sobota, 16 stycznia 2021

355. Jaja Kijaja


         Niepytek Boleść, syn jednego z najlepszych chirurgów w Bździochach, Kostka Boleścia, prócz tego, że starał się być dobrym synem, miewał dosyć szalone pomysły. Inaczej mówiąc, lubił sobie porobić jaja. Do niewątpliwie najbardziej znanych jego pomysłów należał wjazd na koniu na zabawę taneczną w restauracji Pod Natchnionym Kalongiem i wykonaniu na parkiecie piruetu z okrzykiem „Kijaj”. Na koniu, rzecz jasna. Po tym wyczynie był już znany w całej Bździochowej Dolinie. Bardziej chyba nawet od swojego ojca. Wtedy właśnie nadano mu przezwisko Kijaj i pod tym przezwiskiem był znany.

         Nieco mniej spektakularnym, aczkolwiek równie efektownym pomysłem popisał się jakiś czas później. Nie wiadomo, jaki efekt chciał osiągnąć – czy zaskoczyć gości weselnych, czy może tylko sprawić, aby o nim w Bździochach pamiętano, a może chciał zaimponować pannie, która mu wpadła w oko, a o której wiedział, że będzie tam na pewno, dokładnie nie wiadomo. W każdym razie wcześniejszy występ z koniem i późniejsza popularność tak mu się podobały, że postanowił ten numer powtórzyć na weselu kolegi. Różnica w realizacji pomysłu polegała na tym, że tym razem wjechał na taneczny parkiet na sankach ciągniętych przez konia. Coś w rodzaju jednoosobowego kuligu. Szok weselników był tym większy, że miało to miejsce latem, w upalne, słoneczne popołudnie.

         Tego rodzaju pokazy upustu fantazji przysparzały Kijajowi przyjaciół, którzy tę jego fantazję pieczętowali stawianiem drinków na zasadzie „No co, ze mną się nie napijesz?” Dość, że w niedługim czasie Kijaj sam zaczął zaglądać do kieliszka, już bez „przyjaciół”. Wpisywało się to oczywiście w bździochowski krajobraz niewylewania za kołnierz. To z jednej strony, z drugiej – było to powolne wkraczanie w nałóg, z trzeciej zaś – wyzwalało w Kijaju jeszcze dziksze, czy też jeszcze bardziej szalone pomysły. Ich efekty znała cała wieś, bo przecież inaczej być nie mogło.

         Dość powiedzieć, że w końcu Kijaj trafił do AAA z nakazem wzięcia udziału we wszystkich organizowanych tam zajęciach terapeutycznych, pod groźbą postawienia go przed sądem w razie opuszczenia choć jednej wizyty w ośrodku dla AA. Tytułem drobnego wyjaśnienia dodam, że trzecie „A” w nazwie to skrót od słowa „Akademia”. Taką nazwę (Akademia Anonimowych Alkoholików) wymyślono, żeby pacjentom nie było przykro tudzież wstyd oraz, być może, do podjęcia w przyszłości nauki na rzeczywistej uczelni. Dlatego też utarło się nazywać uczestników terapii w AAA studentami.

         Cóż więc takiego przydarzyło się studentowi Kijajowi, że groził mu sąd? Ano to, że wystąpił kiedyś w mundurze. Samo wystąpienie w takim stroju oczywiście naganne nie było. Natomiast okoliczności już tak. Być może Kijaj wziął przykład z młodego doktora Spłonki, miłośnika i kolekcjonera militariów, a być może był to autonomiczny pomysł Kijaja, w każdym razie przebrał się kiedyś w wyczarowany nie wiadomo skąd mundur niemieckiego żandarma. Gdyby się na tym skończyło, prawdopodobnie draki by nie było. Ale Kijaj w tym mundurze objął we władanie rogatki przy przejeździe kolejowym. Upojony alkoholem suto zaserwowanym przez Kijaja dróżnik spał w najlepsze, a Kijaj szalał na przejeździe. Zatrzymywał pojazdy, rewidował je, nakazywał stawanie na poboczu, wykrzykiwał po niemiecku do zdezorientowanych kierowców i wyczyniał jeszcze inne tego rodzaju brewerie. Z początku kierowcy myśleli, że kręcony jest jakiś film fabularny, a oni występują jako statyści-wolontariusze. Lecz gdy korek na drodze po jednej i po drugiej stronie przejazdu urósł do gigantycznych rozmiarów, zainteresowały się tym odpowiednie organa. Tak się sprawa wydała, a Kijaja wzięto pod kuratelę AAA.

 

         cdn…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz