O
tym, że Łysek Kudełko był niesamowitym farciarzem, a do tego
zwierzęciem towarzyskim, uwielbiającym wprost uwielbiać
przedstawicielki płci pięknej (nie zważając zbytnio, a
nawet lekceważąc
konduitę tychże), było
wiadomo wśród bodajże całej braci żakowskiej bździochowskiego
uniwersytetu. Podobnie zresztą jak fakt, że Wygibautas
Książkiewiczius był namiętnym żartownisiem i organizatorem
żartów tudzież drobnych tylko żarcików wszystkim swoim
koleżankom i kolegom, w zasadzie bez wyjątków.
Łysek
był w zasadzie flegmatykiem o łagodnym usposobieniu, dlatego nikt
się nie spodziewał, jak srogi weźmie odwet na Wygibautasie za
pamiętny numer z nocną gonitwą na stołowkę. Choć od tamtej pory
upłynęło sporo czasu, w świadomości, a pewnie także w
podświadomości Kudełki tkwiła zadra, która mu ciągle o tej
historii przypominała, i o której nie mógł zapomnieć.
Impreza
zorganizowana przez Kudełkę była przewyborna. Była muzyka, był
alkohol, były panie. Jednym słowem było fantastycznie. Wszyscy
zaproszeni koledzy z akademika bawili się do upadłego. W przypadku
Wygibautasa dosłownie.
Używając fachowego języka, Wygibautas pił do odcięcia. I to
odcięcie w końcu nastąpiło. Chłopak ululał się na cacy i, jak
to mówią, film mu się urwał.
Obudził
się w innym świecie. A konkretnie w świecie odwróconym do góry
nogami. Choć trudno mu było w to uwierzyć, leżał na suficie.
Pierwsze wrażenie, dodajmy potworne i przerażające, było takie,
że zaraz spadnie na podłogę, a spadając z takiej wysokości, musi
się co najmniej mocno potłuc. Nawet
gdy soadnie na dywan. Na
wszelki wypadek, aby zamortyzować uderzenie o podłogę, Wygibautas
wyciągnął ręce i nogi. Przyszło mu to z trudem, ale dał radę.
Kac ma swoje prawa, więc każdy wysiłek
musi być okupiony jeszcze większym wysiłkiem. Ku
swemu ogromnemu zdziwieniu, wcale nie spadał, przeciwnie, tkwił na
suficie i wyglądało na to, że jego ciało ani myśli poddać się
prawu grawitacji. Sufit uwierał go w plecy i wyglądało na to, że
jakaś siła unosi go coraz bardziej i wpycha w sufit. Wygibautas
przeraził się nie na żarty. Taki paradoks, notoryczny żartowniś
przestraszył się nie na żarty. Gdzieś tam w dole tkwił stół,
krzesła, etażerka wypełniona książkami i pozostałe wyposażenie
pokoju. Wszystko to stało sobie spokojnie na podłodze i nie miało
zamiaru przyfrunąć do niego. On z kolei nie potrafił oderwać się
od sufitu, aby znaleźć się tam, gdzie reszta. Co
jest, do cholery, myślał. Jakieś czary, czy co?
Z
czasem jego skacowany umysł powoli zaczął pracować. Już
nie twierdził, że to co
się z nim działo, było
niemożliwe, bo, jak widać, było możliwe. Tkwił na suficie i
największy nawet wysiłek nie był w stanie sprowadzić go na dół.
Było to dziwne, a zarazem
wstrętne uczucie. Bezsilność, jaką ma się tylko w snach, gdy się
chce uciekać, a nogi wrastają w ziemię. A może to sen, przebiegło
mu przez myśl. Ale wiedział już dokładnie, że to nie był sen.
Skoro
umysł został już przymuszony do myślenia, należało coś
wymyślić. Wygibautas jakimś cudem odwrócił się i uklęknął. W
pierwszej chwili przestraszył się, że gdyby prawa grawitacji
zaczęły właśnie ponownie działać, spadnie na plecy, a może i
na glowę. Wszak nie umie spaść jak kot, na cztery łapy. Ale nic
takiego się nie przydarzyło. Nadal tkwił na suficie, choć teraz
na klęczkach. Spróbował się poruszyć. Zrobił krok do przodu i…
nic. Zerknął w bok. Tuż obok zwisającego
luźno żyrandola dreptała
mucha. O żesz ty… i tak
dalej, jestem muchą! Zrobił parę kroczków, gdy tymczasem mucha
odfrunęła i usiadła na podłodze.
Dobra,
takaś cwana grawitacjo? To ja cię przechytrzę. Na czworaka dotarł
do ściany. Ale to wszystko, co mógł zrobić, bo zejść po ścianie
mu się nie udawało. Zaryzykował
postawę pionową, ale zejść w dół nie potrafił. Ta jakś
kretyńska, irracjonalna
siła wciskała
go w sufit i koniec. Próbował się odbić, lecz natychmiast wracał
na sufit.
Powoli
zaczynał tracić poczucie rzeczywistości. Kręciło mu się w
głowie i sam już nie wiedział, czy to od kaca, czy od tej
zwariowanej sytuacji. To jakiś obłęd, myślał. Przecież to jest
tak nieprawdopodobne, że aż niemożliwe.
I
wtedy usłyszał jakieś głosy. Drzwi do pokoju się otworzyły i
całe wieczorne towarzystwo, to już totalna wariacja, wskoczyło do
niego na sufit. Wszyscy roześmiani i radośni, z lampkami wina, z
których nic się nie wylewalo na podłogę, powitali skołowanego
Wygibautusa.
Gdy
wreszcie Wygibautusowi ustały zawroty głowy, Kudełko objaśnił
mu właśnie zrealizowany swój plan zemsty. Pokój, w którym teraz
wszyscy znajdowali się na suficie, był odpowiednio przebudowany i
wyposażony. W rzeczywistości towarzystwo znajdowało się na
podłodze przekształconej w sufit. Prawdziwy sufit zaś robił
obecnie za podłogę. Wszystkie meble i pozostałe rzeczy zostały
doń przytwierdzone.
Trzeba
przyznać, że Kudełko zadał sobie dużo trudu, by zrealizować swą
zemstę. Ale, jak ocenił, było warto. Mina Wygibautusa, gdy wszyscy
wchodzili do pokoju i stawali na rzekomym suficie, bezcenna.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz