„Zimna
woda zdrowia doda”
−
ten slogan reklamowy dźwięczał w uszach Zeńcia Kroplicha już od
jakiegoś czasu. Wlazł mu do głowy i nie chciał wyleźć. Zeńcio
nie przejmował się tym zbytnio. Przechadzając się głównymi
deptakami Bździochów, nucił go sobie z podkładem muzycznym
różnych znanych mu melodii −
od sielskich melodyjek typu Szła
dzieweczka do laseczka
po hard rockowe utwory Metaliki.
Bawił się tym dobrze. Niekiedy próbował nawet swoich kompozycji,
tworzonych wprawdzie ad
hoc,
ale wnoszących świeży powiew do mocno już skostniałych
niektórych nurtów muzycznych. Pewnie wytrawni melomani i sami
muzycy byliby odmiennego zdania, ale nie czepiajmy się szczegółów.
Nie
wiadomo, jak rozwinęłaby się i potoczyła kariera muzyczna Zeńcia,
gdyby nie informacja przeczytana w gazecie o kobiecie, która opiła
się wodą i zmarła. Lekarze orzekli, że powodem zgonu był wstrząs
popitny. Na takie dictum Zeńcio przestraszył się nie na żarty.
Ewentualna kariera muzyczna wywietrzała mu z głowy natychmiast.
Jak
to jest? −
rozumował. −
Woda, niby dodaje zdrowia, a odbiera życie? Coś tu się
najzwyczajniej nie zgadza. −
Skonstatowawszy tę prawdę, Zeńcio zaczął bacznie śledzić
wiadomości we wszelkich mediach, wyszukując informacji na temat
wody. Jak na ironię znajdował zarówno wiele reklam zachęcających
do picia najróżnorodniejszych wód −
mineralnych, stołowych, smakowych, jak i statystyk mówiących o
nagłych zgonach spowodowanych nadmiernym przyswajaniem tychże.
Zeńcio,
który już od jakiegoś czasu nosił się z zamiarem przejścia na
zdrowy tryb żywienia, miał coraz większy dylemat. Chciał być
zdrowy, a jakże, lecz jak tu być zdrowym, gdy w pobliżu czyha
kostucha, by upomnieć się o swoje, jeśli tylko sięgnie po
życiodajną (według reklam) wodę. Zeńcio popadał w coraz większą
rozterkę. Z jednej strony kusiło dostarczanie organizmowi tych
wszystkich wymienianych w reklamach minerałów, anionów, kationów,
nasyconych (jak to wspaniale brzmi!), nienasyconych (tu odczuwał
pewien niedosyt), wapnia, magnezu, potasu i czego tam jeszcze, z
drugiej −
coraz bardziej przerażały go co i raz podawane informacje o zejściu
z tego świata ludzi, którzy pili zbyt wiele wody. Ile to jest: zbyt
wiele? Zeńcio bał się, że nie rozpozna granicy. Co tu robić −
biadolił w duchu. Można oczywiście umrzeć zdrowym, tylko po co.
Po kiego licha zamartwiać się, bo przecież zdrowy tryb życia
wymagał licznych wyrzeczeń, skoro to tylko może przyspieszyć
wizytę w zakładzie pogrzebowym. W roli mimowolnego klienta,
niestety.
Szarpany
wątpliwościami Zeńcio natrafił kiedyś na reklamę piwa. Piwo
jest zdrowe i smaczne, jak zapewniały reklamy, i −
jeśli go pamięć nie myli −
w żadnych mediach nie znalazł nigdy najmniejszej choćby wzmianki o
tym, że ktoś pożegnał się z tym światem z powodu nadmiaru
wypitego piwa. Zeńcio więcej już nie szukał. Doznał wstrząsu,
wcale nie popitnego i podjął natychmiastową decyzję. Od tej pory
stał się smakoszem piwa, które zresztą też ma wiele smaków i
witamin. Tym sposobem zasilił szeregi ludzi zdrowych, a przy okazji
dołączył do reprezentantów statystycznych mieszkańców
Bździochowej Doliny, którzy nie wylewali za kołnierz.
Czy
można mu się dziwić?
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz