Emerytowany sanitariusz, Kierdel Wełenko, stęsknił się za swoim dawnym miejscem pracy. A jak się stęsknił, to postanowił złożyć tam kolejną wizytę. Oczywiście wiązało się to ze wspomnieniami z czasów jego aktywności zawodowej. Tym razem swoje słowa skierował szczególnie do młodych, bowiem dotyczyły początków jego pracy w pogotowiu. Wspominał je z ogromnym sentymentem. Cóż, były to lata jego młodości, a więc najpiękniejsze w życiu. A na pewno beztroskie.
Kiedy już sobie nabił i rozpalił fajeczkę i pociągnął łyk kawy, która natychmiast znalazła się na stole i pogotowiana młodzież otoczyła go wianuszkiem, rozpoczął swoją opowieść.
Nie muszę chyba wam przypominać – rzekł – co znaczy „trójca” w naszym żargonie. Ale gdyby ktoś spisał kiedyś te moje wspomnienia, a ktoś inny, który by to przeczytał, a nie miał z pogotowiem nic wspólnego, chyba że jako pasażer na noszach, to podam, że trójca to zestaw trzech leków, które jako podstawowy zestaw zawsze jest wożony na wezwania. To tak dla przypomnienia było.
A teraz wam opowiem, co mi się z tą trójcą przydarzyło. Młodziutki wtedy jeszcze byłem. I wiekiem, i stażem. Było wezwanie do umierającej kobiety. Leżała w łóżku i ledwo dychała. Wokół łóżka już się zebrały jej sąsiadki i przyjaciółki i zawodziły, płacząc, okrutnie. Lekarz, z którym byłem, zbadał kobiecinę, sprawdził reakcje na bodźce, szczegółowo się wypytał o dolegliwości. Kobieta odpowiadała z wielkim trudem. Lekarz omiótł zebrane tam płaczki i w przepraszającym geście rozłożył ręce, a potem ruszył w stronę drzwi. To ja za nim. Zanim wyszliśmy szepnął mi:
– Tę konającą to najwyżej brzuch boli, a poza tym nic jej nie jest.
Po czym już na głos dodał:
– Daj jej trójcę i jedziemy.
W karetce spytał:
– Zrobiłeś zastrzyk.
– Nie, bo nie wiedziałem, że chodzi o zastrzyk.
Wtedy mnie uświadomił, że trójca to to, co dobrze znacie – Pyralgina, Papaweryna i Atropina zmieszane i wstrzyknięte w jednej dawce. Aha. Więc wróciłem, żeby ten zastrzyk zrobić. Wchodzę, a tam jeszcze większy lament niż wcześniej. Całkowicie zbiło mnie to z tropu. Nie mam pojęcia, o co chodzi. Ale szybko się wyjaśniło.
Te kobiety, kiedy usłyszały „trójca”, wzięły to za Trójcę Świętą i myślały, że z ich koleżanką już koniec. A niedoszła nieboszczka nagle się podnosi i rozmasowuje tyłek po zastrzyku. Jak się te kobiety zlękły. O mało nóg nie połamały i nie wyrwały drzwi z futryny. Tak wiały.
No i tak się skończyła ta historia. Nie wiem, co się dalej dzieje z tą kobietą, co niby była chora. Nigdy już stamtąd nie przyszło żadne wezwanie. A sam też tam nie pójdę, bo niby o co miałbym się zapytać. Jak się czuje po zmartwychwstaniu?
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz