Powitanie Nowego
Roku wszędzie na świecie jest wielkim i radosnym wydarzeniem. W Bździochach i w
całej Bździochowej Dolinie – krainie miodem i mlekiem ociekającej, prawie już
krainie kwitnącej wiśni – jest takim wydarzeniem w nie mniejszym stopniu. Zawsze
też jest organizowany grand bal w reprezentacyjnej sali restauracji Pod Upadłym Aniołem, na który z reguły
uczęszczają najbardziej znaczące osobistości we wsi i w Dolinie, od sołtysa
Miętosia via palestra, naukowcy i dziennikarze po doktorstwo.
Któregoś
roku, a ściślej Nowego Roku, bo było już dobrze po północy i zabawa była pierwszorzędnie
rozkręcona, a goście bawili się w najlepsze, na podium dla orkiestry wszedł Grzechosław
Pyszczozór – lektor języków paraorientalnych na bździochowskim uniwersytecie.
Pyszczozór był znany z facecji wyczynianych w friumwiracie z Piusem hrabią
Bździochowskim i humorystą New Bździoch
Timesa Trycjanem Paszkwilką i można się było spodziewać, że właśnie wykręca
jakiś kolejny zabawny numer. Tymczasem Pyszczozór wszedł na scenę z tragiczną
miną, nie mniej tragicznym gestem uciszył orkiestrę, podszedł do mikrofonu i z
największą powagą zapytał:
–
Czy jest na sali lekarz?
Zrobiło
się cicho, jak przysłowiowym makiem zasiał. Musiało się przydarzyć coś złego;
może ktoś zasłabł albo jeszcze gorzej. Część gości wpatrywała się w scenę, reszta
rozglądała się po sali, ni to z ciekawością, ni to ze współczuciem dla
niezidentyfikowanego na razie osobnika oczekującego pomocy medycznej. Był na
parkiecie doktor Boleść, chirurg wprawdzie, lecz czy w krytycznych momentach ma
to jakieś znaczenie. Lekarz to lekarz, a Przysięga Hipokratesa zobowiązuje. Z rezygnacją,
bo przecież nie z entuzjazmem, jako że zabawa dla niego mogła być już skończona,
podniósł rękę i bardziej rzekł niż zawołał:
–
Jestem.
Wtedy
Grzechosław Pyszczozór ryknął do mikrofonu:
–
Fajnie grają, doktorku, no nie. – I roześmiał się od ucha do ucha.
Sala
ryknęła śmiechem i zabawa potoczyła się dalej. Wszak Pyszczozór był znanym facecjantem,
czy jak by dziś się powiedziało – jajcarzem. Jednej rzeczy jednakowoż nikt się
nie domyślał, a w najmniejszym stopniu doktor Boleść. Tego mianowicie, że do
tego dowcipu namówił Pyszczozora jego (doktora) rodzony syn Niepytko, zwany Kijajem, również obecny na
sali, nie mniejszy jajcarz niż członkowie triumwiratu, o którego wyczynie w
restauracji Pod Natchnionym Kalongiem
krążyły już legendy po całej Bździochowej Dolinie.
cdn…