Błękitek
Strzała od pierwszego dnia, gdy zakupił sobie nowiuteńkie auto w
salonie samochodowym, dbał o nie bardziej niż o żonę, Longiginę,
która zresztą radziła sobie z życiem o niebo bardziej brawurowo
od męża. Błękitek pucował, dmuchał i chuchał na błyszczący
lakier z takim namaszczeniem, że jego sąsiedzi, których nawet nie
trzeba było posądzać o złośliwość, bo złośliwi byli jak mało
kto w Bździochach, rozpowiadali między sobą o rzekomo zdartym do
gołej blachy lakierze – efekcie nadmiernej troskliwości o
czystość samochodu jego właściciela. Byli tacy, co szeptali:
„Kochaniutka, na własne
oczy widziałam, jak ten Strzała tak tarł po masce ścierką, aż
przetarł dziurę na wylot i teraz to mu chyba silnik tą dziura
wypadnie”. W podobny
sposób sąsiedzi życzyli Błękitkowi wszystkiego najlepszego. A
błękitek dzień w dzień przychodził do auta, by go wypucować do
połysku aż rażącego w oczy. Sąsiadów oczywiście. Doszły go
też słuchy (to pewnie ci najbardziej złośliwi tak twierdzili,
udając szczerą troskę o mienie sąsiada), że pewnie szykuje auto
dla złodzieja.
Tym przypuszczeniem (podejrzewając „bezinteresowną”
życzliwość jego głosicieli) Błękitek akurat za bardzo
się nie przejął, ale wiedział, że radioodbiorniki samochodowe są
w kręgu ścisłych zainteresowań włamywaczy i nierzadkie są
kradzieże tychże radioodbiorników. Złodzieje się nie patyczkują,
wybijają szybę i przywłaszczają je sobie. Oczywiście nie dla
kolekcjonerskich upodobań, a na sprzedaż. Niekiedy nawet perfidnie
proponują zakup radia po okazyjnej cenie jego byłemu właścicielowi.
Wiedząc o tak kwitnącym procederze, Błękitek postanowił
uprzedzić ewentualne wypadki. Toteż któregoś wieczoru umieścił
za szybą kartkę z zapiskiem o takiej treści: „Szanowni
Panowie Złodzieje, proszę się nie włamywać do
samochodu, bo w nim radia nie ma”.
Na samą myśl o minach złodziei, kiedy to przeczytają, uśmiechnął
się szelmowsko.
Na
drugi dzień jak zwykle ze szmatką i butelką mleczka do konserwacji
lakieru podążył do ulubionego cacka. Lecz na miejscu samochodu
znalazł tylko swoją
kartkę z dopiskiem: „Dziękujemy
za informację. Radio
mieliśmy. Brakowało nam tylko samochodu”.
Dalej były jeszcze podziękowania i słowa podziwu za bardzo dobre
utrzymanie pojazdu oraz jeszcze parę innych pochwał, a wszystko to
w wyszukanym tonie i z niezaprzeczalną elegancją. Słowem
– bon ton.
„Szczerze”
przejęci Błękitkową stratą sąsiedzi pocieszali go jak mogli.
Wiadomo –
u życzliwych sąsiadów zawsze można znaleźć pocieszenie i
słowa otuchy.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz