Niejaki Iwan Transyl od czasu gdy zamieszkał w Bździochach i włączył się w życie towarzyskie polegające na niewylewaniu za kołnierz, dodajmy – w życie towarzyskie męskie, czyli włóczenie się z kumplami po knajpach i tankowanie do odcięcia, zaczął być nazywany Drakulą. Przezwisko to miało, można by rzec, podwójną genezę, bowiem zdrobnienie imienia Iwan to Wania, a gdy się nazwisko przestawi do przodu, wyjdzie Transylwania. A z Transylwanii wiadomo, kto słynny pochodził.
Ale, jako się rzekło, było jeszcze inne źródło jego przezwiska. Wania w domu stał się tyranem. Gdy sobie wypił, a robił to coraz częściej, z czasem już niemal codziennie, po powrocie do domu bił żonę pod byle pretekstem, a dzieci rozstawiał po kątach. Awantury oczywiście były z powodu przepijania przez niego lwiej część pensji…
Cofnijmy się jednak o parę lat, czyli do początków owych przemian Wani. Pewnego wieczoru zadzwonił telefon i w słuchawce dało się słyszeć w charakterystyczny sposób wyszeleszczone pijackim głosem:
– Klinika?
– Nie – odpowiedział Wania zgodnie z prawdą i odłożył słuchawkę. Był przekonany, że to dzwonił jakiś świeżo upieczony tata, który już zdążył oblać urodziny potomka, a teraz chciałby się dowiedzieć o zdrowie maleństwa i ewentualnie żony, lecz pomylił numery telefonu. Miał wrażenie, że głos należy do jednego z kolegów z pracy, ale nie miał pojęcia, który w najbliższym czasie miałby zostać ojcem. Zresztą mógł się mylić co do głosu.
Za jakiś czas telefon zaterkotał ponownie i ten sam głos w taki sam sposób zapytał:
– Klinika?
– Nie – ponownie odpowiedział Wania z rozbawieniem i odłożył słuchawkę.
Po chwili telefon zadzwonił znowu, a cała sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. W tym czasie rozbawienie Wani zamieniło się w irytację. Po kolejnym zapytaniu rzucił: „Nie” do słuchawki i gdy już chciał rzucić słuchawką, dodał:
– Tu nie żadna klinika, tylko Wania!
A na to głos:
– Wiem, ale czy klinika chciałbyś wypić?
A potem to już się potoczyło, a Wania się stoczył. Wreszcie małżonka miała dość. Nie bardzo wiedząc, co robić, udała się do Rady Zakładowej w fabryce zatrudniającej Wanię, aby tam szukać pomocy. Panowie z Rady podeszli do problemu pani Waniowej bardzo życzliwie, wysłuchali jej uważnie, obejrzeli siniaki na twarzy, po czym postanowili wezwać Wanię, aby w obecności żony przemówić mu do rozsądku. Posadzili go naprzeciwko stołu zasłanego zielonym suknem i przedstawili mu swoje stanowisko. Po czym oddali mu głos, z nadzieją że się wytłumaczy, pokaja i obieca poprawę. A Wania ku zaskoczeniu wszystkich zakończył sprawę krótko:
– Widziały gały, co brały.
I było po temacie.
cdn…