Znanemu
z niepowszednich dowcipów Wygibautasowi
Książkiewicziusowi, który w wakacyjnej porze lubił podróżować
autostopem, zdarzało się łączyć te dwa upodobania. A konkretnie
bywało tak, że podróżował sam, czyli bez kolegów, zabawiając
kierowców wesołymi opowiadaniami, nierzadko zmyślonymi od a do z.
Coś za coś. Skoro
kierowcy wyświadczali mu tę grzeczność i użyczali miejsca w
swoim pojeździe, Wygibautas czuł się w obowiązku rewanżować
historyjkami niby z
życia wziętymi. Sam zresztą też dowiadywał się wtedy wiele o
świecie, bo kierowcy to przecież obieżyświaty, które z
niejednego chleba – jak to się mówi – piec jadły i sami
przeżywają wiele przygód (nierzadko mocno podbarwionych w
opowieściach), którymi się potem dzielą z przygodnymi podróżnymi.
Też coś za coś, bo
znajdował się wreszcie u boku takich samotników ktoś, do kogo
dało się usta otworzyć; kierowcy mogli więc się wtedy wygadać
do woli. Obie strony
snuły tedy opowieści z tysiąca i jednej nocy.
Nie
raz bywało, że roztrząsając frapujący
temat kierowca zbaczał
z trasy i podwoził Wygibautasa pod same drzwi u celu podróży.
Bywało i tak, że znajomości z podróżnych szlaków utrzymywały
się przez długie lata. A i tak bywało, że zawarta znajomość z
piękną autostopowiczką
przeradzała się w coś więcej i owocowała powakacyjnymi
spotkaniami czy randkami. Wesołe
i beztroskie to były czasy.
Tak
było, gdy się jechało w szoferce lub w samochodzie osobowym (co
zdarzało się sporadycznie, bo jazda samochodem osobowym była dla
rasowego autostopowicza dyshonorem i z takiego przypadku korzystało
się w razie konieczności), czyli
u boku kierowcy. Najczęściej
jednak podróż odbywała się na pace, czyli na części towarowej
ciężarówki.
Najróżniejszych
przygód na wędrówkowym
szlaku było tyle, że Wygibautas nawet rozmyślał nad
możliwością
opisania ich w czymś w
rodzaju bedekera.
Przytaczanie ich w tym
miejscu zajęłoby zatem
miejsca, że ho ho! Ile
konkretnie, nie wiadomo, lecz chętnych do poznania chociażby w
przybliżeniu, ile to jest, odsyłam do:
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Ho_ho.
Ale to na marginesie.
Wart
odnotowania jest jeden z tych nietypowych przypadków, kiedy
to wyjątkowo Wygibautasowi się spieszyło, a widoki na jazdę były
raczej marne. Kompletna posucha na drodze. Na dodatek obok niego
pojawiły się dwie atrakcyjne kobiety
i było pewne, że to one odjadą z tego miejsca wcześniej. Taka już
jest kolej rzeczy, że piękne panie są prędzej czy też bardziej
zauważane przez kierowców od tych niepięknych, że o innych
autostopowiczach nie wspomnę. Na
dodatek, żeby już całkowicie Wygibautasa pogrążyć, na
horyzoncie pojawił się samochód osobowy, dlatego nasz podróżnik
nawet nie próbował konkurować z damskim towarzystwem. Panie
rozsiadły się na tylnym siedzeniu, miejsce obok kierowcy pozostało
wolne. Wtedy Wygibautas wyczuł szansę dla siebie. Podbiegł do
samochodu i zapytał się, czy i on się może zabrać. Kierowca
zmierzył go od stóp do głów, po czym z wahaniem pozwolił mu
usiąść na wolnym miejscu. Ale jakieś wątpliwości jeszcze
pozostały, bo zadał kolejne pytanie, tym razem wszystkim:
–
Ale gangsterami nie jesteście?
Panie
natychmiast zaczęły
się zarzekać, że nie, że absolutnie, że z tym tu co się
dosiadł, nie mają
nic wspólnego, że się nie znają i takie tam
jeszcze. Na to Wygibautas podniósł dwa polce w górę,
jak do przysięgi, i powiedział:
–
Ja jestem.
Po
czym obaj z kierowcą wybuchnęli śmiechem. Wywiązała
się między nimi tak ciekawa rozmowa, że kierowca ani myślał
zagadywać panie. Panie wysiadły, gdzie chciały, a Wygibautas
został podwieziony pod sam akademik i jeszcze przez dłuższą
chwilę trwała rozmowa w samochodzie.
Taki
to już był ten Wygibautas Książkiewiczius.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz