Honorowy
członek bździochowskiego koła łowieckiego „Strzał
na Komorę” Starszy Łowczy Rogaś Turzyca zamiłowanie do zwierząt
miał od dziecka. Tym niechybnie można tłumaczyć jego duże
zaangażowanie w statutową i pozastatutową działalność koła. Na
pewno nie byłoby prawdą stwierdzenie, że „I love animals” to
przypadkowy epizod w jego życiu. Prawda, że z czasem, a ściślej
mówiąc – na starość zaczął przynosić kołu wstyd, psując
jego statystyki w – jak pamiętamy – strzałach właśnie na
komorę, nie pomniejsza w najmniejszym stopniu jego miłości do
czworonogów. A nawet do mniej- i więcejnogów, bo i takie
stworzenia Rogaś Turzyca bez oporów przytulał do serca. Faktu
bezgranicznej miłości do gatunków innych niż homo
sapiens nie było w
stanie zmienić nic, nawet złośliwe komentowanie owego niefartu na
niwie strzałów na komorę. Bo z tej racji koledzy po dwururce
przezywali go: Rogaś z Doliny Rozpaczy.
Upodobanie
do zwierząt wcale nie przeszkadzało Rogasiowi Turzycy wieść w
młodości wesołego i beztroskiego żywota, a nawet w pewnym
momencie te dwa wątki – można by to tak określić – splotły
się ze sobą. Pewnego bowiem dnia (nie próbujmy łączyć tego z
jakimś niezwykłym stanem umysłu Rogasia, czy też działaniem
alkoholu na organizm ludzki w ogóle) Rogaś postanowił nauczyć
mrówkę jeść nożem i widelcem. Choć było to niewątpliwie
przedsięwzięcie dość karkołomne, Rogaś przystąpił do jego
realizacji z takim animuszem, z takim zapałem, że po prostu nie
mogło się ono nie powieść.
Zaczął
od drobiazgowego wyselekcjowania właściwego egzemplarza owada.
Kiedy już miał pewność, że wybrany osobnik podoła trudowi, jaki
go niewątpliwie czeka, i nadania mu imienia: Mrówka, rozpoczął z
nim pracę. Najpierw ćwiczenia ogólnorozwojowe. Myliłby się ten,
kto by pomyślał, że było to coś w rodzaju lekcji wuefu w szkole.
Jakże daleki byłby od prawdy! W rzeczywistości była to bowiem
ciężka, katorżnicza wręcz praca, mająca na celu wyrobić
nadzwyczajną sprawność fizyczną mrówki Mrówki. Coś w rodzaju
skondensowanych w jednym ciele cech fizycznych mistrzów świata z
bodaj wszystkich dyscyplin sportowych. Zajęło to około pięciu
lat. Nie odstawiając ćwiczeń ogólnorozwojowych na bok, Rogaś
Turzyca wprowadził treningi siłowe i wydolnościowe, które miały
sprawić, że obwód mięśni na kończynach stworzenia nie będzie
zbytnio odbiegał od parametrów Pudzianowskiego. Wszak Mrówka miała
się sprawnie posługiwać przy stole sztućcami, które przecież
lekkie nie są. Zajęło to kolejnych pięć lat. Gdy Rogaś uznał,
że Mrówka ma już wystarczającą siłę, wprowadził (nie
zaniedbując oczywiście tych i poprzednich ćwiczeń) naukę
posługiwania się sztućcami. Dla pełniejszego opanowania tej
sztuki, nauka została rozszerzona o wszelkie inne sztućce, nie
pomijając takich utensyliów, jak „narzędzia” do rozprawiania
się z pancerzem langusty itp, co Rogaś też uznał za konieczne.
Trwało to kolejnych pięć lat. Ostatnim etapem (nie zapominając,
rzecz jasna, o poprzednich) było opanowanie przez mrówkę Mrówkę
sztuki savoir vivre'u.
Pochłonęło to następnych pięć lat.
Wreszcie
Rogaś uznał, że to już jest to. Teraz należało sprawdzić, jak
mrówka Mrówka da sobie radę w rzeczywistych warunkach, warunkach
pozbawionych izolacji sali treningowej. W tym celu Rogaś Turzyca
zabrał mrówkę Mrówkę do restauracji Pod Upadłym
Aniołem. Posadził Mrówkę na
obrusie naprzeciw siebie (niestety nawet najsolidniejsze treningi nie
przydały mrówce wzrostu i Rogaś musiał zrezygnować z krzesła
dla Mrówki), po czym zamówił u kelnera dania. Oczywiście na
osobnych zastawach. Jakież było jego zdziwienie, gdy kelner ustawił
wszystkie talerze, oraz sztućce, tylko po jego stronie stołu.
–
Co to ma znaczyć!? – niemal wrzasnął na kelnera. – A Mrówka!?
–
O, przepraszam – odrzekł kelner. – Bardzo pana przepraszam.
Po
czym zgniótł mrówkę i strzepnął ją z obrusa.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz