sobota, 5 września 2015

75. Ekstremalna przypadłość mrówki Mrówki

         Honorowy członek bździochowskiego koła łowieckiego „Strzał na Komorę” Starszy Łowczy Rogaś Turzyca zamiłowanie do zwierząt miał od dziecka. Tym niechybnie można tłumaczyć jego duże zaangażowanie w statutową i pozastatutową działalność koła. Na pewno nie byłoby prawdą stwierdzenie, że „I love animals” to przypadkowy epizod w jego życiu. Prawda, że z czasem, a ściślej mówiąc – na starość zaczął przynosić kołu wstyd, psując jego statystyki w – jak pamiętamy – strzałach właśnie na komorę, nie pomniejsza w najmniejszym stopniu jego miłości do czworonogów. A nawet do mniej- i więcejnogów, bo i takie stworzenia Rogaś Turzyca bez oporów przytulał do serca. Faktu bezgranicznej miłości do gatunków innych niż homo sapiens nie było w stanie zmienić nic, nawet złośliwe komentowanie owego niefartu na niwie strzałów na komorę. Bo z tej racji koledzy po dwururce przezywali go: Rogaś z Doliny Rozpaczy.
         Upodobanie do zwierząt wcale nie przeszkadzało Rogasiowi Turzycy wieść w młodości wesołego i beztroskiego żywota, a nawet w pewnym momencie te dwa wątki – można by to tak określić – splotły się ze sobą. Pewnego bowiem dnia (nie próbujmy łączyć tego z jakimś niezwykłym stanem umysłu Rogasia, czy też działaniem alkoholu na organizm ludzki w ogóle) Rogaś postanowił nauczyć mrówkę jeść nożem i widelcem. Choć było to niewątpliwie przedsięwzięcie dość karkołomne, Rogaś przystąpił do jego realizacji z takim animuszem, z takim zapałem, że po prostu nie mogło się ono nie powieść.
         Zaczął od drobiazgowego wyselekcjowania właściwego egzemplarza owada. Kiedy już miał pewność, że wybrany osobnik podoła trudowi, jaki go niewątpliwie czeka, i nadania mu imienia: Mrówka, rozpoczął z nim pracę. Najpierw ćwiczenia ogólnorozwojowe. Myliłby się ten, kto by pomyślał, że było to coś w rodzaju lekcji wuefu w szkole. Jakże daleki byłby od prawdy! W rzeczywistości była to bowiem ciężka, katorżnicza wręcz praca, mająca na celu wyrobić nadzwyczajną sprawność fizyczną mrówki Mrówki. Coś w rodzaju skondensowanych w jednym ciele cech fizycznych mistrzów świata z bodaj wszystkich dyscyplin sportowych. Zajęło to około pięciu lat. Nie odstawiając ćwiczeń ogólnorozwojowych na bok, Rogaś Turzyca wprowadził treningi siłowe i wydolnościowe, które miały sprawić, że obwód mięśni na kończynach stworzenia nie będzie zbytnio odbiegał od parametrów Pudzianowskiego. Wszak Mrówka miała się sprawnie posługiwać przy stole sztućcami, które przecież lekkie nie są. Zajęło to kolejnych pięć lat. Gdy Rogaś uznał, że Mrówka ma już wystarczającą siłę, wprowadził (nie zaniedbując oczywiście tych i poprzednich ćwiczeń) naukę posługiwania się sztućcami. Dla pełniejszego opanowania tej sztuki, nauka została rozszerzona o wszelkie inne sztućce, nie pomijając takich utensyliów, jak „narzędzia” do rozprawiania się z pancerzem langusty itp, co Rogaś też uznał za konieczne. Trwało to kolejnych pięć lat. Ostatnim etapem (nie zapominając, rzecz jasna, o poprzednich) było opanowanie przez mrówkę Mrówkę sztuki savoir vivre'u. Pochłonęło to następnych pięć lat.
         Wreszcie Rogaś uznał, że to już jest to. Teraz należało sprawdzić, jak mrówka Mrówka da sobie radę w rzeczywistych warunkach, warunkach pozbawionych izolacji sali treningowej. W tym celu Rogaś Turzyca zabrał mrówkę Mrówkę do restauracji Pod Upadłym Aniołem. Posadził Mrówkę na obrusie naprzeciw siebie (niestety nawet najsolidniejsze treningi nie przydały mrówce wzrostu i Rogaś musiał zrezygnować z krzesła dla Mrówki), po czym zamówił u kelnera dania. Oczywiście na osobnych zastawach. Jakież było jego zdziwienie, gdy kelner ustawił wszystkie talerze, oraz sztućce, tylko po jego stronie stołu.
         – Co to ma znaczyć!? – niemal wrzasnął na kelnera. – A Mrówka!?
         – O, przepraszam – odrzekł kelner. – Bardzo pana przepraszam.
         Po czym zgniótł mrówkę i strzepnął ją z obrusa.

         cdn...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz