Studencki
żywot artystów, zwłaszcza scenicznych, jest zdecydowanie bardziej
obfity w inspirowane życiem teatralne scenki niż ich późniejsza
egzystencja na teatralnych deskach. Lub wegetacja, jeśli się trafi
aktorom nietrafiony wybór dyrektora teatru. Lecz zanim przypną się
do tego dorosłego kieratu, poddają się beztroskiemu żakowskiemu
bytowi, przeplatanemu figlami, bo figle żakom przystoją i są
traktowane z wyrozumiałością przez całą resztę społeczeństwa
bodaj od zarania istnienia instytucji studiowania. Już starożytni…
itd. W Bździochach nie było inaczej.
Na
takie doborowe, wesołe towarzystwo trafił Leon Obscenko, zmierzając
konsekwentnie drogą swego przeznaczenia ku teatralnym scenom, a więc
gdy rozpoczął studia. Był to ten sam Leon Obscenko, który w
późniejszym czasie, gdy się zakochał w Werniksie Sztalużko, w
brawurowy sposób odegrał uliczny spektakl, wciągając mimo woli w
swoje teatrum milicjanta. Owe „mimo
woli”
bardziej dotyczyło jednak
milicjanta, bo Obscenko swe pozy teatralne doskonalił od czasu, gdy
nauczył się chodzić i
całe to przedstawienie odegrał z pełną premedytacją.
No, może było w nim
trochę spontaniczności, zwłaszcza gdy w finale musiał
błyskawicznie się oddalić z powodu działania wiśni z pestkami,
które wcześniej zjadł dla zaimponowania swej lubej.
Wkraczając
w studencką konfraternię, Leon Obscenko sam okazał się
człowiekiem niezwykle towarzyskim i pomysłowym, co objawiło się w
licznych sytuacjach, w które obfituje uczestnictwo w żakowskim
stanie. Do tego zalicza się nie tylko to, co się dzieje na uczelni
czy w domu akademickim, lecz także na
tak zwanych
gościnnych
występach,
chociażby
na wakacyjnych
praktykach.
Nie
inaczej było, gdy bawiąc,
czy też goszcząc w jednym z większych kresowych miast,
doborowy zespół adeptów sztuki aktorskiej został zakwaterowany w
prywatnym domu pewnej uwielbiającej teatr osobistości, która, wyjeżdżając, z
dobrego serca udostępniła lokum żakom. Była to luksusowa willa,
umeblowana
antykami, z rozległym ogrodem, zadbanym i wypielęgnowanym, w którym
pośrodku równiutko przystrzyżonego trawnika znajdowało się spore
oczko wodne gęsto zarybione karasiami, czy też jak kto woli –
złotymi rybkami. Lodówka
i spiżarnia były obficie zaopatrzone. Barek też.
Goszczący
studenci szybko rozprawili się z zasobami lodówki i spiżarni, co
nie dziwi, jako że wszystko to co tam znaleźli świetnie nadawało
się jako dodatek do zawartości barku. Gdy już wystąpiły braki w
zaopatrzeniu, trzeba było jakoś sobie poradzić, a ponieważ
studencka kieszeń nie jest zbyt
tęga, to co się w niej
znajdowało postanowiono wydać na piwo. Pozostała do rozwiązania
kwestia zagrychy. I wtedy Leon Obscenko podsunął wszystkim genialny
w swej prostocie pomysł, który ochoczo podchwycono i
z animuszem przystąpiono do rozpalania grilla.
Czas
szybko płynął, praktyka
dobiegła końca, mieszkańcom podobały się występy przyszłych
aktorów, ci zaś spakowali manatki i wrócili w
rodzinne strony. I tylko właściciel willi po powrocie zachodził w
głowę, gdzie też mogły się podziać wszystkie złote rybki z
oczka wodnego.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz