Zanim
na Herbeciowym polu i Plewkowej łące zbudowano lotnisko, nie
obeszło się bez perturbacji. Rozległe przestrzenie w sam raz
nadawały się pod pasy startowe, terminal zaś miał stanąć w
granicach administracyjnych Bździochów. W tym celu zakupiono
odpowiednich rozmiarów działkę. I wtedy spółkę, która powstała
na okoliczność budowy, a później zarządzania lotniskiem,
spotkała niemiła niespodzianka – zderzenie ze ścianą przepisów.
Zanim
pozałatwiano stosowne dokumenty, pozwolenia i wszystko inne, co
należało do sfery papierkowej, odgórny przepis uchwalony het tam w
stolicy zmienił kwalifikację gruntów. O ile w przypadku terenów
przeznaczonych pod płyty startowe nic się nie zmieniło, o tyle z
terminalem zrobił się ambaras. Teraz grunt pod terminalem znalazł
się w grupie ziemi rolnej, a na takiej ziemi nic poza orką nie
miało prawa się zdarzyć.
Tymczasem
prace budowlane przy płytach były już mocno zaawansowane i
przerywanie ich przyniosłoby spore straty. Same płyty bez terminalu
mogłyby posłużyć co najwyżej jako jakiś drom; obsługa
pasażerów wymagała czegoś więcej niż goły beton pod chmurką.
A lotnisko było potrzebne, bo raz rozbuchanej dynamiki rozwoju wsi
nie dało się już zahamować. A poza tym – mówiąc górnolotnie
– nie da się jechać cisnąć jednocześnie na gaz i hamulec. Brak
lotniska byłby bez wątpienia takim hamulcem.
Paradoks
polegał na tym, że ziemie niegdyś orne, teraz stały się
nieużytkami i tam można było inwestować, zaś zwykła działka
budowlana położona w środku wsi stała się działką orną z
wiadomymi konsekwencjami.
Zarówno
przedstawiciele spółki, jak i dzielnie ich wspierający sołtys
Miętoś, łamali sobie głowy nad rozwiązaniem tego węzła
gordyjskiego. Kulawa ustawa, która być może gdzieś tam jakiemuś
lobby coś załatwiała, dla Bździochów stała się przysłowiową
kulą u nogi. Czy można było pozwolić, aby całe przedsięwzięcie
wzięło w łeb, a Bździochy z powrotem stały się zaściankiem?
Nie, do tego nie można było dopuścić. I tu ponownie objawiły się
mądrość i spryt sołtysa Miętosia.
Areał
przeznaczony pod terminal, a obecnie rolny został obsiany ziołami.
A konkretnie miętą.
–
W końcu przezwisko Miętoś do czegoś zobowiązuje – zdziwionym
mieszkańcom tłumaczył sołtys.
Na
wspaniale pachnącej zielonej przestrzeni ustawiono namioty –
zalążek przyszłego terminalu – i w ten sposób zainaugurowano
działalność bździochowskiego aeroportu. Aeroportu, który rozrósł
się i zmężniał, a raczej sprężniał, który dzięki temu, że
sołtys Miętoś odmówił nadania mu swojego imienia, w 100-lecie
bździochowskiej awiacji przyjął nazwę „im. eleganta Stanisława Skarżyńskiego”.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz