Doktor
obojga nazwisk Maryjan Skalpel-Cwyst, chirurg ogólnostosowany, miał
pewien problem. Problem ten nie miał nic wspólnego z powszechnym
pomijaniem drugiego członu nazwiska podczas zwracania się do niego.
Do tego, że mówiono o nim po prostu „doktor
Skalpel” już przywykł,
więc nie to było źródłem jego frustracji. Doktor Skalpel miał
kłopoty ze snem. Jak zapewne pamiętamy, tę jego dolegliwość
powodowali Ocho i Wocho, poranni roznosiciele mleka, którzy robili
to tak hałaśliwie, że mogli postawić na nogi nieboszczyka w
nieodległej przyszpitalnej kostnicy (dodajmy, oddając
sprawiedliwość, że tylko z rzadka znajdujących się tam z
przyczyny doktora, gdyż doktor, chirurg z przebogatą praktyką,
rękę miał pewną niczym szeryf w amerykańskim westernie, i jeśli
coś podczas operacji poszło nie tak, to nie za sprawą doktora).
Słowem, zaśnięcie po nocnym dyżurze, dzięki niefrasobliwej
pracowitości obu braci, było niemożliwe.
Jest
wielce prawdopodobne, że to brak porządnego snu powodował
fantazyjne wzory zaszywanych ran pooperacyjnych, co byłemu
pacjentowi doktora, humoryście New Bździoch Timesa, Trycjanowi
Paszkwilce, dało asumpt do założenia Stowarzyszenia Posiadaczy
Fantazyjnych Blizn Powyrostkowych. A być może, że to robota
studentów, którym w ramach praktyki zleca się zaszywanie ran po
chirurgicznych cięciach.
Ale
na tym perturbacje doktora Skalpela nie się kończyły, bo o ile
powyższe dotyczyło poranków po nocnym dyżurze, o tyle wieczorem
wcale nie było lepiej. Wieczorem zasypianie doktorowi Skalpelowi
zakłócał sąsiad z wyższego piętra. Niechcący wprawdzie, ale
jednak.
Przenieśmy
się zatem do mieszkania „odgórnego”
sąsiada, by się dowiedzieć, jak niechcący co wieczór można
zakłócać spokój. Tym bardziej, że sąsiad, Piś Potulak, to
człowiek nad wyraz spokojny, zamieszkujący tam razem z małżonką,
która choć nieco innego charakteru niż mąż, też raczej
sąsiedzkich kłopotów nie przysparzała.
Piś
jako obuwie domowe upodobał sobie plastikowe klapki, tak zwane
fakirki, z całą masą wypustek-igiełek stymulujących
najprzeróżniejsze receptory znajdujące się pod stopami.
Wieczorem, kładąc się do łóżka, zsuwał klapki z nóg i
zanurzał się w pościeli (oraz – według harmonogramu – w
małżonce, która pilnie strzegąc owego harmonogramu, oczekiwała
małżonka, bądź nie). Piś nie przypuszczał, że spadające z nóg
klapki powodują hałas, który budzi sąsiada z dołu. Miał się o
tym dowiedzieć od niego dopiero, gdy ten zagadnął go któregoś
dnia w tej sprawie. Następstwem spotkania były oczywiście
przeprosiny i obietnica zmiany klapkowych zwyczajów.
Piś,
człowiek ugodowy i spolegliwy, zamierzał rzetelnie wywiązać się
z obietnicy, lecz przypomniał sobie o niej dopiero, gdy pierwszy
klapek huknął o podłogę. Dlatego drugi klapek zdjął i jak
najciszej położył koło łóżka. Zanim zasnął, obejrzał
jeszcze ze słuchawkami na uszach film w telewizji (tego wieczoru
harmonogram przewidywał samotne zasypianie – od drugiej strony
łóżka dochodziło cichutkie pochrapywanie małżonki), poczytał i
przejrzał zapiski dotyczące następnego dnia, po czym ułożył się
do snu.
Już,
już miał zasnąć, już powoli odpływał w objęcia Morfeusza, już
myśli krążyły po dalekich nierealnych rewirach, gdy do
przytomności przywołało go walenie w podłogę i natarczywy głos
doktora Skalpela:
–
Panie! Zlituj się i zrzuć wreszcie tego drugiego klapka, bo nie
mogę zasnąć.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz