Znany,
ceniony i doceniany w bździochowskich kręgach celebryckich aktor
teatralny Leon Obscenko zanim jeszcze zdobył tytuł aktora
zawodowego, ćwiczył swe umiejętności, gdzie się tylko dało.
Ćwiczył od maleńkości, tak jakby już wtedy wiedział na pewno,
że jego życie na zawsze będzie związane z deskami teatralnymi. W
przedszkolu na dzień babci brawurowo odegrał rolę Hamletka,
głosząc najsłynniejszą kwestię „Być albo nie być” w języku
autora sztuki. Zaś zanim jeszcze dotarł do wieku dojrzałości
zarabiał krocie na reklamach. Najbardziej znanym wylansowanym przez
niego sloganem reklamowym było zdanie: „I ty… możesz wejść do
mgły”. Mało kto pamiętał, czego dotyczyła reklama, lecz slogan
zaistniał w świadomości społecznej i na długie lata wszedł do
języka obiegowego od małolatów po emerytów od Bałtyku po szczyty
Tatr.
Gdy
Obscenko osiągnął wiek dojrzały, zdarzyło się, a przypadłość
ta akurat nie była niczym szczególnym w tym wieku, że się był
zakochał. Wybranką jego serca została znana później, ceniona i
doceniana wśród bździochowskiej bohemy
artystka-portrecistka-realistka
Werniksa Sztalużko. Ta sama, z którą tak niecnie obeszła się
onegdaj zdradliwa wena.
Dla niej – Werniksy, nie weny – był gotów na wszystko. Nawiasem
mówiąc, jest wielce prawdopodobne, że zespół Czerwone Gitary
tworząc jeden ze swoich przebojów, zainspirował się właśnie
wyczynem Leona Obscenki, który dla zaimponowania swej lubej zjadł kilo wiśni z
pestkami. Nie unikając przy tym – co oczywiste – teatralnych
gestów, wziętych prosto z Szekspirowskich sztuk. Być może przy
tej okazji przypomniało mu się przedszkolne prawykonanie „Hamleta”.
Zdarzenie miało miejsce przed akademikiem Werniksy późnym letnim
wieczorem. Rower, którym Leon zwykle wracał do swojego akademika,
stał opodal, oparty o poobijany mur. Całość w świetle ulicznej
latarni stanowiła zaiste teatralną scenerię.
Kiedy
Obscenko balansował pomiędzy kolejnym gorącymi pocałunkami a
ostatnimi dojadanymi wiśniami, usłyszał głos:
–
Obywatelu, czy to wasz rower?
Powoli
wracając do rzeczywistości, ujrzał obok siebie milicjanta, który
– tak się wtedy Leonowi zdało – wypowiedział swoją kwestię,
stojąc w hamletowskiej pozie. Tyle że zamiast czaszki trzymał w
ręku notes. Poczuwszy w nim którymś tam zmysłem bratnią duszę,
sam przybrał jeszcze bardziej teatralną pozę i odrzekł:
–
Mój ci on, a bo co.
Na
to milicjant:
–
Czy obywatel ma jakiś dokument, że to jego rower?
–
Nie, nie mam, a bo co. – A po chwili, jakby sobie nagle przypomniał
coś ważnego. – Ale, ale… mam jeszcze zegarek – tu podwinął
rękaw koszuli i podsunął chronometr bliżej oczu milicjanta. –
Ale na niego też nie mam żadnego dokumentu.
–
Aha, no to poproszę dowód osobisty.
Leonowi
wydało się, że teatralność gestów milicjanta wzmogła się. W
pytaniu wyczuł autentyczny patos. Z nie mniejszym patosem (w tym
wypadku była to mowa ciała) milicjant przejrzał wręczony mu
dokument, po czym zapytał:
–
Obywatel pracuje?
–
Nie.
–
Obywatel się uczy?
–
Nie.
–
To co obywatel robi? – W głosie milicjanta wyraźnie dało się wyczuć
zdziwienie.
Wtedy
Obscenko przyjął tak dalece teatralną pozę, że bardziej
teatralnej pozy wyobrazić już sobie niepodobna i, wkładając w to
cały swój dotychczasowy talent, wiedzę i umiejętności (głowę
miał wtedy w okolicach chmur) oraz kunszt, odrzekł:
–
Studiuję!
–
Aha. – Tu milicjant przyjął pozę, w której głową sięgnął ponad
chmury, i wydał kolejne polecenie: – No to poproszę legitymację
studencką.
Niestety
w tym miejscu muszę przerwać opowiadanie, choć szkoda, bo obie
zbratane teatralnie dusze były już bliskie sięgnięcia Universum.
Lecz w całe to teatralne przedstawienie z jednym widzem w tle wdarła
się brutalnie proza życia. Otóż Leon Obscenko poczuł nagle
oddziaływanie wiśni na organizm. Czym prędzej pożegnał
zafascynowaną spektaklem Werniksę, jeszcze szybciej (bo teraz już
bezcenna robiła się każda sekunda), choć z żalem pożegnał
kolegę po aktorskim fachu w osobie milicjanta i wsiadłszy na rower,
nie bacząc, że nie miał na niego żadnego dokumentu, z zegarkiem
na ręku, na który też nie… pognał w ciemną noc.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz