Kiedy
Lukrecjan Poturbajko opuszczał gościnne mury bździochowskiego
Zakładu Karnego imieniem Najuczciwszego Człowieka Świata,
potocznie wśród rezydentów tego przybytku zwanego Alkaponem lub
Krainą San Escobara, powziął ostateczną w swoim mniemaniu decyzję
przeżycia, a raczej przetrwania reszty swego żywota w skrajnej
uczciwości. Decyzja ta zapadła nagle i zaskoczyła samego
Poturbajkę. Była tym bardziej dziwna, że Poturbajko w sumie dość
mile wspominał pobyt w Krainie San Escobara, bo krzywda mu się tam
nie działa.
Zwłaszcza
wyżywienie miał w pamięci, gdyż karmiono go tam luksusowo, a więc
o niebo lepiej niż w szpitalu, w którym zdarzyło mu się przebywać
po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z gościem, jak się
Poturbajce wydawało, oszczędnej budowy, czyli o posturze dobrze
wypasionego kurczaka. Zanim Lukrecjan powziął zamiar wytłumaczenia
owemu gościowi, jak nierozsądne jest stawanie mu na drodze, już
leżał na ziemi z przetrąconą szczęką. Być może karmienie przez
rurkę utkwiło w pamięci Poturbajki jako jedna z największych
traum jego życia, bo smaku potraw, czy też raczej legumin, jakie mu
tłoczono w gardło, pewnie nie czuł. I takie nienajlepsze
wspomnienie o szpitalnym wyżywieniu poszło za nim w świat. Sojowe
schaboszczaki więc serwowane w Alkaponie zdały mu się rajem dla
podniebienia. I takie cudowne wspomnienie o Krainie San Escobara
poszło za nim w świat.
Lukrecjan
Poturbajko w swym dalszym uczciwym życiu przygarnął bezpańskiego
kota, którego wykarmił, a następnie niechcący zagłaskał na
śmierć. Słyszał wprawdzie o takim powiedzeniu, ale nie bardzo w
nie wierzył. Po odejściu Sierściucha (tak go Poturbajko nazwał;
to pejoratywnie postrzegane imię kota wydawało się jego nowemu
właścicielowi najwłaściwsze, jako najbardziej adekwatne do jego
wyglądu – oczywiście kota, a nie właściciela), uwierzył. Przy
tej okazji przypomniało mu się, jak to dawno, dawno temu w podobny
sposób potraktował swojego podwórkowego interlokutora. Wtedy był
przekonany, że go tylko musnął parę razy, ot, pogłaskał, i było
dlań wielkim zaskoczeniem, gdy przybyłemu pogotowiu nie udało się
reanimować delikwenta. Za ten czyn właśnie znalazł się w Krainie
San Escobara. Teraz miało się wszystko zmienić.
Zagłaskanie
kota na śmierć uszło mu na sucho, ale postanowił wtedy, że
powinien z większą, lecz nie przesadną empatią podchodzić do
otaczającego go świata.
Zdarzyło
się więc, że jadąc tramwajem, siedząc wygodnie w panującym w
pojeździe tłoku, Lukrecjan Poturbajko dojrzał wśród pasażerów
staruszkę. Jakieś mgliste wspomnienie, czy też całkiem
współczesne skojarzenie z powziętym postanowieniem nakazało mu
(naukowcy nazwaliby to wewnętrznym imperatywem) ustąpić jej
miejsca. Wstał więc i szarmancko zaprosił staruszkę do zajęcia
miejsca siedzącego. Tymczasem staruszka wymówiła się
zapewnieniem, że niedługo będzie wysiadać. To jednak nie
przekonało Poturbajki, zwłaszcza że psuło mu plany bycia dobrym
człowiekiem. Zachęcał więc kobiecinę, aby mimo wszystko skorzystała z
zaproszenia i usiadła. Lecz babcinka była uparta i obstawała
przy swoim zamiarze wysiadania na najbliższym przystanku. Taki upór,
całkowicie psujący Poturbajkową koncepcję, wydał się
kandydatowi na dżentelmena tak dalece niestosowny, że po
kilkukrotnym powtórzeniu zaproszenia, ryknął na cały tramwaj:
–
Siadaj!
Staruszka
czym prędzej zmieniła zdanie i skorzystała z uprzejmości
człowieka, który tak ładnie ją prosił. I dla okazania swojej
wdzięczności dojechała do pętli, mimo iż ten uczynny młodzian
dawno już wysiadł.
Po
tym incydencie Lukrecjan Poturbajko skonstatował z żalem, że bycie
uczciwym człowiekiem nie jest łatwe, zwłaszcza gdy czuje się
wyraźny opór materii.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz