sobota, 19 lipca 2014

16. Ślepy los fiskusa



         Szkoła Podstawowa nr 1 w Bździochach przetrwała wszelkie, nawet najbardziej burzliwe zmiany polityczne, społeczne, gospodarcze oraz ustrojowe i trwała nadal niewzruszenie przy jednej z głównych ulic w Bździochach. Ulica ta, jak wiele głównych ulic w większości miast i wsi w kraju została przemianowana z ul. Świerczewskiego na ul. Piłsudskiego, a szkoła, mimo iż w Bździochach i w całej Bździochowej Dolinie powstało z górą sto szkół, zachowała swój numer 1 i tylko doszedł jej nowy człon w nazwie: im. Najbardziej Znanych Matematyków. Ale zanim jeszcze to nastąpiło, czyli w tzw. głębokiej komunie, w szkole zawiązało się kółko – nazwijmy je – intensywnych zainteresowań, które w pewnym sensie z matematyką miało coś wspólnego. Po prostu kilku uczniów zaczęło się spotykać w nieformalnej grupie grywającej w pokera. Karciarze schodzili się po lekcjach i zasiadali na rozstawionych cegłach w pobliskich krzakach. Był to hazard kontrolowany, bo w czysto spontanicznie powstałym regulaminie znalazł się punkt traktujący o ściśle określonym z góry czasie gry. I choć pula nie przekraczała wówczas kilku złotych, w ten sposób zabezpieczyli się przed popadnięciem w szpony prawdziwego hazardu, który zniszczył niejedno życie, o czym już wtedy wiedzieli. Dzięki temu zachowali też koleżeńskie czy nawet przyjacielskie stosunki. Nawet po latach, kiedy byli już ustatkowanymi przedsiębiorcami, siadając przy stole pokrytym zielonym suknem, przed rozpoczęciem gry umawiali się, jak długo będą grać. Wszystko odbywało się dyskretnie, rzec by można ściśle tajnie, ale i tak ich karciane spotkania były tajemnicą poliszynela i krążyły o nich mity. Od czasu do czasu zasiadał do gry człowiek spoza ich grupy – obcy, z żyłką rasowego hazardzisty, który jakimiś sobie tylko znanymi sposobami dowiadywał się o terminie rozgrywki i wkręcał się na parę partyjek. Nie daj Boże, aby ów obcy potraktował kolegów z góry, jak patałachów czy karcianych słabeuszy. Dla takich amatorów mocnych wrażeń koledzy byli bezlitośni. To co się działo przy karcianym stoliku niechybnie musiało przywoływać w pamięci scenę z filmu „Wielki Szu”. Delikwent był puszczany w przysłowiowych skarpetkach, a w puli zostawały kluczyki od niezłej fury i umowa „sprzedaży” wypasionej chaty czy daczy. Nierzadko też jachtu i giełdowych akcji. Bo mimo wszystko byli to rasowi gracze.

Żaden z nich jednak nie traktował gry jako sposobu zarabiania na życie. Co najwyżej dorabiania sobie, gdy brakowało do pierwszego, choć były to sporadyczne przypadki. Wszyscy jak jeden, a raczej z wyjątkiem jednego założyli swoje firmy rzemieślnicze i wiodło im się niezgorzej. Owym wyjątkiem był Bolek Niełap, dla którego matematyka okazała się tak dalece atrakcyjna, że nie poprzestał – jak reszta jego kolegów – na szkole zawodowej, lecz poszedł do ogólniaka, a potem na studia. Ukończył je z całkiem przyzwoitym wynikiem i wytarłszy później kilka kolejnych stołków urzędniczych, ostatecznie objął funkcję naczelnika bździochowskiej skarbówki. Państwowa posadka jednak to nie to samo co solidna firma rzemieślnicza. Zwłaszcza pod względem zarobkowym. Toteż kolegom od karcianego stolika żal było kumpla, który – podczas gdy oni wozili się wspaniałymi furami – jeździł starym zdezelowanym autem. Ba, nawet podlegli Niełapowi pracownicy policji skarbowej dzięki premiom za efektywne działania, pod względem marek i roczników aut, jakimi jeździli, pozostawili swego szefa daleko w tyle. No, po prostu wstyd. I Bolek Niełap ten wstyd czuł. Niestety zmienić tego nie potrafił. Przemykał się bocznymi uliczkami, a swego „rzęcha” parkował zawsze na uboczu. Nawet gdy jechał grać, stawiał auto z dala od eleganckich aut kolegów. Pokerzyści nie mogli dłużej na to patrzeć.

Toteż dziwnym trafem podczas kolejnego karcianego spotkania naczelnik miał takiego farta, że już następnego dnia mógł sobie pozwolić na porządne nowe auto. Podbudowało to bardzo jego ego i pozycję we wsi. A koledzy mrugając do siebie porozumiewawczo, zachwycali się jego wyjątkowo dobrą passą i przekonywali Bolka, że widocznie ślepy los tak chciał.
 

         cdn…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz