sobota, 15 lipca 2017

172. Przyjaźń do ostatniej kropli

           Sławetny wyczyn Gutka Szprychy, a konkretnie jego eskapada rowerem do Ameryki zakończona w konsekwencji popadnięciem tego bździochowskiego bohatera w alkoholizm, czyli – jak mawiają bździochowianie – w chroniczny stan niewylewania za kołnierz, miała, jak pamiętamy, i tę dobrą stronę, że mieszkańcy Bździochowej Doliny dowiedzieli się paru nowych rzeczy o tak zwanym szerokim świecie. Odbywało się to najczęściej w restauracji Pod Upadłym Aniołem lub w jego konkurencyjnych placówkach, takich jak restauracje Pod Wzniosłym Kalongiem, Pod Rogaczem, Pod Zdechłym Psem i innych. To ostatnie sformułowanie należałoby uściślić i napisać: wielu innych. Bo też Gutek Szprycha nie wybierał i chodził tam, dokąd go zapraszano.
           Snuł więc Gutek Szprycha swoje opowieści z dalekich stron, a im więcej mu podlewano w kieliszek czy też w kufel, tym opowieści te zyskiwały na dramaturgii, soczystości i na czym tam jeszcze. Ale zdarzały się wśród owych wspomnień też takie bardziej swojskie, jakby wyjęte z własnego podwórka, by nie powiedzieć: zaścianka. Poznał więc nasz wyczynowiec w drodze powrotnej dwóch rodaków, jak się okazało Polaków z krwi i kości, którzy poznali się na statku i przez całą podróż pomniejszali zarobione w Ameryce fortuny, zamieniając je na najróżnistsze trunki w niewiarygodnych wręcz ilościach. No i, oczywiście, wlewając je w siebie. Przyjaźń obu panów wzrastała wprost proporcjonalnie do stężenia alkoholu w ich krwi. Pod koniec podróży zaprzysięgli sobie dozgonną przyjaźń, wycałowując się z dubeltówki.
           Wielkie zdziwienie Gutka Szprychy wywołał jednakże fakt, że gdy wyszedł na pokład ostatniego dnia podróży, kiedy na horyzoncie majaczyło już ojczyste wybrzeże, panowie ci żarli się okrutnie. Skakali sobie do oczu, targali się po szczękach i nie szczędzili wyzwisk. Zwłaszcza jeden z nich wykazywał się wzmożoną inicjatywą w wymienionych czynnościach. Lał drugiego po pysku, a tamten specjalnie nie oponował, co najwyżej niezdarnie się bronił. Taka zmiana frontu świeżo upieczonych przyjaciół była co najmniej niezrozumiała. Zdumiony Gutek stanął opodal i zupełnie jawnie przyglądał się finałowi obiecanej sobie przez panów dozgonnej przyjaźni, która właśnie rozsypywała się w pył. Panowie zaś zupełnie nie przejmowali się publiką i robili swoje w najlepsze. No, może najlepsze nie jest najwłaściwszym określeniem na to, co tam się działo, bo po chwili w ruch poszły różne, znajdujące się pod ręką przedmioty. Jest niemal pewne, że gdyby awantura odbywała się na gospodarskim podwórku, do dyskusji wkroczyłyby sztachety z płotu.
           Z czasem z wykrzykiwanych słów i półsłówek w tym niepojętym zdarzeniu wyłonił się pewien obraz sytuacji. Otóż okazało się, że dobrze podlana alkoholem przyjaźń skłoniła panów do zwierzeń z dotychczasowego życia. Z opowiedzianych wzajemnie życiorysów wynikało, że jeden z nich był w przeszłości strażnikiem więziennym, drugi zaś poznał więzienne życie od drugiej strony krat. I on to właśnie odgrywał się za wszystkie stracone lata i lał klawisza po pysku, aż echo niosło po całym statku.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz