sobota, 9 stycznia 2016

93 …Leninowi

          Na Kresach jak to na Kresach – mieszały się nacje, a wraz z nimi zwyczaje, obyczaje i wszystko inne, co tylko się może mieszać. Mieszania krwi nie wyłączając. A na kresach Kresów, gdzie usadowiły się Bździochy, było to szczególnie odczuwalne. Nic więc dziwnego nie było w tym, że Stachu Omłot zakochał się w Lenie Parachod. A jak się zakochał, to i się ożenił. Ze wzajemnością zresztą.
          Przodkowie Leny przybyli do Bździochów z Leningradu, położonego nad morzem, co w jakiś sposób pewnie tłumaczyło jej nazwisko. Nazwisko nazwiskiem, ale biedę klepali jak wszyscy mieszkańcy Bździochów. Rodowici Bździochowianie dziwili się nawet, jakie licho przygnało ich na to zadupie (głośno mówiło się: na to pustkowie, ale po cichu, między sobą mawiano – zadupie). Lepiej by sobie siedzieli tam, skąd przyszli. Słyszeli o Leningradzie, że to bogate miasto. Coś jednak musiało ich stamtąd wygnać, a wędrując tak na południe, trafili do Bździochów i tam już zostali.
          Szczęśliwym małżonkom urodził się synek, któremu dali na imię…
          Ale zanim mu dali na imię, doszło między nimi do pierwszej małżeńskiej sprzeczki. O to imię właśnie. Lena chciała, aby ich pierworodny nosił imię po dziadku z jej strony – Wołodii, Stachu z kolei obstawał przy Władysławie – po dziadku z jego strony. W końcu młodzi doszli jakoś do zgody i dali małemu na imię Władia. Niestety ta pierwsza sprzeczka zaważyła na całym ich małżeństwie, bo bardzo szybko kłótnie weszły im w krew i stanowiły niemal stały punkt repertuaru życia rodzinnego. Po trzech latach było już po małżeństwie. Lena oświadczyła, że wraca w rodzinne strony jej przodków, czyli do Leningradu, i zabiera z sobą synka. Tak też się stało.
          Stachu, który jeszcze nie tak dawno snuł w marzeniach plany wspólnych zabaw z dorastającym Władią, wspólnych spacerów, polowań, niedzielnych mszy, świąt i tak dalej, nagle pozostał sam, z wielką tęsknotą za potomkiem. Ta tęsknota przywiodła go kiedyś do pomysłu, aby odwiedzić Władię w Leningradzie. W duchu żywił jeszcze nadzieję, że może uda mu się odzyskać synka, a przynajmniej przypomnieć i wpoić jakże swojskie bździochowskie tradycje. Za z wielkim trudem uciułane pieniądze wybrał się w podróż.
          Lena przyjęła go życzliwie i w ramach tej życzliwości zaproponowała mu odebranie Władii z przedszkola. Była to świetna okazja, aby sobie porozmawiać z synkiem. Włóczyli się więc po mieście, gadając, pojadając i odpoczywając co jakiś czas. Cieszyło go, że smyk tak wiele pamięta z bździochowskich czasów. Opowiadał mu też o tym wszystkim, o czym wcześniej marzył. Z sercem przepełnionym radością prowadził Władię do domu. Przechodząc przez okazały skwer, mijali pomnik Lenina. I wtedy stało się coś, co najpierw zmroziło Stacha, a potem przeraziło. Malec bowiem zdjął z głowy czapkę i ze śmiertelną powagą, z najwyższym uwielbieniem i oddaniem wyrzekł:
          – Chwała Leninowi.
          Stachu Omłot zdruzgotany wrócił do Bździochów i więcej już Władii nie widział.

          cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz