zdania, ale ten automatycznie wyklucza dwa pozostałe.”

         Ten temat chwycił, tak jak i pozostałe. Dyskusja była długa i żarliwa.

         Tak minął cały semestr. Im bliżej było jego końca, tym bardziej wszystkich ogarniała ciekawość, niektórych nawet niepokój, jak będzie wyglądało zaliczenie przedmiotu. Zaniepokojeni byli zwłaszcza ci, którzy walczyli o nagrodę rektorską i którym w związku z tym zależało na średniej z ocen. Dodajmy więc, że zaliczenia miały być na ocenę, a po drodze nie było ani jednego kolokwium. Z wielkimi znakami zapytania w oczach cała grupa w komplecie stawiła się na ostatnich ćwiczeniach. Nikt nie wiedział, jak asystentka rozwiąże tę sprawę. Spekulowano, czy przypadkiem na ocenę nie będzie miał wpływu zaproponowany przez danego studenta temat. Nikt nie przypuszczał, bo niby dlaczego miałby przypuszczać, że asystentka, nawiasem mówiąc bardzo atrakcyjna młoda kobieta, której uroda musiała nieźle namieszać w głowie niejednego studenta, zainspiruje się historią opowiedzianą przez Paszkwilkę i przyjmie jako kryterium oceny paralelny do niej system.

         – Proszę państwa – zagaiła. – Proponuję następujące rozwiązanie. Wszyscy, którzy regularnie uczęszczali na zajęcia, otrzymają ocenę dobrą. Ci, którzy nie chodzili, otrzymają dostateczną. A jeśli ktoś chciałby mieć ocenę bardzo dobrą, to zapraszam do mojego gabinetu, gdzie będzie musiał odpowiedzieć na parę pytań.

         Tak to Trycjan Paszkwilko historią o trzech stopniach luksusu wpłynął na system oceniania studentów na bździochowskiej uczelni.



         cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz