sobota, 16 stycznia 2016

94. Pomysł ku chwale

          Niejaka Młotylda Sierpuszko, po mężu Kwasielizna, mimo zamęścia ciągle jeszcze dobra przyjaciółka Zdzierża Paszkwilki, na różne niedogodne sytuacje życiowe miała pewne swoje powiedzonko. Najczęściej wtedy, gdy czegoś jej brakowało, zwykła była mawiać:
          – Bo to, pani, kiedyś jak było, tak było, ale było. A teraz jak jest, tak jest, a ni ma.
          No i z tego ni ma wyszło tyle, że Paszkwilko, natchniony jej słowami, wpadł kiedyś na pomysł. Z tym pomysłem udał się do bździochowskiego komitetu przewodniej siły narodu, do komórki budownictwa, której przewodniczył małżonek Młotyldy imieniem Kacejan – działacz, znaczy człowiek znający się na wszystkim, krótko mówiąc – towarzysz, i z jak najbardziej poważną miną, choć prześmiewca był z niego wyborny, tak mu rzekł:
          – Towarzyszu przewodniczący, można by dużo zaoszczędzić, gdybyśmy zaczęli budować domy bez toalet.
           – Uważacie, obywatelu – zdziwił się Kwasielizna – że toalety w mieszkaniach są nadmiernym luksusem, na który naszego państwa nie stać? – Ujrzał w myślach swoją ładną, kunsztownie, z pietyzmem –  dzięki koneksjom i przywilejom – wyposażoną łazienkę i się przeraził. Zaraz jednak obudziła się w nim nadzieja, że może już istniejących toalet nie będzie się burzyć.
          – Nie, towarzyszu przewodniczący, nie o to chodzi – odparł Paszkwilko. – Ja wiem, że toalety są wielkim osiągnięciem ludowej ojczyzny, a poprawa higieny osobistej mieszkańców przyczyniła się w znacznym stopniu do podniesienia wydajności zbiorów podstawowych zbóż oraz buraka cukrowego z hektara, tylko że toalety nie są potrzebne. Wiecie, jakie oszczędności dałoby się wtedy uzyskać? A za te niewykorzystane środki można by urządzić jeszcze wspanialszy pochód pierwszomajowy niż poprzedni.
          – No, ale jak to, obywatelu, toalety nie są potrzebne? – powątpiewał przewodniczący. Lecz w jego oku już można było dojrzeć błysk zainteresowania, a w głowie świtał obraz, jak to on odbiera zaszczyty i honory z rąk najwyższych władz, oraz wystawia pierś do orderu przyznanego za wiekopomne osiągnięcie – przekucie idei w czyn.
          – No, po prostu – walił Zdzierż Paszkwilko prosto z mostu. – W skali kraju byłyby to zaoszczędzone miliony. Ku chwale ojczyzny. I przewodzącej mu siły, rzecz jasna.
          W głowie Kwasielizny jaśniała już pełnym światłem wielka żarówa.
          – Sekretarzu – kontynuował Paszkwilko. – Toalety są zbędne. – Pochylił się przez biurko nad Kwasielizną i mówił mu niemalże prosto w ucho konfidencjonalnym, ściszonym głosem. – Bo tak, niemowlaki robią w pieluchy, młodzież sra na wszystko, partyjni z byle gównem lecą do komitetu, a reszta narodu pracuje z zaparciem.
          Myliłby się ten, kto by pomyślał, że za taką drwinę Kwasielizna wyrzuci Paszkwilkę na zbity pysk. Kwasieliźnie ten pomysł się spodobał i przedstawił go jako własny na najbliższej egzekutywie. Do dziś nie może zrozumieć, dlaczego po wysłuchaniu go, niektórzy jego koledzy wijąc się w jakichś dziwnych konwulsjach i krztusząc się, jakby coś połknęli, pospadali z krzeseł. A pomysł po długotrwałej burzliwej dyskusji upadł.

          cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz