sobota, 3 grudnia 2016

140. Przebudzenie

          Stało się. Były sołtys Alojzy Pstryś zatryumfował. W jakiś nieprawdopodobny sposób, mimo iż od dłuższego czasu nie przebywał w Bździochach, udało mu się tak pokierować wiernymi mu radnymi, że ci potrafili przeforsować prawie każdy swój, a raczej jego pomysł. A pomysłów mieli mnóstwo i co jeden to lepszy. Miały one jednak pewną wspólna cechę. Przeobrażały w taki sposób obowiązujący system  prawny, aby radni z anymiętosiowej formacji mogli bez przeszkód realizować wszelkie pomysły, które im przyjdą do głowy.
          Może to i by nie było źle, gdyby nie fakt istnienia też drugiej wspólnej cechy owych pomysłów, a mianowicie totalnej ich głupoty, cofającej Bździochy do epoki, którą pamiętali co najwyżej nieliczni już ponad stuletni mieszkańcy.
          Niestety populistyczne hasła i czcze obietnice hojnych darów od władzy oraz obfitych przywilejów sprawiły, że znalazło się wielu mieszkańców Bździochów i całej Bździochowej Doliny, którzy dali się złapać na ten lep, i poparli rozsiewaczy wspaniałych, acz nierealizowalnych wizji. Taka sytuacja zaś pozwoliła wrócić na sołtysi stołek ich guru w osobie Alojzego Pstrysia.
          Ten dopiero nie próżnował. Mając przygotowany grunt, w te pędy podporządkował sobie wszystkie możliwe instytucje, zostawiając daleko w tyle demokrację i wolności osobiste bździochowian. Nie odpuścił nikomu. Mścił się w ten sposób za swoją krzywdę, jakiej podobno doznał, będąc dwulatkiem, bawiąc się w piaskownicy. W krótkim czasie wprowadził w Bździochowej Dolinie zamordyzm, przy którym największe nawet światowe zamordyzmy jawić się mogły jako pieszczotliwe głaskanie po główce. Zrealizowany został pomysł pewnej zaradnej radnej, która wymyśliła zastąpienie tradycyjnych szkół szkółkami niedzielnymi. Test z podnoszeniem pudełka zapałek aż nadto świadczył o słuszności takiego rozwiązania w kształceniu dzieci.
          Pod młotek poszły repertuary teatrów, bo okazały się niewłaściwe. Orkiestra wojskowa nauczyła się melodii religijnych i mogła występować wyłącznie na uroczystościach kościelnych. Najważniejszą rzeczą w wyposażeniu żołnierzy stał się różaniec. Namnożono koncesji i pozwoleń, o jakie musieli się starać przedsiębiorcy, z wyjątkiem namaszczonych przez eks sołtysa.  Pozwalniano dziennikarzy i radiowców, bo wystarczało Terra Radio, które błyskawicznie uruchomiono. Powszechne stały się podsłuchy i donosy. Oddani sprawie prokuratorzy i sędziowie zbiorowymi wyrokami pakowali ludzi do więzień za niewłaściwe odnoszenie się do władzy. Przy czym krzywe spojrzenie to już był ciężki występek.
          W historii Bździochów był tylko jeden najważniejszy sołtys i nie był to wcale Miętoś. Podręczniki szkolne zapełniły się peanami na cześć byłego sołtysa, Alojzego Pstrysia. Wyglądało na to, że był ważniejszy nawet od hrabiostwa Bździochowskich. Wszelkie eksponowane stanowiska urzędnicze obsadzone były poplecznikami byłego sołtysa, a wypłacane im gaże poszły w miliony.
          By móc zrealizować swoje pomysły, potrzeba było piekielnie dużo pieniędzy. Poszły więc w górę dotychczasowe podatki, a te, których nie było, zastąpiono nowymi. Przynajmniej tak to określono w komunikacie oficjalnym.
          O szóstej rano zapukano do drzwi mieszkania sołtysa Miętosia. Nie wierzę, przeleciało mu przez myśl.
          − Nie wierzę − powtórzył na głos.
          − My właśnie w tej sprawie − odkrzyknięto zza drzwi.
          Miętoś z zaciśniętym gardłem pomyślał jeszcze o konieczności depstrysizacji w przyszłości, po czym... obudził się. To był tylko zły sen, ucieszył się w duchu. Oby nigdy się nie spełnił.                                                                                                       

    cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz