sobota, 26 maja 2018

217. Egzamin z prawdopodobieństwa

           Łysek Kudełko, student uniwersytetu bździochowskiego, a zarazem niepoprawny adorator pięknych pań, co zajmowało mu większość czasu jego studenckiego żywota, będąc owym studentem, czasami musiał się włączyć w nurt życia naukowego. Miało to miejsce najczęściej przed kolokwiami, no i z konieczności w czasie sesji egzaminacyjnej. Taki tryb studiowania nieszczególnie dobrze rokował na przyszłość, jednak Kudełko jakoś sobie z tym radził, lawirując na granicy ryzyka zakończenia studiów przed czasem, ale zawsze jednak znajdował się po tej stronie granicy, która pozostawiała mu szansę na dalszy ciąg egzystencji wśród żaków. Z pewną dozą prawdopodobieństwa można było założyć, że dobrnie do dyplomu i stopnia magistra. Bo jakoś okoliczności zawsze mu sprzyjały, a i los wspierał go wszelkimi siłami w tak szczególnym naukowym trudzie.
           W tym miejscu nie od rzeczy byłoby przypomnienie starego dowcipu o Jasiu, który zapytany przez nauczycielkę:
           – Co mamy z gęsi?
           Odpowiedział:
           – Szmalec.
           – Dobrze, Jasiu, i co jeszcze?
           – Szmalec.
           Dalej było tak. Nauczycielka zaczęła go naprowadzać na pozostałe korzyści, jakie są z gęsi:
           – Jasiu, śpisz na poduszce, prawda?
           – Tak.
           – A w tej poduszce jest coś takiego miękkiego i ciepłego, prawda?
           – Tak.
           – No więc, co jeszcze mamy z gęsi:
           – Szmalec.
           W jakim celu przytoczyłem ten dowcip, okaże się za chwilę.
           Skoro już zostało wspomniane czy też – co w takim kontekście będzie całkiem na miejscu – wywołane do tablicy prawdopodobieństwo, właśnie jego dotyczy pewne zdarzenie, jakie miało miejsce na egzaminie z matematyki. Rachunek prawdopodobieństwa był dla Łyska Kudełki tak samo egzotycznym pojęciem jak większość pojęć, którymi musiał się zajmować w czasie między poszczególnymi adoracjami pięknych pań. Ale egzamin rzecz święta, a przynajmniej konieczna, więc w odpowiednim dniu i o odpowiedniej godzinie Kudełko stawił się w gabinecie profesora Różniczki. O profesorze krążył wśród studentów dowcip: Co to jest różniczka? To jest wyniczek odejmowanka. Dowcip, dowcipem, profesorowi nawet się podobał, ale pytanie zadał z rachunku prawdopodobieństwa, bo on to właśnie aktualnie był na tapecie. Pytanie brzmiało:
          – Jakie jest prawdopodobieństwo wyrzucenia kostką do gry sześciu oczek?
           Można by przypuszczać, że był to cios w samo serce Kudełki, bo z pytania wyłowił jedynie wyraz kostką, lecz jako stary wyjadacz sal egzaminacyjnych swoim zwyczajem, czyli bez zahamowań, grając va bank, z całkowitą pewnością wypisaną na twarzy, bez zająknięcia odpowiedział:
           – Jeden.
           Dalsza rozmowa przebiegała następująco:
           – Niech się pan zastanowi. – Po chwili: – Więc ile wynosi prawdopodobieństwo wyrzucenia kostką do gry sześciu oczek?
           – Jeden.
           – Proszę pana – tu profesor wziął w rękę kostkę do gry i zanim rzucił, ponowił pytanie: – To jakie jest prawdopodobieństwo wyrzucenia kostką do gry sześciu oczek?
           – Jeden – uparcie obstawał przy swoim Kudełko.
           Profesor Różniczka rzucił kostką. Wypadło sześć oczek. Profesor chrząknął i ponowił rzut. Znów wypadła szóstka. Profesor chrząknął i z lekkim zdziwieniem uniósł brwi. Rzucił trzeci raz. I po raz trzeci wypadła szóstka. Tym razem profesor nie chrząknął, lecz westchnął i wpisał Kudełce w indeksie pozytywną ocenę.
           Kto miał z rachunkiem prawdopodobieństwa do czynienia, wie, dlaczego. Laikom w tych sprawach podpowiem: Proszę zajrzeć do post scriptum.

           cdn…

           PS
           Prawdopodobieństo oblicza się, dzieląc ilość zdarzeń sprzyjających przez ilość wszystkich zdarzeń możliwych. W tym zadaniu przy jednorazowym rzucie kostką ilość zdarzeń sprzyjających wynosi jeden, bo na kostce jest tylko jedna szóstka, zaś ilość zdarzeń możliwych to sześć, bo może wypaść każdy układ: jedynka, dwójka, itd., razem sześć układów. Zatem prawdopodobieństwo wyrzucenia szóstki jest jak jeden do sześciu, czyli jedna szósta. C.b.d.u.
           Drugiego post scriptum, objaśniającego skrót c.b.d.u. niestety już nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz