Prezesem nieźle prosperującego
Przedsiębiorstwa Zgrubnego Dokręcania Śrub, w skrócie PZDŚ, które przed
sprywatyzowaniem było państwową kuźnią – i też nieźle prosperowało – był
niejaki Zaskurniak. Był to kawał …, powiedzmy – chłopa, który nie raz i nie dwa
korzystał z usług mecenas Ceduły Raptularz, po mężu Kurczenóźki,
specjalizującej się w prowadzeniu spraw sądowych ludziom jego pokroju.
Pracownicy i wielu znajomych za jego plecami mówiło o nim: „Co za skur…”, on
sam zaś przekonywał, że pisownia jego nazwiska przez „u” otwarte wzięła się
stąd, że po prostu nie miewa zaskórniaków, czyli lewych pieniędzy. Mniejsza o
prawdę; każdy wiedział swoje, czyli to, co chciał wiedzieć. No i nikt go nie
wołał po imieniu. Nie wiadomo, czy ktokolwiek je pamiętał. Zawsze mówiło się
tylko Zaskurniak. No i trzeba by jeszcze dodać, że prezesowanie było od lat stałym emploi Zaskurniaka.
Prezesowi dobrze prosperującego
przedsiębiorstwa wiodło się też dobrze i z czasem zaczął opływać w coraz
większe luksusy. Oraz w tkankę tłuszczową.
Pięćdziesięciolecie istnienia Szkoły
Podstawowej nr 1 w Bździochach, gdzie prezes Zaskurniak został absolwentem po
trzynastu szczęśliwych latach pilnej nauki, odbyło się – jak na taki jubileusz
przystało – z wielką pompą i atrakcjami. Oczywiście nie obyło się bez zjazdu
absolwentów, którzy ponownie zasiedli w „swoich” ławkach w „swoich” klasach,
lecz tym razem tylko po to, aby powspominać. Tym sposobem znów znaleźli się
obok siebie dawni koledzy: Zaskurniak – prezes PZDŚ i Trycjan Paszkwilko –
humorysta zatrudniony w New Bździocherze.
Gdy Paszkwilko zdał do szóstej klasy, dosiadł się do ławki zajmowanej w drugiej
części przez Zaskurniaka, gdy zdał do siódmej, Zaskurniak pozostał w tej samej
ławce na kolejny rok.
Na
zjeździe eksuczniowie wśród żartów i zabawnych, acz niezłośliwych docinków
mówili krótko o swoim dotychczasowym życiu i planach na przyszłość. Kiedy przy
katedrze stanął opasły prezes Zaskurniak, z ust jego popłynął pean na jego
własną cześć, pełen zachwytów nad swoimi osiągnięciami i dobrobytem, a przemowę
zakończył informacją, że posiada pięć mercedesów. Zaraz po prezesie przyszła
kolej na Trycjana Paszkwilkę. Ten z kolei swój życiorys skrócił do minimum,
stwierdzając, iż żyje z tego, że się śmieje, a zaraz po tym skomentował
wypowiedź swego poprzednika:
– Niepokoi mnie – powiedział ze
smutkiem – fakt posiadania przez prezesa Zaskurniaka owych pięciu mercedesów.
Musi się to fatalnie odbijać na stanie jego zdrowia.
Wszyscy
patrzyli i słuchali przemowy Paszkwilki w osłupieniu. Bo czyż może smucić
posiadanie pięciu luksusowych aut? Spekulowano w myślach, czy nie chodzi o
nadmierną wygodę, która źle wpływa na tuszę prezesa. Tymczasem na temat nadwagi nie
padło ani jedno słowo.
– Zwłaszcza na psychice – kontynuował
mówca z bardzo smutnym wyrazem twarzy. – Bo o ile od poniedziałku do piątku
sprawa jest prosta, o tyle w sobotę i w niedzielę, a więc w weekend, kiedy
człowiek powinien odpoczywać i wyzbywać się strapień, stresów i wszystkiego, co
przynosi dyskomfort psychiczny, prezes Zaskurniak ma dylemat, którym z mercedesów
pojechać.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz