sobota, 23 grudnia 2017

195. Bon ton

           Błękitek Strzała od pierwszego dnia, gdy zakupił sobie nowiuteńkie auto w salonie samochodowym, dbał o nie bardziej niż o żonę, Longiginę, która zresztą radziła sobie z życiem o niebo bardziej brawurowo od męża. Błękitek pucował, dmuchał i chuchał na błyszczący lakier z takim namaszczeniem, że jego sąsiedzi, których nawet nie trzeba było posądzać o złośliwość, bo złośliwi byli jak mało kto w Bździochach, rozpowiadali między sobą o rzekomo zdartym do gołej blachy lakierze – efekcie nadmiernej troskliwości o czystość samochodu jego właściciela. Byli tacy, co szeptali: Kochaniutka, na własne oczy widziałam, jak ten Strzała tak tarł po masce ścierką, aż przetarł dziurę na wylot i teraz to mu chyba silnik tą dziura wypadnie. W podobny sposób sąsiedzi życzyli Błękitkowi wszystkiego najlepszego. A błękitek dzień w dzień przychodził do auta, by go wypucować do połysku aż rażącego w oczy. Sąsiadów oczywiście. Doszły go też słuchy (to pewnie ci najbardziej złośliwi tak twierdzili, udając szczerą troskę o mienie sąsiada), że pewnie szykuje auto dla złodzieja.
           Tym przypuszczeniem (podejrzewając bezinteresowną życzliwość jego głosicieli) Błękitek akurat za bardzo się nie przejął, ale wiedział, że radioodbiorniki samochodowe są w kręgu ścisłych zainteresowań włamywaczy i nierzadkie są kradzieże tychże radioodbiorników. Złodzieje się nie patyczkują, wybijają szybę i przywłaszczają je sobie. Oczywiście nie dla kolekcjonerskich upodobań, a na sprzedaż. Niekiedy nawet perfidnie proponują zakup radia po okazyjnej cenie jego byłemu właścicielowi. Wiedząc o tak kwitnącym procederze, Błękitek postanowił uprzedzić ewentualne wypadki. Toteż któregoś wieczoru umieścił za szybą kartkę z zapiskiem o takiej treści: Szanowni Panowie Złodzieje, proszę się nie włamywać do samochodu, bo w nim radia nie ma. Na samą myśl o minach złodziei, kiedy to przeczytają, uśmiechnął się szelmowsko.
           Na drugi dzień jak zwykle ze szmatką i butelką mleczka do konserwacji lakieru podążył do ulubionego cacka. Lecz na miejscu samochodu znalazł tylko swoją kartkę z dopiskiem: Dziękujemy za informację. Radio mieliśmy. Brakowało nam tylko samochodu. Dalej były jeszcze podziękowania i słowa podziwu za bardzo dobre utrzymanie pojazdu oraz jeszcze parę innych pochwał, a wszystko to w wyszukanym tonie i z niezaprzeczalną elegancją. Słowem – bon ton.
           Szczerze przejęci Błękitkową stratą sąsiedzi pocieszali go jak mogli. Wiadomo – u życzliwych sąsiadów zawsze można znaleźć pocieszenie i słowa otuchy.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz