sobota, 16 września 2017

181. Musztarda po…

           Świętopełko Dreszczyk, mąż Mamrotki, człowiek o kryształowym charakterze, po odkryciu sekretu niby zdrowotnego swojej małżonki i od tego czasu pilnie uczęszczający wraz z nią do Baru Gin Ekologicznego, dozwolił jednak, aby pewna rysa na tym jego dotychczas nieskazitelnym charakterze powstała. Być może spowodował to właśnie wypijany gin, po którym jego myśli nie szły już tylko w jednym, nabożnym kierunku, a rozłaziły się niesfornie, błądząc prowokacyjnie po bardziej swobodnych, a nawet frywolnych rewirach. Być może. Faktem jest jednak, że taka rysa powstała, co miało oczywiście swoje konsekwencje. Żeby uspokoić czytelnika, należy dodać, że Świętopełko bynajmniej nie zszedł na złą drogę, nie stoczył się, czy może jeszcze coś gorszego się z nim nie stało. Co to, to nie. Niemniej od tamtej pory zaczął miewać różne pomysły.
           Świętopełko liczne wcześniejsze samotne wizyty u rzekomego ginekologa małżonce z czasem wybaczył, a wybaczanie to przychodziło mu tym łatwiej, im wyższe było stężenie ginu w jego krwi. Za sprawą zaś małżonki było bardzo przyjemne.
           Co do rysy, to było tak. Siedział sobie Świętopełko przed swoją chałupą. Celowo użyty tu został eufemizm, bo była to luksusowa willa, ze wszystkimi udogodnieniami, jakie tylko można sobie wyobrazić. Brakowało chyba tylko złotych klamek i kryształowych wodotrysków, ale może to tylko kwestia czasu, bo zdarzenie, które tu będzie opisane, miało miejsce w czasie, kiedy złotych klamek jeszcze nie było. A w ogóle, to złote klamki nie mają tu nic do rzeczy.
           No więc siedział sobie Świętopełko na przyzbie (pięknie i bogato rzeźbionej stylowej ławie) i chłonął spokój (leczył kaca). Słoneczko świeciło w sam raz – nie za mocno, nie za słabo, ptaszki śpiewały, zefirek owiewał rozgrzaną alkoholem głowę. A Bździochy były śliczne tego lata, chciałoby się sparafrazować poetę. Sielanka na całego, po prostu wsi spokojna, wsi wesoła”. Aż chce się chcieć wyjechać na wieś. To tyle, jeśli chodzi o poezję i literaturę, bo w pewnej chwili rzeczywistość wkroczyła w ten bajkowy obraz.
           W uliczkę, przy której znajdowała się chata (rezydencja) Dreszczyków, wjechało auto i zatrzymało się nieopodal, po drugiej stronie z wielkim pietyzmem pielęgnowanego przez Świętopełkę trawnika. Auto było z górnej półki i „wypasione” nie mniej, niż kobieta siedząca za kierownicą. Trzeba dodać, że była to elegancka kobieta, a przynajmniej na taką wyglądała. Ubrana z przepychem. Auto się zatrzymało, ale kobieta nie wysiadła. Sięgnęła po coś, co znajdowało się na bocznym siedzeniu, a co z perspektywy Świętopełki nie było widoczne. Tym czymś okazała się tekturowa tacka z kiełbasą z rożna. Pani ujęła kiełbasę w palce, maczała w musztardzie, która też była na tacce i odgryzała kęs po kęsie, pojadając chlebem. Gdy skończyła. Tackę z resztą musztardy wyrzuciła na trawnik.
           W tym momencie dała o sobie znać wspomniana rysa, która pojawiła się na charakterze Świętopełki. Ujrzawszy, jak niegodziwie pani z samochodu obeszła się z wypielęgnowanym przez niego trawnikiem, wstał, w dość sztywnej pozie, lecz zdecydowanym krokiem przemierzył trawnik, po drodze podniósł wyrzuconą przez panią tackę, po czym odchylił wycieraczkę samochodu i wsunął tackę pod nią, musztardą do szyby. Zdumiona pani nie odezwała się ani słowem, obserwowała tylko poczynania Świętopełki. A ten, najwyraźniej rozochocony jej milczeniem i swoją fantazją, powiedział tylko „przepraszam”, po czym wsunął rękę przez okno i przekręcił pokrętło. Pióro uruchomionej wycieraczki pociągnęło tackę i po chwili szyba po stronie kierowcy była solidnie umazana musztardą. Świętopełko z satysfakcją ocenił uzyskany efekt, po czym ukłonił się pani i wrócił na swoją ławkę. Skonfundowana kobieta najwyraźniej nie miała ochoty na powtórne wyrzucenie tacki, włączyła tylko silnik i odjechała. Zanim zniknęła za zakrętem, widać było, z jaką ekwilibrystyką stara się coś dojrzeć przez zamazaną musztardą szybę.
           Tak się to skończyło. Trochę się później Świętopełko wstydził swojej obcesowości, jednak poczucie doznanej krzywdy (przez niego i przez trawnik) wzięło górę i ów wstyd wyparło.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz