sobota, 24 października 2015

82. Kariera w stylu Hollywood

          Siwak Kurzyzad, zawodowo zajmujący się ubojem drobiu, pozazdrościł Gutkowi Szprysze wyprawy do Ameryki i postanowił wziąć z niego przykład. No, nie dosłownie, bo przecież Gutek pojechał za Atlantyk na rowerze. Jak miałby to zrobić Siwak? Udać się w podróż na kurczaku? Ani chybi, zajedzie stworzenie na śmierć zanim dotrze do połowy drogi. Trudno, musi zrezygnować z wyczynu. Żal mu było tych kwiatów i wiwatów, które czekały na Gutka po powrocie, a które jego ominą. A zwłaszcza żal mu było tego morza, a raczej oceanu piwa fundowanego przez kogo tylko się dało. Cóż, skoro wyczynu Gutka nie uda się powtórzyć, trzeba ruszyć na zamorską eskapadę w tradycyjnym stylu, czyli jak bozia przykazała, czyli tak jak to robią normalni bździochowianie, którzy się tam wybierają na dorobek.
          Należałoby dodać, że Siwak Kurzyzad był mistrzem w swoim fachu. Można by nawet rzec – wirtuozem. Z jakąż finezją, z jakim polotem, a jednocześnie z jakąż dezynwolturą uprawiał obrany przez siebie zawód. Po prostu po aktorsku. Kunsztu dopełniała mimika i gestykulacja. Bez kozery można by powiedzieć, że Siwak Kurzyzad to urodzony aktorski talent. I w tym kierunku ostatecznie postanowił się rozwijać. Takiej iskry bożej zmarnować nie wolno.
          Teraz ten talent miał się sprawdzić na trudnym amerykańskim gruncie, gdzie samorodnych geniuszów aktorskich jest w bród, gdzie co chwila wybuchają spektakularne kariery i gdzie każdy goniący za sukcesem jest gotów stłamsić, zmiażdżyć i unicestwić konkurencję. Ale Siwak nie zamierzał się poddawać. Ustępowanie pola bez walki to nie w jego stylu. Tę cechę charakteru wypracował sobie i udoskonalił w trakcie codziennej walki z tasakiem w dłoni. Jak dotąd, jeszcze żaden kurczak mu nie podskoczył. Śniąc o Ameryce, zawsze miał przed oczyma plan filmowy, na którym będzie błyszczał najjaśniejszą gwiazdą, a zakasowana do imentu konkurencja będzie mu zwisać i powiewać gdzieś w okolicy kostek. Ani przez moment nie wyobrażał sobie, że tam, za Wielką Wodą będzie rozwijał swą karierę jako zawodowy morderca drobiu.
          Jak postanowił, tak zrobił i niebawem zameldował się na amerykańskiej ziemi. Tu, zgodnie z panującym obyczajem ruszył szlakiem „od pucybuta do milionera”. A ściślej – „od zmywaka na ekran”. Co tu dużo mówić, Siwak Kurzyzad zrobił w Hollywood oszałamiającą karierę. Poprzez kinowe ekrany poznał go cały świat. I choć z niewiadomych przyczyn wszystkie bodaj źródła na całym globie podają zupełnie inny jego życiorys, nie należy w to wierzyć. Prawda jest taka, jak tu opisana. Zanim studia filmowe stanęły przed Siwakiem otworem, spędzając lwią część dnia przy szorowaniu garów, miał czas na szlifowanie aktorstwa. Oraz na przemyślenia. Wtedy to właśnie przyszedł mu do głowy pomysł na pseudonim, pod jakim potem podbił światową kinematografię. Warto prześledzić tok jego rozumowania, zwłaszcza w kontekście późniejszych sukcesów. Otóż Siwak Kurzyzad myślał tak: „Na imię mam Siwak, szoruję gary, aż się prosi to wykorzystać. Kurzyzad, Kurzyzad, ależ tak! To przecież kurzy zad, czyli kuper. Będę nazywał się Gary Cooper!”.

          cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz