Znany
nam już z zamiłowania do wojskowego życia Józiek Wędzidło prócz
życia w pułku, który był jego pierwszym domem, miał też życie
prywatne, a w nim wiecznie oczekującą jego powrotu milutką żonkę.
To wieczne oczekiwanie zresztą nie było niczym niezwykłym, bo żony
wojskowych, podobnie do żon marynarzy, były skazane na wieczne
wyglądanie mężów z niepokojem – przyjdzie dzisiaj czy nie
przyjdzie. Kobieta wychodząc za zawodowego wojskowego, z góry
godziła się na bycie tą drugą. A niekiedy – zupełnie
nieświadomie – i tą trzecią, co zależało tylko od skłonności
do niewierności jej umundurowanego męża. Wszak stare porzekadło
głosi, że za mundurem panny sznurem. Józiek Wędzidło jednakże
dochowywał wierności swojej małżonce, i wcale nie dlatego, żeby
mu brakowało okazji do pofiglowania sobie na boku, bo i za nim panny
sznurem, lecz po prostu tak uważał.
Co
więcej, w odróżnieniu od wielu innych wojskowych małżeństw, w
jego rodzinie nie panował żołnierski dryl. Żona nie musiała stać
na baczność, gdy wychodził na służbę oraz z niej wracał;
postawienie obiadu na stole też nie odbywało się na rozkaz.
Dotyczyło to zwłaszcza sytuacji wieczornych, gdy zamierzali zażyć
łóżkowych rozkoszy. Być może w innych domach wojskowych kobiety
rozbierały się na rozkaz i na rozkaz przeżywały miłosne
uniesienia (szanowny małżonek artylerzysta namierzywszy cel, czując,
że wystrzał z armaty jest już bliski, wydawał stosowny rozkaz i
ów cel zaczynał dyszeć z uniesienia i osiągał szczyt, gdy pocisk
dosięgał celu), u Jóźka Wędzidły tak nie było. Jego milutka
małżonka imieniem Miluta nie musiała zwierać szyków na rozkaz,
bo ze współżycia z Jóźkiem była autentycznie zadowolona i
rozkazy były zupełnie niepotrzebne. Józiek nie tylko kochał swoją
żonkę, ale też ją szanował.
Raz
jedyny starszy chorąży Józiek Wędzidło odstąpił od zasady
niewydawania rozkazów w domu. Było to tuż przed przyjściem na
świat pierwszego potomka Wędzidłów. W samym środku nocy milutka
Miluta poczuła, że nadchodzi moment rozwiązania. Obudziła męża,
aby się podzielić tą wiadomością, a jednocześnie oczekując od
niego pomocy. Poprosiła, aby Józiek pobiegł po akuszerkę, bo za
chwilę zacznie rodzić. Tymczasem Józiek był tak tym wszystkim
skołowany, że zupełnie zatracił poczucie rzeczywistości. Z
jednej strony rozpierała go duma, że oto przyjdzie na świat jego
syn (taką miał nadzieję, która okazała się niebezpodstawna i
faktycznie jego pierwszym dzieckiem był syn), z drugiej zaś strony
okazał się być w tej sytuacji całkowicie bezradny i jedyne na co
się zdobył, było nakazanie małżonce, aby z porodem poczekała do
rana, bo gdzie tam będzie budzić ludzi po nocy. I biedna Miluta nie
mając wyjścia, zawzięła się w sobie i czekała do rana.
Już
tylko gwoli dopełnienia tej historii trzeba dodać, że urodzony
wówczas syn, gdy dorósł, poszedł w ślady ojca i został
zawodowym wojskowym. A nawet wspiął się wyżej w żołnierskiej
hierarchii i otrzymał szlify oficerskie. Być może o wyborze przez
niego takiej właśnie drogi zawodowej zadecydował fakt, że tych
dróg nie było w Bździochach zbyt wiele. A być może – i
wykluczyć tego nie można – że zanim jeszcze opuścił łono
matki, dotarł do niego rozkaz wydany przez ojca i on to właśnie
zdeterminował późniejszy wybór życia zawodowego.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz