Świętopełko
Dreszczyk, mąż Mamrotki, człowiek o kryształowym charakterze, po
odkryciu sekretu niby zdrowotnego swojej małżonki i od tego czasu
pilnie uczęszczający wraz z nią do Baru Gin Ekologicznego,
dozwolił jednak, aby pewna rysa na tym jego dotychczas
nieskazitelnym charakterze powstała. Być może spowodował to
właśnie wypijany gin, po którym jego myśli nie szły już tylko w
jednym, nabożnym kierunku, a rozłaziły się niesfornie, błądząc
prowokacyjnie po bardziej swobodnych, a nawet frywolnych rewirach.
Być może. Faktem jest jednak, że taka rysa powstała, co miało
oczywiście swoje konsekwencje. Żeby uspokoić czytelnika, należy
dodać, że Świętopełko bynajmniej nie zszedł na złą drogę,
nie stoczył się, czy może jeszcze coś gorszego się z nim nie stało.
Co to, to nie. Niemniej od tamtej pory zaczął miewać różne
pomysły.
Świętopełko
liczne wcześniejsze samotne wizyty u rzekomego ginekologa małżonce
z czasem wybaczył, a wybaczanie to przychodziło mu tym łatwiej, im
wyższe było stężenie ginu w jego krwi. Za sprawą zaś małżonki
było bardzo przyjemne.
Co
do rysy, to było tak. Siedział sobie Świętopełko przed swoją
chałupą. Celowo użyty tu został eufemizm, bo była to luksusowa
willa, ze wszystkimi udogodnieniami, jakie tylko można sobie
wyobrazić. Brakowało chyba tylko złotych klamek i kryształowych
wodotrysków, ale może to tylko kwestia czasu, bo zdarzenie, które
tu będzie opisane, miało miejsce w czasie, kiedy złotych klamek
jeszcze nie było. A w ogóle, to złote klamki nie mają tu nic do
rzeczy.
No
więc siedział sobie Świętopełko na przyzbie (pięknie i bogato
rzeźbionej stylowej ławie) i chłonął spokój (leczył kaca).
Słoneczko świeciło w sam raz – nie za mocno, nie za słabo,
ptaszki śpiewały, zefirek owiewał rozgrzaną alkoholem głowę. A
Bździochy były śliczne tego lata, chciałoby się sparafrazować
poetę. Sielanka na całego, po prostu „wsi
spokojna, wsi wesoła”. Aż chce się chcieć wyjechać na wieś.
To tyle, jeśli chodzi o poezję i literaturę, bo w pewnej chwili
rzeczywistość wkroczyła w ten bajkowy obraz.
W
uliczkę, przy której znajdowała się chata (rezydencja)
Dreszczyków, wjechało auto i zatrzymało
się nieopodal, po drugiej stronie z wielkim pietyzmem pielęgnowanego
przez Świętopełkę
trawnika. Auto było z
górnej półki i „wypasione”
nie mniej, niż kobieta siedząca za kierownicą. Trzeba
dodać, że była to
elegancka kobieta, a przynajmniej na taką wyglądała. Ubrana z
przepychem. Auto się zatrzymało, ale kobieta nie wysiadła.
Sięgnęła po coś, co znajdowało się na bocznym siedzeniu, a co z
perspektywy Świętopełki
nie było widoczne. Tym czymś okazała się tekturowa tacka z
kiełbasą z rożna. Pani ujęła kiełbasę w palce, maczała w
musztardzie, która też była na tacce i odgryzała kęs po
kęsie, pojadając
chlebem. Gdy skończyła.
Tackę z resztą musztardy wyrzuciła na trawnik.
W
tym momencie dała o sobie znać wspomniana rysa, która pojawiła
się na charakterze Świętopełki.
Ujrzawszy, jak niegodziwie pani z samochodu obeszła się z
wypielęgnowanym przez niego trawnikiem, wstał,
w dość sztywnej pozie,
lecz zdecydowanym krokiem
przemierzył trawnik,
po drodze podniósł wyrzuconą
przez panią tackę, po
czym odchylił wycieraczkę
samochodu i wsunął tę
tackę pod
nią, musztardą do szyby.
Zdumiona pani nie odezwała się ani słowem, obserwowała tylko
poczynania Świętopełki.
A ten, najwyraźniej rozochocony jej milczeniem i swoją fantazją,
powiedział tylko „przepraszam”,
po czym wsunął
rękę przez okno i przekręcił
pokrętło. Pióro
uruchomionej wycieraczki
pociągnęło tackę i po chwili szyba po stronie kierowcy była
solidnie umazana musztardą. Świętopełko
z satysfakcją ocenił
uzyskany efekt, po czym ukłonił się pani i wrócił na swoją
ławkę. Skonfundowana kobieta najwyraźniej nie miała ochoty na
powtórne wyrzucenie tacki, włączyła tylko
silnik i odjechała. Zanim
zniknęła za zakrętem, widać było, z jaką ekwilibrystyką stara
się coś dojrzeć przez zamazaną musztardą szybę.
Tak
się to skończyło.
Trochę się później
Świętopełko wstydził swojej obcesowości, jednak poczucie
doznanej krzywdy (przez niego i przez trawnik) wzięło górę i ów
wstyd wyparło.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz