sobota, 16 grudnia 2017

194. Sprawa na telefon

           Na pamiętnej rozbieranej prywatce, kiedy to Kleofasowi Niemanicowi zrobiono – zdawałoby się – niemiłą niespodziankę, czyli dowcip z rozbieraniem, podczas gdy Kleofas wbrew zamierzeniom spiskowców święcił tryumfy towarzyskie, epatując swą nagością, w innym gronie knuto inny spisek. Rozgrywano akcję zemsty zainicjowaną przez innego nałogowego adoratora płci pięknej, Łyska Kudełkę. Nie miała ona jednak nic wspólnego ani z Kleofasem, ani ze wspomnianą płcią piękną; obie historie przebiegały po prostu równolegle i niezależnie.
           Łysek Kudełko postanowił odegrać się na pewnym docencie, który – używając potocznej mowy studenckiej – przeczołgał go na egzaminie. Kudełko egzamin w końcu zdał, ale zadra w sercu, a raczej rysa na honorze pozostała i nie dawała mu spokoju. Musiała to być głęboka rysa, wręcz rana, bo nieszczęśnik obnosił się ze swą traumą, jakby co najmniej przeżył katastrofę lotniczą. I wreszcie nadarzyła się okazja do zemsty. Do wprowadzenia w czyn swojego zamierzenia Kudełko potrzebował tylko kilkuosobowego towarzystwa i telefon. I takie towarzystwo oraz telefon się znalazły. Dziarsko więc mściciel wziął się do rzeczy. Około godziny dziesiątej (oczywiście wieczorem, gdy towarzystwo było już nieco rozochocone) jedna z wtajemniczonych osób zadzwoniła do docenta i bardzo grzecznie zadała mu pytanie:
           – Dobry wieczór, przepraszam, czy zastałam Kazia?
           Docent, równie grzecznie odparł, że to pomyłka. Na co z kolei dzwoniąca odpowiedziała grzecznymi przeprosinami. Po mniej więcej dwóch godzinach do docenta zadzwonił ktoś inny:
           – Dobry wieczór, czy zastałem Kazia?
           – Nie, to pomyłka – usłyszał nieco zirytowany głos docenta.
           Następny telefon, koło drugiej, wykonała następna osoba. Rozbawionym głosem z hałaśliwie bawiącym się towarzystwem w tle zapytała:
           – Dobry wieczór, czy zastałam może Kazia?
           – Tu nie ma żadnego Kazia! – Głos docenta był bardziej niż zirytowano-zdenerwowany.
           Kiedy koło czwartej nad ranem kolejny telefon z zapytaniem o Kazia wyrwał docenta ze snu, poleciały w słuchawkę wściekłym głosem wykrzyczane inwektywy. Dlatego też podobnie wściekła wiązanka tuż tuż poleciałaby z ust docenta, gdy o szóstej rano odebrał jeszcze jeden telefon. Tym razem jednak głos uwiązł mu w gardle, bo w słuchawce usłyszał:
           – Dzień dobry. Jestem Kaziu. Czy były do mnie jakieś telefony?

           Tak że tego wieczoru nie tylko Kleofas Niemanic święcił swoje nagie tryumfy towarzyskie, ale też Łysek Kudełko z pełnym sukcesem urządził nielubianemu docentowi małe Waterloo.

           cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz