Okoliczności, w jakich Pius hrabia
Bździochowski poznał zacne towarzystwo, w którym później nie wylewał za
kołnierz, były zgoła prozaiczne. Dla ścisłości hrabia wcześniej też nie wylewał
za kołnierz, jak zresztą i członkowie owego towarzystwa. A wspomniane
prozaiczne okoliczności poznania się owej trójki również miały związek z
upodobaniem, któremu wszyscy z nich hołdowali. Należałoby w tym miejscu wnieść
sprostowanie, że określenie „nie wylewali za kołnierz” jest raczej symboliczne,
bo towarzystwo nierzadko przybywało na spotkania w trykotach, które – jak
wiadomo – kołnierzy nie posiadają, a jest rzeczą pewną, że i w strojach bez
kołnierzy, za kołnierz nie wylewano, choć teoretycznie nie było za co nie wylewać.
Wyjątek stanowił hrabia Bździochowski, który zawsze przychodził w nienagannie
odprasowanym ancugu i panamie, z misternie uwiązaną apaszką pod szyją i świeżym
kwiatem w butonierce. Z czystej dbałości o szczegóły trzeba by jeszcze dodać,
że strój uzupełniała laseczka ze srebrnym uchwytem w kształcie diabelskiej
główki.
Pewnego dnia przy barze restauracji
„Pod Upadłym Aniołem” – następczyni peerelowskiej klubokawiarni, siedział i
rozwiązywał krzyżówkę lektor języków paraorientalnych bździochowskiego
uniwersytetu Grzechosław Pyszczozór. Przed nim prócz gazety spoczywało naczynie
duchowne. Mimo iż Grzechosław Pyszczozór opróżnił już kilkakrotnie naczynie,
ono stale było pełne, co mogło przywodzić na myśl biblijną przypowieść o
cudzie. De facto cudu tego dokonywał
czujny barman o czeskich korzeniach Dobromił Dolewal, który absolutnie
doskonale znał swój fach. Po obu stronach lektora siedzieli mężczyźni z
identycznymi naczyniami duchownymi przed sobą i tak jak on co raz doznawali
cudu błyskawicznego napełniania się kieliszków niemal natychmiast po ich
opróżnieniu. Grzechosław Pyszczozór głowił się nad jednym z haseł, a nie mogąc
odgadnąć znaczenia, zapytał siedzących po jego bokach nieznajomych:
– Przepraszam panów, może panowie
wiedzą. Część ciała na pięć liter, pierwsza „p”, druga „i”, ostatnia „a”.
– Nie domyśla się pan? – uprzejmie pytaniem
na pytanie odpowiedział siedzący po lewej ręce Grzechosława mężczyzna, ubrany w
elegancki jasny garnitur.
– Jednocześnie z ust siedzącego po
drugiej stronie mężczyzny w obszernym T-shircie padło słowo:
– Pięta.
Lektor Pyszczozór podziękował, a po
chwili zadał następne pytanie:
– Przepraszam, a czy któryś z panów
ma może gumkę do mazania?
Wybuch wesołości obu sąsiadów,
który udzielił się także pytającemu, zapoczątkował i zarazem przypieczętował
ich znajomość. Wesołymi współuczestnikami tego zabawnego zdarzenia okazali się
Pius hrabia Bździochowski (to ten w garniturze), niegdysiejszy pan na
bździochowskich włościach, i Trycjan Paszkwilko, humorysta zatrudniony w New Bździoch Timesie. Rozmowa dalej
potoczyła się wartko, czemu sprzyjało opróżnianie co jakiś czas cudownie
odradzającej się zawartości znajdujących się przed nimi naczyń duchownych. W
którymś momencie Trycjan Paszkwilko pochwalił się, że ma znajomego sutenera.
– No wiesz?! – jak na komendę
obruszyli się pozostali. – Z kim ty się zadajesz.
– No, jak to? – szczerze zdziwił
się humorysta. – Mam udawać, że nie znam człowieka tylko dlatego, że mieszka w
suterenie?
Znów huragan śmiechu przetoczył się
przez bar. Gdy jako-tako ucichł, z głośników płynęły akurat słowa piosenki:
„…ja jestem szparka, ja, sekretarka…”.
– Ale z tej Rodowiczki bezwstydnica
– zauważył hrabia. – Żeby tak się wyrażać. I to w piosence, której przecież
może słuchać młodzież.
– O co panu chodzi? – tym razem
pytanie padło z ust humorysty i lektora. Wtedy zgodnie z zasadą gradacji
znajomych hrabiego kompani, jako jeszcze obcy, nie mogli się zwracać do niego
inaczej niż per pan.
Gdy się już wyjaśniło, że nie
chodzi o rzeczownik, tylko o przymiotnik, następna fala śmiechu poniosła się
przez bar. I tak to na niwie zabawnych językowych nieporozumień rozkwitła
przyjaźń między trzema obywatelami Bździochów. Przyjaźń nie tylko gruntowana wieloma
wspólnymi tematami rozmów, ale też cementowana napojami o większej lub
mniejszej zawartości C2H5OH, których to napojów spożywania
wszyscy byli zapamiętałymi orędownikami.
cdn…