sobota, 1 lipca 2017

170. Rozkaz to rozkaz

           Znany nam już z zamiłowania do wojskowego życia Józiek Wędzidło prócz życia w pułku, który był jego pierwszym domem, miał też życie prywatne, a w nim wiecznie oczekującą jego powrotu milutką żonkę. To wieczne oczekiwanie zresztą nie było niczym niezwykłym, bo żony wojskowych, podobnie do żon marynarzy, były skazane na wieczne wyglądanie mężów z niepokojem – przyjdzie dzisiaj czy nie przyjdzie. Kobieta wychodząc za zawodowego wojskowego, z góry godziła się na bycie tą drugą. A niekiedy – zupełnie nieświadomie – i tą trzecią, co zależało tylko od skłonności do niewierności jej umundurowanego męża. Wszak stare porzekadło głosi, że za mundurem panny sznurem. Józiek Wędzidło jednakże dochowywał wierności swojej małżonce, i wcale nie dlatego, żeby mu brakowało okazji do pofiglowania sobie na boku, bo i za nim panny sznurem, lecz po prostu tak uważał.
           Co więcej, w odróżnieniu od wielu innych wojskowych małżeństw, w jego rodzinie nie panował żołnierski dryl. Żona nie musiała stać na baczność, gdy wychodził na służbę oraz z niej wracał; postawienie obiadu na stole też nie odbywało się na rozkaz. Dotyczyło to zwłaszcza sytuacji wieczornych, gdy zamierzali zażyć łóżkowych rozkoszy. Być może w innych domach wojskowych kobiety rozbierały się na rozkaz i na rozkaz przeżywały miłosne uniesienia (szanowny małżonek artylerzysta namierzywszy cel, czując, że wystrzał z armaty jest już bliski, wydawał stosowny rozkaz i ów cel zaczynał dyszeć z uniesienia i osiągał szczyt, gdy pocisk dosięgał celu), u Jóźka Wędzidły tak nie było. Jego milutka małżonka imieniem Miluta nie musiała zwierać szyków na rozkaz, bo ze współżycia z Jóźkiem była autentycznie zadowolona i rozkazy były zupełnie niepotrzebne. Józiek nie tylko kochał swoją żonkę, ale też ją szanował.
           Raz jedyny starszy chorąży Józiek Wędzidło odstąpił od zasady niewydawania rozkazów w domu. Było to tuż przed przyjściem na świat pierwszego potomka Wędzidłów. W samym środku nocy milutka Miluta poczuła, że nadchodzi moment rozwiązania. Obudziła męża, aby się podzielić tą wiadomością, a jednocześnie oczekując od niego pomocy. Poprosiła, aby Józiek pobiegł po akuszerkę, bo za chwilę zacznie rodzić. Tymczasem Józiek był tak tym wszystkim skołowany, że zupełnie zatracił poczucie rzeczywistości. Z jednej strony rozpierała go duma, że oto przyjdzie na świat jego syn (taką miał nadzieję, która okazała się niebezpodstawna i faktycznie jego pierwszym dzieckiem był syn), z drugiej zaś strony okazał się być w tej sytuacji całkowicie bezradny i jedyne na co się zdobył, było nakazanie małżonce, aby z porodem poczekała do rana, bo gdzie tam będzie budzić ludzi po nocy. I biedna Miluta nie mając wyjścia, zawzięła się w sobie i czekała do rana.
           Już tylko gwoli dopełnienia tej historii trzeba dodać, że urodzony wówczas syn, gdy dorósł, poszedł w ślady ojca i został zawodowym wojskowym. A nawet wspiął się wyżej w żołnierskiej hierarchii i otrzymał szlify oficerskie. Być może o wyborze przez niego takiej właśnie drogi zawodowej zadecydował fakt, że tych dróg nie było w Bździochach zbyt wiele. A być może – i wykluczyć tego nie można – że zanim jeszcze opuścił łono matki, dotarł do niego rozkaz wydany przez ojca i on to właśnie zdeterminował późniejszy wybór życia zawodowego.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz