Skąd i
kiedy u Pomiotny Zatępej, z domu Gnuśnej, wziął się pomysł, aby
doprawić sobie arystokratyczne korzenie, tego nie wie nikt. Ona sama
pewnie też nie. Dość, że któregoś dnia taka myśl jej zaświtała
w głowie i tyle. Myśl się rozbudowywała, przeradzając w
przekonanie, a następnie w pewność. A za myślą, przekonaniem i
pewnością poszły czyny. Na tyle szalone, że wierny jej małżonek,
choć dotąd potulnie akceptował jej poczynania, poszukał sobie
„normalnej”
kobiety i do niej się przeniósł, zostawiając zaskoczoną Pomiotną
w szlafroku wraz z jej szalonymi pomysłami oraz rozdziawioną ze
zdziwienia buzią. Dziwny jakiś, myślała, nie chce żyć w
eleganckim świecie. Ale jej zdziwienie trwało krótko. Teraz już
bez przeszkód mogła wcielać w życie swój arystokratyczny plan.
Postanowiła
wzorem jaśniepaństwa prowadzić dom otwarty. Tym wzorem, jedynym
zresztą, byli, siłą rzeczy, hrabiostwo Bździochowscy. Innych
jaśniepaństwa nie znała. Co więcej, wszystko co wiedziała o
hrabiostwie pochodziło z przekazywanych z pokolenia na pokolenie
opowiadań i dotyczyło zaprzeszłych czasów. Ale to Pomiotnej nie
przeszkadzało. Chęć zakosztowania hajlajfowego życia, jak to
określała, była zbyt silna, aby takie drobiazgi jak nieodwracalne
zmiany pędzącego naprzód świata miały stanąć na drodze ku
spełnieniu jej najważniejszego, wręcz jedynego życiowego
marzenia. Jak postanowiła, tak zrobiła.
Najpierw
„ukorzeniła
się w arystokracji”.
Od tej pory przestała się nazywać Pomiotna Zatępa z domu Gnuśna.
Jej nowe ja, a raczej toższamość, a jeszcze bardziej raczej ego
brzmiało: Pamela Apolonia z Gnuśnych Wyłło Zatępa. Z takimi
tytułami już można było przyjmować.
Lecz
zanim zaczęła przyjmować, podzieliła swoich znajomych wedle
przyjętych przez siebie kategorii na lepszych i gorszych. Niestety,
jak uznała, wizyt tych gorszych nie mogła uniknąć, dlatego
wprowadziła pewną różnorodność w obchodzeniu się z nimi. Dla
lepszych była więc lepsza, to znaczy lepszego gatunku herbata, dla
gorszych zaś gorsza. Gdy więc odwiedziła ją była
przyjaciółka, zbyt bliska, by zaliczyć ją do gorszych, a
jednocześnie zbyt niskiego stanu, by móc zaliczyć ją do lepszych,
Pamela Apolonia z Gnuśnych
Wyłło Zatępa miała problem.
Rozwiązała go po swojemu, wypośrodkowując kryteria i dostosowując
je do zaistniałej sytuacji. Po prostu fusy lepszej herbaty w
szklance po lepszym gościu zalała ponownie, przy czym zalała je
zimną wodą i postawiła przed zdębiałą eks-przyjaciółką.
Zdębiałą, bowiem cała procedura „parzenia”
herbaty odbyła się na jej oczach.
W
podobny sposób rozkwitało całe hrabiańskie życie Pameli
Apolonii. Ona sama tak dalece uwierzyła w swój arystokratyczny
stan, że dorwawszy się kiedyś do herbarza z niesmakiem
stwierdziła, że nie figuruje w nim przydomek Wyłło.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz