sobota, 1 sierpnia 2015

70. Herbatki alla hrabiańskie

          Skąd i kiedy u Pomiotny Zatępej, z domu Gnuśnej, wziął się pomysł, aby doprawić sobie arystokratyczne korzenie, tego nie wie nikt. Ona sama pewnie też nie. Dość, że któregoś dnia taka myśl jej zaświtała w głowie i tyle. Myśl się rozbudowywała, przeradzając w przekonanie, a następnie w pewność. A za myślą, przekonaniem i pewnością poszły czyny. Na tyle szalone, że wierny jej małżonek, choć dotąd potulnie akceptował jej poczynania, poszukał sobie normalnej kobiety i do niej się przeniósł, zostawiając zaskoczoną Pomiotną w szlafroku wraz z jej szalonymi pomysłami oraz rozdziawioną ze zdziwienia buzią. Dziwny jakiś, myślała, nie chce żyć w eleganckim świecie. Ale jej zdziwienie trwało krótko. Teraz już bez przeszkód mogła wcielać w życie swój arystokratyczny plan.
          Postanowiła wzorem jaśniepaństwa prowadzić dom otwarty. Tym wzorem, jedynym zresztą, byli, siłą rzeczy, hrabiostwo Bździochowscy. Innych jaśniepaństwa nie znała. Co więcej, wszystko co wiedziała o hrabiostwie pochodziło z przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowiadań i dotyczyło zaprzeszłych czasów. Ale to Pomiotnej nie przeszkadzało. Chęć zakosztowania hajlajfowego życia, jak to określała, była zbyt silna, aby takie drobiazgi jak nieodwracalne zmiany pędzącego naprzód świata miały stanąć na drodze ku spełnieniu jej najważniejszego, wręcz jedynego życiowego marzenia. Jak postanowiła, tak zrobiła.
          Najpierw ukorzeniła się w arystokracji. Od tej pory przestała się nazywać Pomiotna Zatępa z domu Gnuśna. Jej nowe ja, a raczej toższamość, a jeszcze bardziej raczej ego brzmiało: Pamela Apolonia z Gnuśnych Wyłło Zatępa. Z takimi tytułami już można było przyjmować.
          Lecz zanim zaczęła przyjmować, podzieliła swoich znajomych wedle przyjętych przez siebie kategorii na lepszych i gorszych. Niestety, jak uznała, wizyt tych gorszych nie mogła uniknąć, dlatego wprowadziła pewną różnorodność w obchodzeniu się z nimi. Dla lepszych była więc lepsza, to znaczy lepszego gatunku herbata, dla gorszych zaś gorsza. Gdy więc odwiedziła ją była przyjaciółka, zbyt bliska, by zaliczyć ją do gorszych, a jednocześnie zbyt niskiego stanu, by móc zaliczyć ją do lepszych, Pamela Apolonia z Gnuśnych Wyłło Zatępa miała problem. Rozwiązała go po swojemu, wypośrodkowując kryteria i dostosowując je do zaistniałej sytuacji. Po prostu fusy lepszej herbaty w szklance po lepszym gościu zalała ponownie, przy czym zalała je zimną wodą i postawiła przed zdębiałą eks-przyjaciółką. Zdębiałą, bowiem cała procedura parzenia herbaty odbyła się na jej oczach.
          W podobny sposób rozkwitało całe hrabiańskie życie Pameli Apolonii. Ona sama tak dalece uwierzyła w swój arystokratyczny stan, że dorwawszy się kiedyś do herbarza z niesmakiem stwierdziła, że nie figuruje w nim przydomek Wyłło.

          cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz