Apollo Przewdzięk miał w sobie tyle wdzięku, co kot napłakał. I nawet nie chodziło o to, że mylił absynt z abstynencją a kompromis z kompromitacją. Apollo Przewdzięk miał po prostu swoje zdanie na temat relacji damsko męskich. Był przekonany, że z takim imieniem, które nadano mu przecież nie przypadkiem, a do tego obfite skrapianie się feromonami wystarczy, aby rozentuzjazmowane tłumy kobiet uganiały się za nim od świtu do nocy, od Bałtyku po Tatry. Póki co, teoria ta nie sprawdzała się nawet w najmniejszym stopniu − ot, choćby w takim, co kot napłakał. A fakt, że nie był do końca chlujny, a nawet był całkiem niechlujny jakoś nie kojarzył mu się z unikaniem go przez kobiety. Do czasu.
Gdy zobaczył stary film, w którym stada wściekle podnieconych kobiet uganiały się za swoimi idolami muzykami, doznał olśnienia. Uliczne pościgi i dantejskie sceny na widowni tak podkręciły jego wyobraźnię, że doszedł do jedynie słusznego wniosku, iż powinien grać na gitarze. Niezwłocznie zaopatrzył się więc w stosowny sprzęt i ostro ruszył z nauką. Trochę trwało, zanim zdobył sławę, ale opłaciło się. Na zapowiedzianym koncercie w najbardziej raprezentacyjnej hali widowiskowej w Bździochach pojawiły się dzikie tłumy. Ku radości Apolla, głównie kobiet. W tym miejscu należy dodać, że w innych sprawach, Apollo nic nie zmieniał. Nadal skrapiał się hektolitrami feromonów. Wolał kosztowne luksusowe wody toaletowe, jak choćby Szara Flanela, od zwykłej wody i mydła, co wyniosłoby go znacznie taniej. Ale nie. To by nie było w stylu wyjątkowego przecież Apolla. Po tej dygresji możemy wrócić na salę koncertową, gdzie w szale wykonawczym Apollo Przewdzięk demonstrował solo gitarowe.
Uczciwie trzeba przyznać − dawał z siebie wszystko. Wyrafinowane pasaże, podczas których struny rozgrzewały się niemal do czerwoności, sprawiły, że wirtuoz tak się w tym zapamiętał, że zupełnie przestał zwracać uwagę na publiczność. Pot obficie spływał mu z czoła, zalewając oczy. Apollo w ułamku sekundy, aby nie wypaść z rytmu, ocierał twarz rękawem i dalej przebierał palcami po grocie, dobywając z instrumentu najznakomitsze pod względem kunsztu kawałki. Zalewający oczy pot sprawił, że oczy zaczęły go szczypać. Dalsze ich przecieranie sprawiało, że szczypały coraz mocniej. Ale czy dla artysty w transie może to być przeszkodą? Skądże! Apollo zacisnął powieki i ciągnął dalej solówkę. Czyż na takim poziomie trzeba jeszcze przyglądać się, co robią ręce? Skądże! On to znał na pamięć. Rozżarzał więc dalej struny i publiczność. Tak dobrnął do końca utworu. Ostatni raz wytarł koszmarnie piekące oczy i rozejrzał się po sali, łakomy na aplauz.
Ale gdy przebrzmiało echo ostatnich dźwięków, zapanowała idealna cisza. Apollo z niedowierzaniem rozejrzał się po widowni. Na sali nie było żywej duszy. Tylko on stał na scenie − niebotycznie zdumiony, bezradny, z bezwiednie cieknącymi łzami.
Po dłuższej chwili podbiegł do niego ochroniarz z przytknietą do twarzy chustką i ryknął:
− Niech pan ucieka, bo się pan zapłaczesz na śmierć. Jakiś wariat wpuścił na salę gaz łzawiący i wszyscy uciekli.
Apollo do dziś nie ma pojęcia, czy był to tylko czyjść głupi wybryk, czy też może odwet którejś z niewłaściwie adorowanych przez niego pań.
cdn...
Gdy zobaczył stary film, w którym stada wściekle podnieconych kobiet uganiały się za swoimi idolami muzykami, doznał olśnienia. Uliczne pościgi i dantejskie sceny na widowni tak podkręciły jego wyobraźnię, że doszedł do jedynie słusznego wniosku, iż powinien grać na gitarze. Niezwłocznie zaopatrzył się więc w stosowny sprzęt i ostro ruszył z nauką. Trochę trwało, zanim zdobył sławę, ale opłaciło się. Na zapowiedzianym koncercie w najbardziej raprezentacyjnej hali widowiskowej w Bździochach pojawiły się dzikie tłumy. Ku radości Apolla, głównie kobiet. W tym miejscu należy dodać, że w innych sprawach, Apollo nic nie zmieniał. Nadal skrapiał się hektolitrami feromonów. Wolał kosztowne luksusowe wody toaletowe, jak choćby Szara Flanela, od zwykłej wody i mydła, co wyniosłoby go znacznie taniej. Ale nie. To by nie było w stylu wyjątkowego przecież Apolla. Po tej dygresji możemy wrócić na salę koncertową, gdzie w szale wykonawczym Apollo Przewdzięk demonstrował solo gitarowe.
Uczciwie trzeba przyznać − dawał z siebie wszystko. Wyrafinowane pasaże, podczas których struny rozgrzewały się niemal do czerwoności, sprawiły, że wirtuoz tak się w tym zapamiętał, że zupełnie przestał zwracać uwagę na publiczność. Pot obficie spływał mu z czoła, zalewając oczy. Apollo w ułamku sekundy, aby nie wypaść z rytmu, ocierał twarz rękawem i dalej przebierał palcami po grocie, dobywając z instrumentu najznakomitsze pod względem kunsztu kawałki. Zalewający oczy pot sprawił, że oczy zaczęły go szczypać. Dalsze ich przecieranie sprawiało, że szczypały coraz mocniej. Ale czy dla artysty w transie może to być przeszkodą? Skądże! Apollo zacisnął powieki i ciągnął dalej solówkę. Czyż na takim poziomie trzeba jeszcze przyglądać się, co robią ręce? Skądże! On to znał na pamięć. Rozżarzał więc dalej struny i publiczność. Tak dobrnął do końca utworu. Ostatni raz wytarł koszmarnie piekące oczy i rozejrzał się po sali, łakomy na aplauz.
Ale gdy przebrzmiało echo ostatnich dźwięków, zapanowała idealna cisza. Apollo z niedowierzaniem rozejrzał się po widowni. Na sali nie było żywej duszy. Tylko on stał na scenie − niebotycznie zdumiony, bezradny, z bezwiednie cieknącymi łzami.
Po dłuższej chwili podbiegł do niego ochroniarz z przytknietą do twarzy chustką i ryknął:
− Niech pan ucieka, bo się pan zapłaczesz na śmierć. Jakiś wariat wpuścił na salę gaz łzawiący i wszyscy uciekli.
Apollo do dziś nie ma pojęcia, czy był to tylko czyjść głupi wybryk, czy też może odwet którejś z niewłaściwie adorowanych przez niego pań.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz