sobota, 6 marca 2021

362. Tempus fugit

         Niespodziewanie nadszedł dzień, w którym zdarzyło się coś, czego z pozoru nikt o zdrowych zmysłach by nie przypuszczał. Tak zwani prawdziwi mężczyźni powiedzieliby, że Kleofas Niemanic zwariował lub zachorował, bo ponownie zakochał się we własnej żonie, Klementynie. Takie są fakty.

   Po sławetnych wczasach w Chałupach, kiedy to wstydliwa z natury Klementyna, zapewne pod wpływem promieni słonecznych, odpuściła co nieco z purytańskich zasad, Kleofas Niemanic przez długi czas miał przed oczami jej kształtne, równo opalone ciało. Wprawdzie od tamtej pory upłynęły miesiące i codzienna latanina przytłumiła nieco ten widok, to jednak tkwił on w pamięci Kleofasa, a niekiedy stawał się nawet bardzo natrętny. I choć Klementyna pozwoliła się niekiedy oglądać mężowi w dziennym świetle w stroju Ewy, to jednak purytańskie wychowanie brało górę i takie chwile zdarzały się raczej rzadko, a wraz z upływem czasu coraz rzadziej. Stało się też tak, że zanikły zupełnie po uwadze Kleofasa na temat jej nóg, kiedy to Klementyna oglądając się w lustrze stwierdziła, że ma zbyt krótkie nogi, a Kleofas skomentował to w ten sposób, że ma je do samej ziemi i dłuższe jej niepotrzebne.

      Szarzyzna dnia codziennego sprawiała, że Kleofas często poganiał żonę, zwłaszcza przy porannym podwożeniu do pracy. Zniecierpliwiony przedłużającym się według niego makijażem stwierdzał, że poczeka w samochodzie. Czasem rozwijał swoją myśl przypuszczeniem o porannych bździochowskich korkach, możliwości spóźnienia się do pracy itp. Klementyna zaś nigdy nie wychodziła z domu bez makijażu. Upiększała się nie dlatego, aby ukryć mankamenty urody, których wcale nie miała i zawsze wyglądała zjawiskowo, ale po prostu taki miała zwyczaj i potrzebę. Kleofas wychodząc, rzucał uszczypliwe: Tempus fugit. Wiedział, że tą starożytną sentencją doprowadza ją do wewnętrznej furii, ale nie mógł sobie darować i raczył ją tą kąśliwą uwagą nader często. Czyli niemal codziennie. Gdzieś tam pod podszewką myśli świtała zazdrość o żonę, wiedział bowiem, że mężczyźni ślinią się na jej widok i rozbierają ją wzrokiem, nadskakując jej na wyścigi we wszystkim. Jednakże Klementyna nigdy nie opuszczała łazienki z niedokończonym lub niechlujnym makijażem. W chwili, gdy Klementyna wsiadała do auta, Kleofas powtarzał to swoje Tempus fugit, co wcale nie poprawiało atmosfery.

Być może szlaban na oglądanie żony nago sprawił, że później obraz nagiej, cudownie opalonej Klementyny powracał w myślach Kleofasa ze zdwojoną siłą. On to zapewne sprawił, że któregoś dnia Kleofas poczuł ten dziwny stan, który niechybnie okazał się stanem zakochania. Dojrzewała i w końcu w pełni dojrzała w nim myśl, aby (jak to bywało przed ślubem) zacząć zabiegać o jej względy. Na myśl przychodziły mu efektowne ptasie zaloty. Samce adorujące swoje wybranki, tańczące wokół nich, podsuwające im co smaczniejsze kąski i tym podobne. Wprawdzie Klementyna nie unikała nocnych zbliżeń, lecz Kleofas chciał czegoś więcej. Zapragnął wykonać wszelkie zabiegi, które zaprowadziły ich po raz pierwszy do łóżka, kiedy to całkowicie zapomnieli się w miłosnym szale, a powściągliwość Klementyny w tym względzie na tę noc poszła w kąt.

Tak to właśnie Kleofas ponownie zaczął przynosić Klementynie kwiaty i zapraszać ją na kolacje do restauracji. Po jednym z takich miłych wieczorów, gdy był pewien, że to już ta właśnie upojna noc przed nimi, gdy Klementyna rozgrzana prysznicem leżała pod kołdrą, Kleofas czynił jeszcze zabiegi kosmetyczne. Po prysznicu i starannym goleniu, zrosił ciało wodą kolońską, wklepał w twarz krem, przyciął włoski tu i ówdzie i tak dalej. Starał się, aby jego ciało stało się atrakcyjne w możliwie najwyższym stopniu.

Kiedy dotarł wreszcie do łóżka, zastał małżonkę co nieco senną. Usłyszał wypowiedziane z satysfakcją słowa: Tempus fugit, po których małżonka odwróciła się do niego plecami. No cóż. Emocje opadły. I nie tylko emocje. Kleofas zastanawiał się, co zrobił nie tak. Myślał i myślał, ale nie doszedł do żadnych rzeczowych wniosków. Powoli, zawiedzionego, zaczynał morzyć sen.

Tymczasem Klementyna wcale nie zamierzała odpuścić nocy po tych wszystkich miłosnych zabiegach Kleofasa. W duchu śmiała się z jego tokowania. Jej też przyszło na myśl porównanie do ptaków. Tę małą złośliwość, na którą sobie pozwoliła, zrobiła w rewanżu za te wszystkie „tempusy fugity”, którymi małżonek uraczył ją do tej pory. Była pewna, że zaraz poczuje jego ręce na swym ciele. Ale skoro tak się nie stało, sama postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

– Włóż od tyłu – wyszeptała. Dłuższą chwilę trwała cisza, po czym usłyszała wypowiedziane z satysfakcją:

– Żółw!

Oboje wybuchnęli śmiechem, a potem to już było tak, jak miało być. Koniec i kropka.

 

cdn…

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz