Na
pamiętnej rozbieranej prywatce, kiedy to Kleofasowi Niemanicowi
zrobiono – zdawałoby się – niemiłą niespodziankę, czyli
dowcip z rozbieraniem, podczas gdy Kleofas wbrew zamierzeniom
spiskowców święcił tryumfy towarzyskie, epatując swą nagością,
w innym gronie knuto inny spisek. Rozgrywano akcję zemsty
zainicjowaną przez innego nałogowego adoratora płci pięknej,
Łyska Kudełkę. Nie miała ona jednak nic wspólnego ani z
Kleofasem, ani ze wspomnianą płcią piękną; obie historie
przebiegały po prostu równolegle i niezależnie.
Łysek
Kudełko postanowił odegrać się na pewnym docencie, który –
używając potocznej mowy studenckiej – przeczołgał go na
egzaminie. Kudełko egzamin w końcu zdał, ale zadra w sercu, a
raczej rysa na honorze pozostała i nie dawała mu spokoju. Musiała
to być głęboka rysa, wręcz rana, bo nieszczęśnik obnosił się
ze swą traumą, jakby co najmniej przeżył katastrofę lotniczą. I
wreszcie nadarzyła się okazja do zemsty. Do wprowadzenia w czyn
swojego zamierzenia Kudełko potrzebował tylko kilkuosobowego towarzystwa i
telefon. I takie towarzystwo oraz telefon się znalazły. Dziarsko
więc mściciel wziął się do rzeczy. Około godziny dziesiątej
(oczywiście wieczorem, gdy towarzystwo było już nieco rozochocone)
jedna z wtajemniczonych osób zadzwoniła do docenta i bardzo
grzecznie zadała mu pytanie:
–
Dobry wieczór, przepraszam, czy zastałam Kazia?
Docent,
równie grzecznie odparł, że to pomyłka. Na co z kolei dzwoniąca
odpowiedziała grzecznymi przeprosinami. Po mniej więcej dwóch
godzinach do docenta zadzwonił ktoś inny:
–
Dobry wieczór, czy zastałem Kazia?
–
Nie, to pomyłka – usłyszał nieco zirytowany głos docenta.
Następny
telefon, koło drugiej, wykonała następna osoba. Rozbawionym głosem
z hałaśliwie bawiącym się towarzystwem w tle zapytała:
–
Dobry wieczór, czy zastałam może Kazia?
–
Tu nie ma żadnego Kazia! – Głos docenta był bardziej niż
zirytowano-zdenerwowany.
Kiedy
koło czwartej nad ranem kolejny telefon z zapytaniem o Kazia wyrwał
docenta ze snu, poleciały w słuchawkę wściekłym głosem
wykrzyczane inwektywy. Dlatego też podobnie wściekła wiązanka tuż
tuż poleciałaby z ust docenta, gdy o szóstej rano odebrał jeszcze
jeden telefon. Tym razem jednak głos uwiązł mu w gardle, bo w
słuchawce usłyszał:
–
Dzień dobry. Jestem Kaziu. Czy były do mnie jakieś telefony?
Tak
że tego wieczoru nie tylko Kleofas Niemanic święcił swoje nagie
tryumfy towarzyskie, ale też Łysek Kudełko z pełnym sukcesem
urządził nielubianemu docentowi małe Waterloo.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz