sobota, 2 sierpnia 2014

18. Pięć mercedesów prezesa Zaskurniaka.



         Prezesem nieźle prosperującego Przedsiębiorstwa Zgrubnego Dokręcania Śrub, w skrócie PZDŚ, które przed sprywatyzowaniem było państwową kuźnią – i też nieźle prosperowało – był niejaki Zaskurniak. Był to kawał …, powiedzmy – chłopa, który nie raz i nie dwa korzystał z usług mecenas Ceduły Raptularz, po mężu Kurczenóźki, specjalizującej się w prowadzeniu spraw sądowych ludziom jego pokroju. Pracownicy i wielu znajomych za jego plecami mówiło o nim: „Co za skur…”, on sam zaś przekonywał, że pisownia jego nazwiska przez „u” otwarte wzięła się stąd, że po prostu nie miewa zaskórniaków, czyli lewych pieniędzy. Mniejsza o prawdę; każdy wiedział swoje, czyli to, co chciał wiedzieć. No i nikt go nie wołał po imieniu. Nie wiadomo, czy ktokolwiek je pamiętał. Zawsze mówiło się tylko Zaskurniak. No i trzeba by jeszcze dodać, że prezesowanie było od lat stałym emploi Zaskurniaka.

         Prezesowi dobrze prosperującego przedsiębiorstwa wiodło się też dobrze i z czasem zaczął opływać w coraz większe luksusy. Oraz w tkankę tłuszczową.

         Pięćdziesięciolecie istnienia Szkoły Podstawowej nr 1 w Bździochach, gdzie prezes Zaskurniak został absolwentem po trzynastu szczęśliwych latach pilnej nauki, odbyło się – jak na taki jubileusz przystało – z wielką pompą i atrakcjami. Oczywiście nie obyło się bez zjazdu absolwentów, którzy ponownie zasiedli w „swoich” ławkach w „swoich” klasach, lecz tym razem tylko po to, aby powspominać. Tym sposobem znów znaleźli się obok siebie dawni koledzy: Zaskurniak – prezes PZDŚ i Trycjan Paszkwilko – humorysta zatrudniony w New Bździocherze. Gdy Paszkwilko zdał do szóstej klasy, dosiadł się do ławki zajmowanej w drugiej części przez Zaskurniaka, gdy zdał do siódmej, Zaskurniak pozostał w tej samej ławce na kolejny rok.

Na zjeździe eksuczniowie wśród żartów i zabawnych, acz niezłośliwych docinków mówili krótko o swoim dotychczasowym życiu i planach na przyszłość. Kiedy przy katedrze stanął opasły prezes Zaskurniak, z ust jego popłynął pean na jego własną cześć, pełen zachwytów nad swoimi osiągnięciami i dobrobytem, a przemowę zakończył informacją, że posiada pięć mercedesów. Zaraz po prezesie przyszła kolej na Trycjana Paszkwilkę. Ten z kolei swój życiorys skrócił do minimum, stwierdzając, iż żyje z tego, że się śmieje, a zaraz po tym skomentował wypowiedź swego poprzednika:

         – Niepokoi mnie – powiedział ze smutkiem – fakt posiadania przez prezesa Zaskurniaka owych pięciu mercedesów. Musi się to fatalnie odbijać na stanie jego zdrowia.

Wszyscy patrzyli i słuchali przemowy Paszkwilki w osłupieniu. Bo czyż może smucić posiadanie pięciu luksusowych aut? Spekulowano w myślach, czy nie chodzi o nadmierną wygodę, która źle wpływa na tuszę prezesa. Tymczasem na temat nadwagi nie padło ani jedno słowo.

         – Zwłaszcza na psychice – kontynuował mówca z bardzo smutnym wyrazem twarzy. – Bo o ile od poniedziałku do piątku sprawa jest prosta, o tyle w sobotę i w niedzielę, a więc w weekend, kiedy człowiek powinien odpoczywać i wyzbywać się strapień, stresów i wszystkiego, co przynosi dyskomfort psychiczny, prezes Zaskurniak ma dylemat, którym z mercedesów pojechać.


cdn…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz