Na
pamiętnym odczycie o pozycji Polski Ludowej we wszechświecie, która
odbyła się onegdaj w restauracji „Pod
Rogaczem”, robiącej w
razie potrzeby za wiejską świetlicę, pamiętnym, bo na nim to
właśnie Dydulka Postronek zawzięcie broniła swej wiedzy na temat
wszechświata, w gronie drzemiących był niejaki Stasek Gdybała,
góral, baca. Skąd się wziął góral na kresach Kresów, pewnie
nikt w całej Bździochowej Dolinie już nie pamiętał. Ale wziął
się, tam mieszkał i był przez bździochowską społeczność
lubiany, a zwłaszcza szanowany. Ze względu na mądrość, której –
jak wiadomo – górale nie są pozbawieni. Gdybała, jako się
rzekło, miał korzenie góralskie i jak każdy góral miał też
przezwisko. A przezywano go Pućtem. Przezwisko zapewne wzięło się
od jego ulubionego powiedzonka „Puć tu”, co w tłumaczeniu z
niegdysiejszej góralszczyzny na współczesny język
bździochowski znaczy tyle co „Chodź tutaj”.
Baca
Pućtu odznaczał się nie tylko mądrością, ale i szczególną
filozofią – nazwijmy ją filozofią góralską. Oraz słynną
góralską porywczością, którą odziedziczył po przodkach. O jego
którymś tam pra- pra- opowiadano, że gdy jednego dnia wyszedł z
szałasu i z radością powitał wschodzące słońce, echo z
przyzwyczajenia powtarzało: mać… mać … mać…
A
zatem Pućtu wzorem większości obecnych na sali wyspał się na
prelekcji, a poszedł tam tylko po to, aby się dowiedzieć, jak
dalece współczesna wiedza odbiega od życiowych mądrości. Pod tym
względem się nie zawiódł. Była daleko.
Zdarzyło
się, że pewnego dnia odwiedził go niedorostek Bidek, synek od
Chlipałów, chłopiec ciekawy świata i wiedzy. Taka, mniej więcej,
wywiązała się miedzy nimi rozmowa:
–
Baco, powiedzze mi, jako to właściwie z tom nasom Zimiom jest.
Panpsor gadali, ze ona se tak lata wszendzie, a Dydulka sie
spierała, ze ona ci na takich wielorybach siedzi. A mnie tu nic nie
pasuje, bo ani ona sksydeł ni ma, co by se mogła polatać, ani
płetwów ni ma, co by se mogła popływać, kiej wieloryb się
zanuzy. To jako to właściwie z niom jest?
Pućtu
zdjął kapelusz zdobny w muszelki, podrapał się po głowie i rzekł:
–
Chłopok, ani ten tam Panpsor ni mo racji, ani Dydulka tym bardziej.
Bo ta nasa Zimia, to ona sie wspiera na takiej podmurówce. Jak chces
mieć solidnom chałupe, to musi być podmurówka. To chyba wies. I
tak to jest. Zimia tez musi mieć podmurówkę, bo inacej sie obali.
–
Aha – powiedział Bidek, podziękował i poszedł. Lecz wnet wrócił
z zapytaniem:
–
Baco, a ta podmurówka, to na cym ona stoi, bo jak sie chałupe
buduje, to podmurówka stoi na ziemi.
Gdybała
ponownie zdjął kapelusz zdobiony muszelkami, ponownie się podrapał w
głowę i odrzekł:
–
Widzis chłopok, ta podmurówka stoi na takiej drugiej, więksej
podmurówce.
–
Aha – znowu powiedział Bidek, podziękował i poszedł. Lecz
wrócił jeszcze szybciej niż poprzednio.
–
Baco, baco – zawołał od progu. – A ta druga, więksa podmurówka
to na cym ona stoi?!
– To ci od razu powiem, ze ta druga, więksa podmurówka, to ona stoi na innej, jesce więksej podmurówce.
– Aha – odrzekł Bidek. Teraz to on się drapał po głowie i zapytał niepewnie: – Ale baco, a ta inna, jesce więksa podmurówka, to na cym ona stoi?
– To ci od razu powiem, ze ta druga, więksa podmurówka, to ona stoi na innej, jesce więksej podmurówce.
– Aha – odrzekł Bidek. Teraz to on się drapał po głowie i zapytał niepewnie: – Ale baco, a ta inna, jesce więksa podmurówka, to na cym ona stoi?
I
tu się baca zeźlił. Tym razem już kapelusza nie zdejmował ani
się po głowie nie drapał, tylko spojrzał na młokosa groźnym
wzrokiem i odparował:
–
Cóś mi sie widzi, chłopok, ześ ty tu nie po nauki psysedł, jeno
w mordę dostać.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz