sobota, 24 marca 2018

208. Perturbacje z terminalem

           Zanim na Herbeciowym polu i Plewkowej łące zbudowano lotnisko, nie obeszło się bez perturbacji. Rozległe przestrzenie w sam raz nadawały się pod pasy startowe, terminal zaś miał stanąć w granicach administracyjnych Bździochów. W tym celu zakupiono odpowiednich rozmiarów działkę. I wtedy spółkę, która powstała na okoliczność budowy, a później zarządzania lotniskiem, spotkała niemiła niespodzianka – zderzenie ze ścianą przepisów.
           Zanim pozałatwiano stosowne dokumenty, pozwolenia i wszystko inne, co należało do sfery papierkowej, odgórny przepis uchwalony het tam w stolicy zmienił kwalifikację gruntów. O ile w przypadku terenów przeznaczonych pod płyty startowe nic się nie zmieniło, o tyle z terminalem zrobił się ambaras. Teraz grunt pod terminalem znalazł się w grupie ziemi rolnej, a na takiej ziemi nic poza orką nie miało prawa się zdarzyć.
           Tymczasem prace budowlane przy płytach były już mocno zaawansowane i przerywanie ich przyniosłoby spore straty. Same płyty bez terminalu mogłyby posłużyć co najwyżej jako jakiś drom; obsługa pasażerów wymagała czegoś więcej niż goły beton pod chmurką. A lotnisko było potrzebne, bo raz rozbuchanej dynamiki rozwoju wsi nie dało się już zahamować. A poza tym – mówiąc górnolotnie – nie da się jechać cisnąć jednocześnie na gaz i hamulec. Brak lotniska byłby bez wątpienia takim hamulcem.
           Paradoks polegał na tym, że ziemie niegdyś orne, teraz stały się nieużytkami i tam można było inwestować, zaś zwykła działka budowlana położona w środku wsi stała się działką orną z wiadomymi konsekwencjami.
           Zarówno przedstawiciele spółki, jak i dzielnie ich wspierający sołtys Miętoś, łamali sobie głowy nad rozwiązaniem tego węzła gordyjskiego. Kulawa ustawa, która być może gdzieś tam jakiemuś lobby coś załatwiała, dla Bździochów stała się przysłowiową kulą u nogi. Czy można było pozwolić, aby całe przedsięwzięcie wzięło w łeb, a Bździochy z powrotem stały się zaściankiem? Nie, do tego nie można było dopuścić. I tu ponownie objawiły się mądrość i spryt sołtysa Miętosia.
           Areał przeznaczony pod terminal, a obecnie rolny został obsiany ziołami. A konkretnie miętą.
           – W końcu przezwisko Miętoś do czegoś zobowiązuje – zdziwionym mieszkańcom tłumaczył sołtys.
           Na wspaniale pachnącej zielonej przestrzeni ustawiono namioty – zalążek przyszłego terminalu – i w ten sposób zainaugurowano działalność bździochowskiego aeroportu. Aeroportu, który rozrósł się i zmężniał, a raczej sprężniał, który dzięki temu, że sołtys Miętoś odmówił nadania mu swojego imienia, w 100-lecie bździochowskiej awiacji przyjął nazwę im. eleganta Stanisława Skarżyńskiego.

           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz