sobota, 23 września 2017

182. Złote połowy

           Studencki żywot artystów, zwłaszcza scenicznych, jest zdecydowanie bardziej obfity w inspirowane życiem teatralne scenki niż ich późniejsza egzystencja na teatralnych deskach. Lub wegetacja, jeśli się trafi aktorom nietrafiony wybór dyrektora teatru. Lecz zanim przypną się do tego dorosłego kieratu, poddają się beztroskiemu żakowskiemu bytowi, przeplatanemu figlami, bo figle żakom przystoją i są traktowane z wyrozumiałością przez całą resztę społeczeństwa bodaj od zarania istnienia instytucji studiowania. Już starożytni… itd. W Bździochach nie było inaczej.
           Na takie doborowe, wesołe towarzystwo trafił Leon Obscenko, zmierzając konsekwentnie drogą swego przeznaczenia ku teatralnym scenom, a więc gdy rozpoczął studia. Był to ten sam Leon Obscenko, który w późniejszym czasie, gdy się zakochał w Werniksie Sztalużko, w brawurowy sposób odegrał uliczny spektakl, wciągając mimo woli w swoje teatrum milicjanta. Owe mimo woli bardziej dotyczyło jednak milicjanta, bo Obscenko swe pozy teatralne doskonalił od czasu, gdy nauczył się chodzić i całe to przedstawienie odegrał z pełną premedytacją. No, może było w nim trochę spontaniczności, zwłaszcza gdy w finale musiał błyskawicznie się oddalić z powodu działania wiśni z pestkami, które wcześniej zjadł dla zaimponowania swej lubej.
           Wkraczając w studencką konfraternię, Leon Obscenko sam okazał się człowiekiem niezwykle towarzyskim i pomysłowym, co objawiło się w licznych sytuacjach, w które obfituje uczestnictwo w żakowskim stanie. Do tego zalicza się nie tylko to, co się dzieje na uczelni czy w domu akademickim, lecz także na tak zwanych gościnnych występach, chociażby na wakacyjnych praktykach.
           Nie inaczej było, gdy bawiąc, czy też goszcząc w jednym z większych kresowych miast, doborowy zespół adeptów sztuki aktorskiej został zakwaterowany w prywatnym domu pewnej uwielbiającej teatr osobistości, która, wyjeżdżając, z dobrego serca udostępniła lokum żakom. Była to luksusowa willa, umeblowana antykami, z rozległym ogrodem, zadbanym i wypielęgnowanym, w którym pośrodku równiutko przystrzyżonego trawnika znajdowało się spore oczko wodne gęsto zarybione karasiami, czy też jak kto woli – złotymi rybkami. Lodówka i spiżarnia były obficie zaopatrzone. Barek też.
           Goszczący studenci szybko rozprawili się z zasobami lodówki i spiżarni, co nie dziwi, jako że wszystko to co tam znaleźli świetnie nadawało się jako dodatek do zawartości barku. Gdy już wystąpiły braki w zaopatrzeniu, trzeba było jakoś sobie poradzić, a ponieważ studencka kieszeń nie jest zbyt tęga, to co się w niej znajdowało postanowiono wydać na piwo. Pozostała do rozwiązania kwestia zagrychy. I wtedy Leon Obscenko podsunął wszystkim genialny w swej prostocie pomysł, który ochoczo podchwycono i z animuszem przystąpiono do rozpalania grilla.
           Czas szybko płynął, praktyka dobiegła końca, mieszkańcom podobały się występy przyszłych aktorów, ci zaś spakowali manatki i wrócili w rodzinne strony. I tylko właściciel willi po powrocie zachodził w głowę, gdzie też mogły się podziać wszystkie złote rybki z oczka wodnego.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz